Naśladują i oceniają
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuTo, jacy jesteśmy, wynika z własnych predyspozycji i osobowości, ale jest także zależne od przekazanych genów i sposobu wychowania. Wiadomo, że w dorosłym życiu umiemy zweryfikować to, czego uczyli nas rodzice. Oceniamy ich metody wychowawcze i budujemy własny świat wartości. Ten świat przekazujemy naszym dzieciom, a potem one naśladują lub krytykują nasze metody.
Zobaczcie, co najbardziej denerwuje moje rozmówczynie, co potępiają, a co chwalą i na czym się wzorują w wychowaniu swoich dzieci:
Gienia (24 lata, Łódź):
Na plus: Szacunek dla starszych
– Jestem świeżo upieczoną mężatką. Na razie nie planuję dziecka, ale mam już pewne wyobrażenia o macierzyństwie i o tym, jak chciałabym wychować moje dziecko. Z całą pewnością będę się wzorować na moich rodzicach, a zwłaszcza na mamie, bo to ona spędzała ze mną najwięcej czasu, wychowywała mnie. Tata pracował i zarabiał na dom, więc jego uczestnictwo w moim wychowaniu pamiętam jak przez mgłę. Mama nauczyła mnie bezwzględnego szacunku dla ludzi starszych – nie tylko dziadków, ale także rodziców i obcych. Uważam, że jest to bardzo dobra cecha charakteru. Uczę jej mojego męża, który często kłóci się ze swoją mamą. Nauczono mnie, że na niektóre rzeczy trzeba przymykać oko, przemilczeć, pochylić głowę, bo jeśli przy czymś upiera się babcia, ma do tego prawo wynikające z jej sędziwego wieku i z doświadczeń życiowych. Nie mówię tu o ślepym szacunku dla osób, które robią nam krzywdę, ale dla starszych ludzi, którzy mają swoją mądrość życiową, z którymi nie należy się kłócić, podnosić na nich głosu, trzaskać drzwiami lub ubliżać im. Chciałabym tego nauczyć moje dziecko. Zresztą nie tylko szacunku dla ludzi starszych, ale także dla nauczycielki w szkole, pani sprzedawczyni w sklepie, koleżanki z piaskownicy, a potem partnera życiowego i własnych dzieci. Uważam, że ludzie, którzy wzajemnie się szanują, łatwiej rozwiązują wspólne problemy.
Na minus: Niesprawiedliwość
– Mam zamiar mieć dwoje dzieci. W ich wychowaniu nigdy nie będę się kierować zasadą, której hołdowała moja mama: „młodszemu trzeba ustąpić”. Jestem starszą siostrą i odbierałam to jako niczym nieuzasadnioną niesprawiedliwość. Bardzo cierpiałam, że muszę sprzątać zabawki po swoim młodszym bracie, zmywać po nim naczynia, oddawać mu moje zabawki i przerywać oglądanie filmu, bo właśnie zaczynała się jego bajka. Będę się starała równomiernie rozdzielać uczucia, zakazy i nakazy, tak by żadne z moich dzieci nie czuło się pokrzywdzone i odrzucone.
Marta (26 lat, Warszawa):
Na plus: Dorosłe traktowanie
– Mam roczną córeczkę i już teraz zastanawiam się, co zrobić, by wychować ją jak najlepiej – na dobrego człowieka. W moim domu rodzinnym najbardziej ceniłam sposób podejmowania decyzji. Rodzice dyskutowali najpierw ze sobą przy zamkniętych drzwiach, ale bardzo kulturalnie, a potem zwoływali rodzinną naradę. Każdą większą decyzję konsultowali z nami. Od szóstego roku życia siadałyśmy przy stole i zastanawiałyśmy się razem z rodzicami, co zrobić. Tak było, gdy rodzice mieli się przeprowadzić do innego miasta, tak było również w kwestii budowy domu, zmiany pracy mojej mamy, pomocy finansowej dla mojej cioci. Rodzice informowali nas o konsekwencjach różnych decyzji. Traktowali nas jak dorosłe i to bardzo mi się podobało. Chciałabym podejmować ważne decyzje przy stole z całą rodziną. Można wtedy uniknąć wielu niepotrzebnych kłótni i wyjaśnień.
Na minus: Brak czasu
– Moi rodzice byli bardzo zapracowani. Opiekowała się nami babcia. Nie lubiłam, gdy mama wracała późno z pracy, gdy babcia mnie kąpała i kładła spać. Czekałam na niedzielę, kiedy wszyscy razem jedliśmy śniadanie, wylegiwaliśmy się w łóżku, oglądaliśmy bajki i filmy, czytaliśmy książki, piekliśmy ciasto lub gotowaliśmy obiad. Lubiłam wspólne wyjazdy z rodzicami. Łaknęłam ich bliskości. Bywało, że tata wyjeżdżał i nie widziałam go dwa tygodnie. Bywało też, że mama wychodziła z domu, kiedy jeszcze spałam, i wracała, kiedy już spałam, więc nie widziałyśmy się cały dzień. Chciałabym mieć więcej czasu dla córki. Na razie nie pracuję, jestem na wychowawczym, ale niedługo wracam do pracy. Rozważam przejście na pół etatu. Chciałabym też, żeby moja córka w zamian nie żałowała mi tego czasu na starość i widywała się ze mną od czasu do czasu.
Agnieszka (32 lata, Warszawa):
Na plus: Oparcie w rodzinie
– Mam bardzo troskliwych rodziców, na których zawsze mogę liczyć. Dzięki temu czuję się bezpiecznie. Nie działa to w jedną stronę – oni także mogą na mnie liczyć. Oparcie w rodzinie jest bardzo ważne – łatwiej się żyje, wiedząc, że jest ktoś, kto mi pomoże. Gdy mama ma jakiś problem, dzwoni do mnie, żeby mi o tym opowiedzieć, i razem radzimy. Gdy potrzebuję pieniędzy lub mam kiepską atmosferę w pracy, dzwonię do rodziców i razem szukamy rozwiązania. Mogę im powiedzieć o wszystkim i zawsze znajdę zrozumienie. Moją dziewięcioletnią córeczkę uczę tego samego. Wie, że może na mnie liczyć, i zwierza mi się z każdego problemu.
Na minus: Kontrola i zmuszanie
– Nie podoba mi się kontrola moich rodziców nad wszystkim, ich wszędobylstwo i zmuszanie do rzeczy, które według nich są dobre. Teraz, gdy jestem starsza, przystopowali, ale kiedyś było to nie do zniesienia. Zmuszali mnie do jedzenia pietruszki, tatara, śledzi, czerniny i szpinaku, których szczerze nie znosiłam. Namawiali mnie do chodzenia do kościoła, a ja po prostu nigdy tego nie czułam. Jestem ateistką. Wymuszali na mnie różne zachowania: że powinnam zaprosić na ślub ciocię, której nigdy w życiu nie widziałam, bo to nasza bliska rodzina; powinnam na święta zrobić kluski z makiem, bo to nasza wiekowa tradycja, chociaż nie umiałam ich zrobić i nie lubiłam ich jeść; w czasie ciąży powinnam jeść koper, to dziecko nie będzie miało kolki, a mnie zbierało się na wymioty, gdy tylko czułam zapach kopru. Nie lubiłam, gdy mama mnie kontrolowała, dzwoniła na przykład o 19 i dziwiła się, że mojego męża nie ma jeszcze w domu, podejrzewała w tym zdradę, chociaż mówiłam jej, że ma zebranie. Pytała mnie, czy moja córka Monika pije sok z marchwi, buraków i przecier pomidorowy; czy zrobiłam jej kolację, czy chodzi spać o odpowiedniej porze i zakłada czapkę. Zapominała, że to ja jestem mamą i sama będę decydować o tym, co dla mojego dziecka jest dobre. Staram się dawać mojej córce więcej luzu i nie wchodzić w butach do jej życia, jeśli akurat nie jestem proszona i oczekiwana.
Anastazja (27 lat, Suwałki):
Na plus: Wrażliwość
– Mama nauczyła mnie wczuwać się w sytuację innych. Dzięki niej, zanim wypowiem jakiś osąd o kimkolwiek, skrytykuję lub wyartykułuję zdanie: „ja nigdy bym tak nie postąpiła”, najpierw zastanowię się nad życiem tamtej osoby, nad jej emocjami i sytuacją. Jestem wrażliwa na problemy innych i wyrozumiała dla czyichś decyzji. Umiem prawidłowo ocenić sytuację. Dlatego moi znajomi często dyskutują ze mną o swoich problemach. Umiem wejść w ich skórę i spojrzeć na sprawę z ich perspektywy. Widzę wiele aspektów i mam szerokie horyzonty. Ta cecha pomaga mi w pracy i w życiu. Tego uczę mojego czteroletniego syna, gdy zabiera koledze zabawkę, gdy nie chce podzielić się cukierkami z bezdomnym, posprzątać pokoju, gdy ja jestem zmęczona. Mówię mu, żeby postawił się w sytuacji drugiej osoby. Mimo że jest jeszcze mały, rozumie to. Cieszę się z tego.
Na minus: Porównywanie
– Chyba żadne dziecko tego nie lubi – porównywania: że moja siostra lepiej się uczyła w moim wieku, córka sąsiadki pomaga swojej mamie w sprzątaniu, że moja koleżanka z ławki jest taka spokojna, a ja jestem zła, że moja mama w moim wieku słuchała rodziców, a ja jestem uparta. Długo można by wymieniać. Nie znosiłam tych porównań, przez nie wciąż czułam się gorsza. Przez to mam dziś problemy z poczuciem własnej wartości i samooceną. Z domu wyniosłam nawyk porównania i gryzę się w język, gdy stosuję go do swojego męża lub syna. Za to staram się chwalić ich na każdym kroku, żeby byli dowartościowani. Mam nadzieję, że Kubie będzie dzięki temu łatwiej w późniejszym, dorosłym życiu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze