Rodzina jako źródło cierpień
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuZwykle posiadanie rodziny wymienia się jako podstawę poczucia bezpieczeństwa i szczęśliwego życia. To jeden z mitów współczesnej psychologii. Zdarza się bowiem, że zamiast dawać oparcie, niesie cierpienie, zostawia rany na resztę życia. Osoby z takimi doświadczeniami często mówią, że nie wyjdą za mąż, nie będą miały dzieci, żeby nie powtarzać błędów własnych rodziców.
Któż z nas nie słyszał tekstów, że rodzina jest najważniejsza; że wobec członków familii należy wykazać się szczególną lojalnością; że się od swojej rodziny nie możesz uwolnić, bo przeszłości nie da się przecież zmienić. I w końcu, że powinnyśmy dążyć do założenia własnej, bo inaczej trudno jest osiągnąć szczęście. A osoby, które wybrały życie w pojedynkę, często uważa się za egoistów, ludzi niedojrzałych i niepoważnych. Inni oburzają się, że to postawa antyspołeczna, bo kto będzie pracował na nasze emerytury.
One wbrew opinii większości świadomie podjęły decyzję, że ognisko domowe jest nie dla nich.
Marta (33 lata, dziennikarka, mieszka w Warszawie):
— Nie lubię określenia singielka, bo kojarzy się z osobami, które rezygnują z rodziny dla zabawy i wygodnego życia. A jak już się wyszaleją to i tak rozglądają się za facetem, z którym mogłyby mieć dzieci jeszcze przed 35. rokiem życia. Po pierwsze mam faceta, a po drugie mój brak rodziny jest głęboko przemyślaną decyzją. Kiedyś mój chłopak starał się przekonać mnie do zmiany nastawienia, ale dziś już wie, że to niemożliwe. Nigdy go nie oszukiwałam, że chcę ślubu i dzieci. Rodzina to najbardziej toksyczne środowisko jakie można sobie wyobrazić. W jednym domu spotykają się ludzie, którzy nie mogą wypisać się z tego układu, ale muszą trwać razem nawet wtedy, kiedy jest bardzo źle. Moja matka zatrułaby życie każdemu. Może nie była złą kobietą, może tylko nie umiała cieszyć się życiem. Mnie i ojcu mówiła, jacy to jesteśmy nieudacznicy. Nie dziwię się, że umarł na raka, jak miałam 14 lat. Wyrokowała, że stoczę się, że nie zarobię na chleb, że skończę pod mostem. Potrafiła tak godzinami mówić.
Pierwszy raz uciekłam z domu, jak miałam 10 lat. Dwa dni włóczyłam się po mieście. Ale byłam głodna, bałam się spać w bramie, więc wróciłam do domu. Potem uciekałam jeszcze z niego 6 razy. Dwa razy przywoziła mnie policja. Jako dziecko nie miałam żadnej alternatywy. Musiałam tkwić w tej chorej rodzinie. Matka mówiła, że wyrośnie ze mnie patologia. Skończyłam dwa kierunki – polonistykę i historię. Dobrze zarabiam. Nie piję, do patologii mi daleko. Nie mam z nią kontaktu i nie chcę mieć. Nie wiem, czy byłabym lepszą matką. Nie będę eksperymentowała. Nie wyjdę za mąż, żeby nie przywiązywać do siebie mojego partnera. Jak będzie nam kiedykolwiek ze sobą źle, to pożegnamy się grzecznie i każde pójdzie w swoją stronę. I nikt Bogu ducha winny nie będzie przez to cierpiał.
Marzena (45 lat, właścicielka sklepów z odzieżą z Katowic):
- Łatwo się mówi patchworkowa rodzina. Ale dzieci z rozbitych małżeństw są szczęśliwe tylko w kolorowej prasie. Ojciec odszedł od nas, jak miałam 11 lat, mój brat 5. Byłam już dużą dziewczyną, ale nocami śniło mi się, jak idzie do obcej kobiety, bo jej dzieci kocha bardziej niż mnie. Nienawidziłam jej, wydawało mi się, że mogłabym ją zabić. A potem czekałam na każde z nim spotkanie. Jak je odwoływał, to w wieku 14 lat potrafiłam przepłakać cały dzień. Matka nie pokazywała po sobie, jak bardzo ją to boli, ale zapadała się w sobie, nie uśmiechała, nie odzywała się do nikogo.
Dziś może bardziej rozumiem swojego ojca. Zakochał się, chciał zacząć życie od nowa. Sama odeszłam od faceta, z którym byłam 10 lat, bo zakochałam się w innym. Jestem dorosła, mam prawo dokonywać takich wyborów. Ale gdybyśmy mieli dziecko, to już nie byłoby proste. Wiedząc, jak bardzo rozstanie może boleć dziecko, chyba nie zdecydowałabym się na pozbawienie go ojca.
Dziś jestem sama i nikt nie cierpi przez moje decyzje. Nie nadaję się do stałych związków. Wiem, że za chwilę będę chciała czegoś nowego, inspirującego. Poza tym dużo pracuję, a dla dzieci trzeba mieć czas. Szlag mnie trafia, jak słyszę, że bezdzietni to egoiści, a tym co je mają trzeba medale przyznawać. A to, że rodzice piją, rozwodzą się, nie mają czasu dla dzieci, to już szczegół. Znam siebie i swoje ograniczenia. Umiałam powiedzieć sobie szczerze, że nie nadaję się na matkę. Myli się ten, kto sądzi, że taka decyzja przyszła mi łatwo. Do dziś zastanawiam się, czy nie popełniłam błędu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze