Obciachowe imiona dla dzieci
JOANNA SZWECHŁOWICZ • dawno temuDżastin czy Mściwój? Nikol czy Dobrogniewa? Każdy z nas ma inny gust. Są i tacy, którzy twierdzą, że imię nie jest wcale takie ważne. Bo kto na co dzień pamięta, że Amelia to nazwa rzadkiej wady genetycznej? Faktem jest jednak, że w wielu rodzinach oczekiwanie na nowego domownika może zmienić się w imienniczy horror. Bo co zrobić, gdy mama chce Pawełka, a tatuś Gniewomira?
Dla jednych obciachem będzie imię, które nosi połowa podwórka. Idźcie kiedyś na jakiś plac zabaw i krzyknijcie: „Kubuś”, a odwróci się przynajmniej kilku chłopców. Tak samo, wystarczy tylko krzyknąć „Julka”, a pojawi się natychmiast grupa małych dziewczynek. Fakt noszenia tego samego imienia co jedna czwarta rocznika może być powodem do zmartwienia. Inni z kolei cieszą się, że imię pomaga im się „nie wychylać”. A dokonując wyboru, trudno powiedzieć, do jakiej grupy należeć będzie nasze dziecko. Czy będzie chciało zginąć w tłumie Kubusiów, czy będzie na nas psioczyć, że nie daliśmy mu na imię choćby Lubomir? Czego jak czego, ale charakteru nie da się zaprogramować.
Sama należałam do grupy dzieci, które marzyły o jakimś wysublimowanym, egzotycznym imieniu. Jak Ania z Zielonego Wzgórza uważałam, że kiedy twoje imię jest banalne, trudno o ciekawe i ekscytujące życie. Rzeczona Ania marzyła, by być Kordelią. A ja w swoich wizjach oscylowałam między Marianną a, ekhm, Ludwiką. Teraz stwierdzam, że zwłaszcza to drugie imię mogłoby być kłopotliwe. Żeby wiarygodnie być Ludwiką, należy pochodzić przynajmniej z francuskiej arystokracji. Ale i tak odczuwam nadal nutkę żalu.
Bo co zrobić, gdy twoje imię sprawia, że zaczynasz należeć do tłumu? I nie masz dużych szans, by to zmienić, bo do tego tłumu zostałeś odgórnie przypisany? W liceum byłam jedną z czterech Joann w klasie. Nic dziwnego, było to jedno z trzech najczęściej nadawanych imion żeńskich w moim roczniku (pozdrawiam również Natalie i Magdy). Dla odróżnienia miałyśmy więc Joannę, Joasię, Asię, a nawet Asię G. A i tak się to wszystkim myliło. Nigdy nie było wiadomo, o którą z nas w zasadzie chodzi. Każda była inna, różniłyśmy się w zasadzie wszystkim. Poza tym, że wszystkie irytowało mylenie z pozostałymi.
Dlatego uważam, że nadawanie oryginalnych imion jest praktyką chwalebną. Obciachem jest za to nadanie imienia, które za bardzo nam się nie podoba, ale jest „bezpieczne”. Wręcz irytuje mnie to, że polscy rodzice bardzo boją się trochę wyjść przed szereg. Co chwilę coś „nie wypada”. Nie wypada dać imienia Stanisław, bo przestarzałe. Nie wypada dać Kevin, bo niepolskie. Nie wypada dać Jarosław, bo się kojarzy. W niektórych kręgach z kolei nie wypada dać na imię Jakub, bo przecież to takie banalne. I zawsze ktoś jest chętny, by ten nasz wybór skrytykować.
A imię to przecież w wielu kulturach życzenie na przyszłość lub wspomnienie przeszłości. Może naprawdę coś znaczyć. W Stanach zdarza się, że dziecko dostaje jako imię panieńskie nazwisko matki albo babci. Ma to być impuls, by pamiętało o korzeniach. Tego w polskich warunkach nie polecam (imię: Majewska, nazwisko: Nowak? Rzeczywiście nie brzmi to najlepiej), ale mechanizm jest chwalebny. Innym obyczajem, całkiem dowcipnym, jest nadawanie dziecku imienia pochodzącego od miejsca poczęcia, wyrażonego z różną precyzją (to pewnie też na polskiej ziemi może źle się skończyć: Wersalkauteściów Wiśniewska?). Stąd rozmaite Georgie i Montany, a nawet Brooklyn, bardzo popularne za Oceanem imię. Oczywiście, nie każda Georgia jest owocem weekendu w Atlancie, bo imię ma znacznie starszy źródłosłów.
Gdyby zaś nasi przodkowie też byli tacy zachowawczy jak my, mielibyśmy do wyboru tylko kilka imion żeńskich i męskich. Bo przecież polskim imieniem nie jest ani Maria, ani Zofia, ani tak nawet osławiona Julia. Jedno jest żydowskie, drugie greckie, a trzecie rzymskie. Imienia Maria prawie w ogóle w Polsce nie nadawano aż do reformacji, uważając, że jest to profanacja (na tej samej zasadzie, na jakiej my się dziwimy temu, że co trzeci Hiszpan to Jesus). Już sobie wyobrażam te wszystkie teściowe gdzieś w jedenastym wieku, kiwające głową nad położnicą, która wyraziła chęć nazwania córki Zofią: azaliż jest to nasze polskie imię? Nie lepiej to Dobrogniewą dziecię nazwać?
Imię można też po prostu stworzyć. Mickiewicz wymyślił sobie Grażynę i oto teraz mamy całkiem pokaźną ilość Grażyn, zwłaszcza tych z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Gdyby jednak dzisiaj jakiś poeta wykoncypował nowe imię, a ktoś postanowił je nadać, praktycznie nie byłoby na to szans. Opiniowaniem imion zajmują się bowiem urzędnicy i to oni oceniają: można, czy też nie. Pomyślcie: co to za demokracja, w której człowiek nie może nawet nazwać sobie dziecka tak jak chce? Argumentem jest tutaj fakt, że jacyś zdziwaczali rodzice mogą nadać imię ośmieszające. I to jeszcze można od biedy zrozumieć, ale powodem numer dwa jest kwestia czystości języka polskiego. „Obce” słowa nam go zanieczyszczają. Najwidoczniej jakiś ustawodawca uznał, że jak tylko będzie można, wszyscy zaczniemy nazywać dzieci imionami bohaterów Mody na sukces. Ale to chyba nie najlepiej by świadczyło o bogactwie naszego języka, skoro brakuje w nim ładnych imion.
Znacie urban legend o Dolores Miednicy? Podaje się zwykle jej imię i nazwisko jako przykład zupełnego niedopasowania i groźnych skutków chęci nadania dziecku ciekawego imienia. Nie jestem jednak pewna, czy gdyby rodzice nazwali biedną Dolores w sposób bardziej standardowy, Anna czy Agnieszka, byłoby to jakoś bardziej pocieszające. Miednica pozostaje Miednicą i jak większość nazwisk będących też nazwą własną, prowokuje rówieśników do niewybrednych żartów. Tak to już jest. Ale dzieci mogą też żartować z czegokolwiek innego. Dlatego specjalnie bym się nie przejmowała potencjalnymi złośliwościami.
A na koniec pomyślcie: gdyby mama Donalda Tuska posłuchała dobrych rad sąsiadek, które z pewnością miały lepszy pomysł na wybór imienia dla młodego mieszkańca Gdańska (biorąc pod uwagę rocznik premiera: Kazimierz? Andrzej? Zenon?), mielibyśmy szefa rządu, któremu znacznie trudniej byłoby przejść do historii. A tak wszyscy będą o nim pamiętać, nie musi nic robić. Wystarczy, że jest Donaldem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze