Przyjaciele nie tylko do rozmówek
URSZULA • dawno temuObcokrajowiec w Japonii, czyli tak zwany „Gaijin”, przysparza Japończykom wielu problemów swoim mało powściągliwym – z ich punktu widzenia - zachowaniem, gafami wynikającymi z nieznajomości japońskich zwyczajów, wręcz porażającą ignorancją. Czekając na peronie na pociąg nie ustawia się grzecznie w kolejce, nie zdejmuje butów przed wejściem do przymierzalni w sklepie z ubraniami...
Obcokrajowiec w Japonii, czyli tak zwany „Gaijin”, przysparza Japończykom wielu problemów swoim mało powściągliwym – z ich punktu widzenia - zachowaniem, gafami wynikającymi z nieznajomości japońskich zwyczajów, wręcz porażającą ignorancją. Czekając na peronie na pociąg nie ustawia się grzecznie w kolejce, nie zdejmuje butów przed wejściem do przymierzalni w sklepie z ubraniami, a podczas pobytu w kurorcie z gorącymi źródłami, zamiast z lubością pławić się w leczniczej wodzie, powoli sącząc sake, Gaijin natychmiast upija się i skacze do takiego źródła na główkę. Słowo „gai” znaczy „z zewnątrz”, a słowo „jin” - „człowiek”, więc jak sama nazwa wskazuje, nie ma żadnych powodów, żeby się z jakimś typem z zewnątrz zadawać. Do obcokrajowca warto się odezwać tylko z jednego powodu: Gaijin mówi po angielsku. A przeciętny Japończyk bardzo chciałby się angielskiego nauczyć.
Są wprawdzie liczne szkoły, w których głównie Anglicy i Amerykanie za sporą opłatą nauczają swojego ojczystego języka, jednak idealnym uzupełnieniem wkuwania reguł gramatyki jest niezobowiązująca konwersacja z człowiekiem, który lepiej włada obcym językiem. Wypada się z Gaijinem po prostu zaprzyjaźnić. Z powyższych przyczyn, wszystkie moje znajomości z Japończykami, zawierane na uniwersytecie, zaczynały się i kończyły podobnie.
W pewne słoneczne popołudnie siedziałam w ulubionej kawiarni, powoli sącząc kawkę i podziwiając przepiękne żółte liście na pobliskim drzewie, gdy nagle japoński młody dżentelmen siedzący przy stoliku obok odezwał się do mnie po angielsku mniej więcej w tych słowach:
-„Cześć, czy chcesz zostać moją przyjaciółką do rozmów po angielsku?”
Jego pytanie zupełnie zbiło mnie z tropu, gdyż ostatni raz pytano mnie, czy chcę się z kimś przyjaźnić, gdy siedziałam usmarkana w piaskownicy.
-„Tak” - odpowiedziałam, myśląc, że po takim wstępie może już być tylko lepiej. Myliłam się.
- „Świetnie” - ucieszył się mój rozmówca- „Porozmawiajmy więc. O czym chciałabyś porozmawiać?”
- „Eee… Czy podoba Ci się polityka obecnego premiera?” - palnęłam pierwszą lepszą rzecz, jaka mi przyszła do głowy.
- „Och, nie! Ten temat jest stanowczo za trudny!” - obruszył się mój rozmówca i zamilkł wpatrując się we mnie wyczekująco. Postanowiłam ratować się ucieczką. Wymyśliłam jakąś wymówkę i już, już miałam wyjść z kawiarni, kiedy usłyszałam:
- „Teraz jesteśmy już przyjaciółmi, prawda? Do zobaczenia jutro tu o tej samej porze!”
Z prośbą o zostanie czyjąś przyjaciółką do rozmów po angielsku zetknęłam się jeszcze kilka razy, natomiast nigdy, przenigdy nie zdarzyło mi się, żeby jakiś Japończyk zagadnął mnie tak po prostu, z ciekawości. Wszystkie moje próby nawiązania kontaktu także spełzły na niczym. Byłam już naprawdę bardzo bliska uogólnień wyjątkowo niekorzystnych dla Japończyków…
W tym samym mniej więcej czasie postanowiłam poszukać pracy w miejscu, gdzie pracują Japończycy przyzwyczajeni do kontaktu z Gaijinami, a mianowicie w zagranicznym barze. O dziwo, pracę udało mi się znaleźć dość szybko, już w drugim miejscu, do którego się udałam. I tak oto rozpoczęłam karierę kelnerki w miłym, kanadyjskim barze w samym centrum Tokio. Bar kierowany jest przez Gaijinów, ale zatrudnia głównie Japończyków. Ponieważ główną jego atrakcją jest wielki telewizor, przychodzą tam głównie mężczyźni, zarówno Japończycy, jak i obcokrajowcy, aby oglądać innych mężczyzn kopiących i rzucających różnego rodzaju piłki, a moim zadaniem miało być zastępowanie opróżnionych szklanek po Guinessie pełnymi. Praca prosta, przyjemna i jak się okazało pożyteczna, ponieważ przyczyniła się do radykalnej zmiany mojej opinii o Japończykach. Yoko — kelnerka, jeździ na motorze i pisze pracę magisterską o chaosie, Kantaro — barman, gra w rockowym zespole, Hide — kucharz, uwielbia podróże i zjeździł chyba pół świata. Wszyscy są mili, otwarci, ciekawi świata i co najważniejsze — nie chcą ćwiczyć ze mną rozmów po angielsku, tylko po prostu mnie lubią.Od tego czasu zaczęłam trochę przychylniej patrzeć na mieszkańców jednego z piękniejszych, a na pewno najbogatszego państwa Azji i dostrzegać drobne, miłe gesty z ich strony. Raz w parku podeszła do mnie mała dziewczynka, powiedziała „Hello!” i wręczyła mi gruszkę. Innym razem w sklepie zaczepił mnie staruszek i powiedział, że chce się tylko upewnić, czy wszyscy są dla mnie wystarczająco mili w tym kraju (gdy w Polsce zobaczę starszą panią, który spyta napotkanego Azjatę, czy oby na pewno wszyscy są dla niego mili w tym kraju, przyrzekam, że zapiszę się do rodziny Radia Maryja). A kiedy spotyka mnie kolejna historia z serii „przyjaciół do rozmów po angielsku”, mówię, że jestem z Polski, a tam nie mówi się po angielsku. Niech się dowiedzą czegoś o świecie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze