Lustereczko, powiedz przecie...
URSZULA • dawno temu...kto jest najpiękniejszy w świecie? Na pewno nie ja – odpowie 99,9% kobiet – bo mam za grube uda (1 miejsce w rankingu wad, nad którymi kobiety najbardziej ubolewają), brzydki nos (2 miejsce), za mały/brzydki biust (3 miejsce), za duży brzuch (4 miejsce), ohydne kręcone/ohydne proste jak druty włosy (5 miejsce), nie wspominając o pomniejszych niedoskonałościach.
…kto jest najpiękniejszy w świecie? Na pewno nie ja – odpowie 99,9% kobiet – bo mam za grube uda (1. miejsce w rankingu wad, nad którymi kobiety ubolewają), brzydki nos (2. miejsce), za mały/brzydki biust (3. miejsce), za duży brzuch (4. miejsce), ohydne kręcone/proste jak druty włosy (5. miejsce), nie wspominając o pomniejszych niedoskonałościach. Zastanawiające jest, czy te kobiety, które tak bardzo nienawidzą różnych części swojego ciała, że potrafią prowadzić na ten temat niekończące się monologi przy każdorazowym spotkaniu z psiapsiółką, decydują się, by je poprawić.
Klinik chirurgii plastycznej powstaje coraz więcej. Jeżeli zajrzymy chociażby na ostatnie strony “Wysokich Obcasów”, oczom naszym ukaże się szereg ogłoszeń o mniej więcej takiej treści: “Odsysanie tkanki tłuszczowej”, “Plastyka piersi”, “Korekcje kształtu twarzy, nosa, uszu”, każde opatrzone wizerunkiem kobiety o idealnych kształtach i regularnych rysach gładkiej twarzy. Zabiegi takie jak lifting, czy liposuction przestały być przywilejem bajecznie bogatych gwiazd. Ostra konkurencja na tym polu spowodowała, że ceny operacji plastycznych stały się przystępniejsze, tak że należąca do klasy średniej Polka jest w stanie uciułać na wymarzone odsysanie tłuszczu z ud.
Odwiedziła mnie ostatnio Marta. Marta jest kobietą urodziwą. Może nie ma urody gwiazdy filmowej, ale jest zgrabna i ma tak przyjemną buzię, że przyciąga wzrok większości mężczyzn. Gdy ich wzrok raz na niej spocznie, w jakiś tajemniczy sposób nie chce się od niej odkleić. Ja na jej miejscu byłabym w pełni usatysfakcjonowana swoim wyglądem, ale ona – niespecjalnie. Podczas ostatnich odwiedzin z miejsca oświadczyła, że zdecydowała się na operację plastyczną. Zlustrowałam ją od stóp do głów, ale nie znalazłam nic, co by się kwalifikowało pod skalpel. Widząc, że mam kłopoty ze zlokalizowaniem rażącego defektu jej urody, Marta dotknęła placem czubka swojego nosa. Mam taką obrzydliwą chrząstkę na czubku nosa i już nie mogę na siebie patrzeć – wyjaśniła. Wysiliłam swój wzrok jeszcze raz i tym razem udało mi się zauważyć niewielkie zgrubienie na końcu Martowego noska.
Moja droga – próbowałam odwieść ją od pomysłu korekcji chirurgicznej - każdy, długo wpatrując się w swój nos, znalazłby w nim coś odbiegającego od normy, co znaczy, że nie ma żadnej normy. Normalne jest to, że mamy różne nosy. Ten argument puściła mimo uszu. To tylko drobny zabieg korekcyjny, a tak bardzo poprawi mi samopoczucie – odpowiedziała niezrażona.
Kiedy zobaczyłam Martę następnym razem, miała wielki plaster na nosie, a w oczach łzy. Powiedziała, że operacja się nie udała, że jej skóra gorzej się goi niż przypuszczała i ma teraz opuchnięty nos, który wygląda zupełnie nie tak, jak miał wyglądać. Nie muszę dodawać, że Marta wstydzi się teraz wyjść na ulicę. Długo musiałam ją nakłaniać, żeby pokazała mi ów nieszczęsny nos, bo, nie kryję, chciałam zaspokoić własną ciekawość.
Jeśli mam być szczera, to nos wyglądał dokładnie tak, jak mówiła, że miał wyglądać – zgrubienie z czubka nosa wycięta, a na jej miejscu niewielka rana. Jednak Marta, w pośpiechu przyklejając plaster z powrotem, oświadczyła, że nie zdejmie go, dopóki nie zrobi sobie kolejnej operacji.
Wydaje mi się, że rozgryzłam fenomen niezwykłego mnożenia się klinik specjalizujacych się w korekcji chirurgicznej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze