Prawda o św. Mikołaju
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuMa czerwony płaszcz i czapkę, długą brodę, a na plecach wielki wór prezentów. Niebem sunie na saniach zaprzężonych w renifery. Zdarza się, że pojawia się osobiście, w przedszkolu albo domu, bywa, że wrzuca prezenty przez komin, albo wchodzi niepostrzeżenie i zostawia podarki, zanim dzieci zdążą go zobaczyć. Czy rodzice powinni mówić dzieciom prawdę o św. Mikołaju, czy raczej podtrzymywać wiarę w jego istnienie? Zdania psychologów są podzielone.
Niejeden rodzic zastanawia się, czy mówić dziecku prawdę o mikołaju, czy udawać. Właściwie obie postawy są dobre. Małe dzieci jeszcze nie potrafią odróżnić fantazji od rzeczywistości. Dla malucha bajkowe postaci są równie ważne i realne, jak ciocia i wujek. Nie ma więc nic złego w opowiadaniu o św. Mikołaju, a wręcz może to rozwijać wyobraźnię malca. Część psychologów jest jednak zdania, że od początku warto mówić dziecku prawdę, to wyraz szacunku dla niego. Poza tym, kiedy odkryje, że dorośli go oszukują, rodzice mogą stracić na wiarygodności. Decyzja należy do rodziców i w dużej mierze zależy od ich własnych wspomnień z dzieciństwa.
Monika (34 lata, polonistka z Warszawy):
— Ostatnio wiele się mówi o tym, że „bredzenie” o istnieniu Świętego Mikołaja, to okłamywanie dzieci, że kiedy odkryją prawdę, może zostać podważony autorytet rodziców. Moim największym autorytetem byli moi dziadkowie. Mądrzy i kochani. Na każde święta z rodzicami wyjeżdżaliśmy właśnie do nich. Mieszkali na wsi, do dziś mam przed oczami ten widok drzew z czapami śniegu, siedzenie w gronie dużej rodziny, za wielkim stołem. Kiedy ich zabrakło, już nigdy rodzinie nie udało spotkać się w takim gronie. Pamiętam wychodzenie na sanki w drugi dzień świąt i to, że w Wigilię dziadek, albo babcia przebierali się za św. Mikołaja. Robili to nawet wtedy, kiedy już dawno zarówno ja, jak i moja dwa lata młodsza siostra wiedzieliśmy, że św. Mikołaj nie istnieje. Śmiałyśmy się z tego, jak babcia „niezauważalnie” pakuje do torby ciuchy do przeprania i prezenty, niby to od św. Mikołaja, a tak naprawdę dobrze znałyśmy skrytkę za kartonem na szafie i zawsze jeszcze przed gwiazdką wiedziałyśmy, co dostaniemy. Ale i tak był jakiś dreszczyk emocji, babcia mówiła zawsze: Dzieci, a byłyście grzeczne i stukała kijem o podłogę, a my odpowiadałyśmy. I kiedy mówiłam wierszyk, to miałam tremę, chociaż wiedziałam, że to przecież babcia.
Pewnej Wigilii, a miałyśmy z siostrą już chyba około 10 lat, zapytałyśmy: Czy babcia w tym roku też się przebierze? Było dużo śmiechu. Od wielu lat dziadkowie już nie żyją, ale my z siostrą wspominamy, jak to przebierali się za św. Mikołaja i przychodzili z dawno odkrytymi prezentami i jacy byli wtedy zabawni. To chyba jedno z piękniejszych moich wspomnień dotyczących świąt. Myślę, że dzieci dorastając nabierają w zupełnie naturalny sposób dystansu do takich rzeczy. Warto zaufać ich inteligencji. Niech św. Mikołaj istnieje jak najdłużej, bo dzieciństwo jest takie krótkie.
Arek (29 lat, informatyk z Katowic):
- Św. Mikołaj z mojego dzieciństwa, to głupi staruch, który nie umie czytać listów. Wiem, że może zabrzmi to brutalnie, ale tak właśnie o nim myślałem, kiedy byłem małym dzieckiem i jeszcze wierzyłem, że jest prawdziwą postacią, która przybywa z jakiegoś odległego kraju, a wiozą go renifery.
Wychowywałem się w domu dziecka, zawsze przed świętami pisaliśmy listy do św. Mikołaja. Ja nigdy nie chciałem pokoju na świecie i żeby mama wyzdrowiała, bo jej nie znałem, zostawiła mnie w szpitalu, kiedy miałem roczek i trafiłem z zapaleniem płuc, ale zapomniała zrzec się praw rodzicielskich. Chciałem mieć samochód, albo piłkę. I zawsze dostawałem coś innego, z przydziału. Zresztą w bidulu inne dzieci szybko wyprowadziły mnie z błędu mówiąc, że ten dziad z brodą to nasz woźny. Dziś mam dwójkę dzieci — synek ma 3 lata, a córeczka 5 lat. W przedszkolu jest i pisanie listów, i św. Mikołaj, ale ja swoim dzieciom nie wciskam kitu, że to ktoś prawdziwy, kto spływa do nas z nieba na reniferach. Wszystkie prezenty kładziemy pod choinką i dla nas, i dla dzieci. Żona nie ma takich doświadczeń, ale zgadza się ze mną, że już po przedszkolnych zabawach, w domu można sobie darować mówienie o tej postaci. Dzieci nie pytają skąd te prezenty, one są jeszcze za małe, żeby je to interesowało, ale ustaliliśmy, że kiedy zapytają, odpowiemy, że kupiliśmy z myślą o nich, bo je kochamy.
Maria (56 lat, pedagog z Olecka):
— Wychowałam się w czasach, kiedy św. Mikołaj nie miał takiego znaczenia jak dzisiaj. Może dlatego, że nie było takiego konsumpcjonizmu. Obecnie Boże Narodzenie opiera się głównie na kupowaniu, jedzeniu i dawaniu prezentów. Przed laty w święta robiło się ozdoby choinkowe, śpiewało kolędy, szło na pasterkę. Często prezentami dla dzieci były tylko słodycze, albo i tych brakowało. Ale nie zapominaliśmy, że Boże Narodzenie świętujemy przede wszystkim dlatego, że Chrystus się urodził. Dziś już za tymi wszystkimi mikołajami i prezentami nie widać sensu świąt. Swojej 5 letniej wnuczce mówię przede wszystkim o tym, jak dzieciątko się rodziło, dlaczego kładziemy sianko pod obrusem. Myślę, że to jest najważniejsze, a nie św. Mikołaj.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze