Tokofobia
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuWedług badań brytyjskich naukowców tokofobia, czyli paniczny lęk przed ciążą i porodem, dotyka co szóstą kobietę na świecie. Dotychczas zjawisko to było traktowane marginalnie, a lęki kobiet kwitowano lekceważącym „poradzisz sobie”. Tymczasem tokofobia może powodować poronienia. Warto zastanowić się, co może być przyczyną tego lęku?
Według badań brytyjskich naukowców tokofobia, czyli paniczny lęk przed ciążą i porodem, dotyka co szóstą kobietę na świecie. Dotychczas zjawisko to było traktowane marginalnie, a lęki kobiet kwitowano lekceważącym „poradzisz sobie”. Tymczasem tokofobia może powodować poronienia, a w skrajnych przypadkach sprawia, że ciężarne – mimo że chcą zostać matkami – poddają się aborcji. Są przekonane, że nie poradzą sobie z urodzeniem dziecka albo nawet umrą przy porodzie. Z tokofobią wiąże się również coraz powszechniejsze zjawisko żądania cesarskich cięć.Warto zastanowić się, co może być przyczyną lęku przed tym najbardziej na świecie naturalnym procesem, jakim są ciąża i poród.
Kilka przyczyn wydaje się całkowicie zrozumiałych – jeśli matka cierpiącej na opisywaną przypadłość zmarła przy porodzie, nie ma się co dziwić jej lękom. Jeśli kobieta ma za sobą kilka poronień, również łatwo zrozumieć jej lęki przed kolejną ciążą. Jak jednak znaleźć wyjaśnienie dla faktu, że zdrowe i silne kobiety bez traumatycznej przeszłości umierają ze strachu przed ciążą i porodem?
Zdaje się, że – paradoksalnie – winny tego stanu rzeczy może być powszechny dostęp do informacji. Nasze babki, odcięte od fachowej literatury medycznej, nie były obciążone świadomością, co złego może spotkać je w czasie ciąży i porodu. Rodziły bez wielkiego lęku kolejne dzieci, wkrótce po porodzie wracając do pracy w polu. Znam pewną historię opowiedzianą przez prawie osiemdziesiącioletnią Hanię, która jest przykładem potwierdzającym moją tezę: rano mama Hani w towarzystwie wiejskiej akuszerki urodziła najmłodszego braciszka Hani Stasia. Był to trzeci brat Hani; oprócz braci miała jeszcze cztery siostry. Krótko po porodzie mama zawołała do łóżka wszystkie dzieci, pokazała im Stasia i starym zwyczajem pozwoliła pocałować go w piętę. A jeszcze tego samego wieczoru wstała z łóżka i upiekła wielki placek drożdżowy ze śliwkami, żeby w ten sposób uczcić narodziny kolejnego synka… Jeszcze niedawno poród traktowany był jak zjawisko naturalne, jak oddychanie czy wydalanie. Co się z nami stało?
Dziś, spędzając długie godziny przed monitorami komputerów podłączonych do Internetu, wynajdujemy sobie dziesiątki makabrycznych przykładów świadczących o tym, że ciąża może mieć tragiczny przebieg i jeszcze gorszy finał. Nie bez winy są tu także lekarze, kierujący nas na dziesiątki często niepotrzebnych badań. Przez dziewięć miesięcy ciąży, zamiast cieszyć się błogosławionym stanem, drżymy ze strachu przed chlamydią, toksoplazmozą i czym tam jeszcze (ostatnio widziałam ciężarną, która tłukła kotlety na obiad w gumowych rękawiczkach – surowe mięso jest przecież niebezpieczne!).
Absurdalna i pomniejszająca w tym naturalnym procesie kobietę medykalizacja porodu to według mnie kolejny powód, który sprawia, że coraz częściej cierpimy na tokofobię. KTG, USG, rodzenie na leżąco, nacinanie krocza, zastrzyki z oksytocyny i wiele innych medycznych zabiegów sprawiają, że poród kojarzy nam się z jakąś skomplikowaną operacją, z chorobą, którą należy leczyć, której należy się jak najszybciej pozbyć. A przecież prawda jest taka, że nasze ciała wiedzą, jak rodzić. Samice ludzkie rodziły już w czasach prehistorycznych, a ludzkość dotrwała do dziś i ma się całkiem nieźle. Ba – niektóre rejony świata bardzo poważnie cierpią z powodu przeludnienia…
Nie bez znaczenia są też zapewne opisy krwawych jatek, jakimi raczą nas kobiety, które już rodziły. Mówią o nieludzkim bólu, komplikacjach i długich godzinach bezsensownego cierpienia.Jak tu się nie bać? Mamy wielką wiedzę medyczną, nie mamy za to zaufania do siebie i naszych ciał. Odpowiedzialność za całą ciążę i poród oddałyśmy lekarzom i położnym (o których również krążą setki mrożących krew w żyłach historii). Czy powinnyśmy się więc dziwić, że coraz częściej żądamy, żeby po dziewięciu miesiącach dziecko po prostu z nas wyjęto podczas cesarskiego cięcia?
Tymczasem okazuje się, iż cesarskie cięcie nie jest najlepszym sposobem na urodzenie dziecka. Wiele argumentów przemawia za porodem fizjologicznym: podczas porodu dziecko uodparnia się na stresy, które czekają je w przyszłości – przeciskając się przez wąski kanał rodny, doznaje stresu, o którym można powiedzieć, że jest pierwotny. Udowodniono, że większość samobójców przyszła na świat przez cesarskie cięcie, a w krajach Ameryki Łacińskiej, gdzie liczba cesarskich cięć sięga 90%, przestępczość ma jeden z najwyższych wskaźników na świecie. Dalej – podczas porodu naturalnego dziecko w sposób naturalny kolonizuje się bezpiecznymi bakteriami matki, na wstępie zyskując przez to odporność dużo większą niż dzieci wyjęte z brzucha mamy podczas operacji, jaką jest cesarskie cięcie. Oczywiście w sytuacjach kiedy poród się komplikuje albo kobieta rzeczywiście nie może lub nie powinna rodzić, cesarka to błogosławieństwo i świetnie, że mamy możliwość rodzić dzieci w ten sposób. Ale naturalnie jest lepiej.
Chcę przez to wszystko powiedzieć, że natura jest doskonała. Poród wygląda tak, jak wygląda, i nic nie dzieje się bez przyczyny. Jest nawet takie powiedzenie – gdyby dzieci miały się rodzić przez cesarskie cięcie, kobiety rodziłyby się z zamkami błyskawicznymi na brzuchach. Jesteśmy stworzone do rodzenia dzieci (w takim sensie, że nasze ciała wiedzą, jak to się robi, a nie, że każda z nas powinna mieć dzieci, i to co najmniej sześcioro). Nie ma się czego bać. Z własnego doświadczenia wiem (cztery kilogramy córki urodziłam sama, bez znieczulenia i innych interwencji w siedem godzin), że poród jest przeżyciem trudnym, ale wspaniałym i pięknym. Nigdy jeszcze nie czułam się kobietą bardziej niż wtedy, kiedy wycisnęłam z siebie tego małego człowieka!Uwierzmy w siebie, w naszą moc. Ona jest w nas. Trzeba do niej tylko dotrzeć.
A jeśli nie radzimy sobie z lękiem, który paraliżuje nas na myśl o ciąży czy porodzie, warto udać się po pomoc do dobrego psychologa. Strach ma wielkie oczy, ale warto w nie spojrzeć odważnie i ukręcić bestii łeb. Życzę samych pięknych chwil w ciąży. I jeszcze piękniejszych porodów.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze