Wyszłam za mąż i chcę wrócić!
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuCzy czuliście się kiedyś jak w pułapce? Bez wyjścia. Jakby wasze życie było więzieniem, karą, którą odsiadujecie na własne życzenie, z własnego wyboru? Tak czują się bohaterki reportażu, które podjęły złą decyzję. Na szczęście mają możliwość odwrotu, a czy się tego podejmą, to już inna opowieść.
Wyszłam za Sycylijczyka
Joanna (28 lat, prowincja Palermo):
– Nie chciałabym obrazić innych Sycylijczyków. Każdy człowiek jest inny, niezależnie od narodowości. U mnie w rodzinie już tak się utarło, że winą za moje nieudane małżeństwo obarcza się gorącą, południową krew męża. Tak naprawdę to ja jestem winna, bo wybrałam nie tego mężczyznę i źle ulokowałam uczucia. Pojechałam na studia do Paryża i tam się poznaliśmy. Byłam nim oczarowana, zresztą jak wszystkie kobiety w mojej rodzinie i wszystkie koleżanki. Wysoki, opalony, ciemne, świdrujące oczy, trzydniowy zarost, buty z miękkiej skórki bez skarpet, świetnie skrojone, eleganckie jasne spodnie, błękitna koszula z porozpinanymi mankietami i rozpięta przy szyi. Miał cudowne ciało – wysportowane, umięśnione, szczupłe, wspaniałe kręcone włosy, zaczesane na żel do tyłu. Pachniał markowymi perfumami. Był przedsiębiorczy, miał kilka samochodów, razem z ojcem i braćmi prowadził kilka firm. Obsypywał mnie kwiatami, organizował mi czas, ciągle gdzieś mnie zabierał: na wycieczkę, do restauracji, na rodzinną imprezę. Zakochałam się, wyszłam za niego, przeprowadziliśmy się na Sycylię i urodziłam mu syna.
Na zewnątrz wyglądamy na dobraną parę. Gdy przyjeżdżam z nim do Polski, każdy mi zazdrości takiego życia. Koleżanki mówią, że tak ładnie razem wyglądamy: idziemy za rączkę, uśmiechamy się. Nauczyłam się tego uśmiechu. Tylko najbliżsi widzą, jak się zmieniłam – jestem zgorzkniała, zrezygnowana i zmęczona. Nie skończyłam studiów, bo zaszłam w ciążę, nigdy nie pracowałam, bo mąż mi na to nie pozwala. Uważa, że miejsce kobiety jest w domu. Gra na moich uczuciach – gdy próbuję rozmawiać z nim o pracy, on nazywa mnie wyrodną matką, która chce oddać swoje dziecko pod opiekę jakimś obcym ludziom. Gdy nasz syn miał iść do szkoły, mój mąż z obawy przed tym, że będę chciała iść do pracy, zrobił mi kolejne dziecko. Zmusił mnie do zaprzestania stosowania antykoncepcji i kochał się ze mną jak opętany, co noc. Teraz jestem w ciąży i zamiast się cieszyć, jestem jeszcze bardziej zrezygnowana. Kiedyś byłam wesołą, zawsze uśmiechniętą, pełną optymizmu, ambitną dziewczyną, teraz nic mnie cieszy i nic mi się nie chce. Moja mama dziwi się, że od niego nie odejdę.
A ja boję się, że odbierze mi dziecko, jeśli nie sądownie, to porwie syna i już nigdy nie pozwoli mi go zobaczyć. Poza tym mój syn ma świetny kontakt z ojcem, dlatego nie chciałabym rozbijać rodziny. Boję się o swoją przyszłość. Teraz mam pieniądze na wszystko, a gdybym odeszła, musiałabym wrócić w ciąży i z dzieckiem do Polski, do małego mieszkania moich rodziców, bez żadnej pracy i żadnych oszczędności. Nie mam dostępu do pieniędzy męża, choć on daje mi na wszystko, o co poproszę. Mój mąż nie pomaga mi w domu. Obiad musi być gotowy na 13, mieszkanie posprzątane, jego koszule wyprasowane, pranie rozwieszone w suszarni, talerze pozmywane. On tylko przychodzi i siada za stołem. Wszystko muszę mu podać. Gdy remontowaliśmy naszą pizzerię, skrobałam tynki w szóstym miesiącu ciąży, a on na górze, w swojej siłowni, jeździł na rowerku treningowym. Podczas odwiedzin na Sycylii moja mama była przerażona, bo gdy kiedyś wrócił z pracy do domu, ja wstałam od stołu, przy którym siedziała nasza rodzina, ustąpiłam mu miejsca i poszłam po krzesło dla siebie, a jestem ciężarna i jestem przecież kobietą. Zwróciła mi na to uwagę, bo ja już takich rzeczy nie zauważam. Jestem jak automat ze sztucznym uśmiechem zadowolenia na twarzy.
Wyszłam za artystę
Lena (31 lat, Warszawa):
– Zawsze ciągnęło mnie do popapranych facetów, to i na męża znalazłam sobie popaprańca. Malował, rzeźbił, zabierał mnie na wernisaże. Kupował drogie wino, miał artystyczny nieład w wynajmowanym pokoju. Wtedy mnie to kręciło. A teraz? Mam w domu nieroba, który nie potrafi się przystosować do rzeczywistości. Nikt już nie kupuje jego obrazów i rzeźb. Zdarza się to sporadycznie i za niewielkie pieniądze. Rozmawiam z nim, żeby zmienił w końcu profesję, ale on ima się tylko interesów, które pakują nas w kolejne długi. Chciał otworzyć szwalnię i projektować własną linię ciuchów. Oczywiście nie znalazł odbiorców dla swojego stylu i żaden sklep nie chciał nic od niego kupić. On jednak nie przyjął do wiadomości, że popełnił błąd i zajął się czymś, nie zbadawszy najpierw zapotrzebowania na rynku. Uważa, że nikt go nie rozumie, a wszyscy są głupcami.
Potem zaczął pisać poezję i prozę, ale nie znalazł wydawcy. Następnie za pożyczone pieniądze wyjechał do Indii, by napisać kilka reportaży, ale żadna gazeta nie chciała mu ich przyjąć. Wtedy stwierdził, że wszystkie gazety to szmatławce i nie znają się na prawdziwym dziennikarstwie. Od dwóch lat jest bez pracy. Utrzymuję cały dom i dwójkę dzieci. Nie chciałabym rozwodu, bo to dla nich byłoby straszne. Poza tym, gdy mówię mu o rozwodzie, on straszy mnie, że coś sobie zrobi. Nie mam żadnych oszczędności, bo wszystko jest wydawane na bieżąco. Mieszkanie jest jego, bo kupione przed ślubem. Na alimenty nie mam co liczyć, bo on nie ma żadnych środków do życia. Mam, czego chciałam – wyszłam za artystę, więc moje życie to istny teatr.
Wyszłam za kłamczucha
Kamila (25 lat, Poznań):
– W mówieniu nieprawdy mój mąż nie ma sobie równych. Potrafi wymyślić wszystko: fikcyjnych znajomych z pracy, fikcyjne zarobki, a nawet nazwę firmy, nazwiska dyrektorów, miejsce pracy i branżę. Nie umie przyznać się do tego, że ma problemy ze znalezieniem pracy, więc bierze kredyt w złodziejskich firmach kredytowych, wypłaca co miesiąc pieniądze i przynosi mi do domu jak pensję. Gdy kredyt się wyczerpuje, a do domu zaczyna zaglądać komornik z żądaniem natychmiastowej spłaty, ten wymyśla kolejną bujdę: a to, że pożyczył kuzynowi na operację córki lub koledze, który stracił pracę; a to, że go okradli albo firma zalega z płatnościami. Tak potrafi to mówić, że znów mu wierzę, mimo że oszukał mnie naście razy. Gdy nie ma już co wymyślić, zazwyczaj choruje. Jest nerwowy, więc ma bolesne ataki trzustki, wątroby lub żołądka. Trafia do szpitala, a wtedy mi go żal i zaczynam sama wszystko odkręcać. Biorę kredyt, spłacam jego długi i umawiamy się, że zaczynamy wszystko od początku. On obiecuje poprawę i przysięga, że już nigdy mnie nie okłamie, że teraz w najgorszych sytuacjach powie mi prawdę.
Przez kilka miesięcy, czasem rok tak jest, a potem znów się coś dzieje, a on wymyśla kłamstwo za kłamstwem, żebym tylko się nie dowiedziała i nie denerwowała. Zawsze wydaje mu się, że jakoś mu się to poukłada i zanim się spostrzegę, on wszystko odkręci. Nigdy się tak nie dzieje. Wiem, że nic dobrego nie spotka mnie z takim człowiekiem i że powinnam odejść i ułożyć sobie życie, tym bardziej że jestem młoda i nie mamy jeszcze dzieci, ale wstyd przyznać – kocham go i czuję, że bez mojej pomocy sam sobie nie poradzi. Cały czas mam nadzieję, że się zmieni i zacznie się nam układać. Nie umiem wyplątać się z tej sytuacji. Wiem, że jestem głupia. Poczekam jeszcze kilka lat, dam mu szansę, a jeśli on ją znów zaprzepaści, wtedy odejdę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze