Jestem pedantką
CEGŁA • dawno temuRodzice zadręczali mnie swoją pedanterią. Przejęłam ich cechy z nawiązką, tak zostałam skutecznie wytresowana. Zakochałam się w chłopaku kontrastowo różnym ode mnie (co jest typową reakcją na określone wychowanie). Nie możemy się dograć w codziennym życiu. Stresuje mnie to i wywołuje poczucie winy. Jestem osobą "pod linijkę", nad czym boleję, ale nie umiem się zmienić i z każdą kłótnią martwię się, że zamęczymy się nawzajem tymi różnicami. Co robić?
Droga Cegło!
Słyszałam gdzieś powiedzenie, że pierwszą część życia niszczą nam rodzice, a drugą dzieci… Jeśli to powiedzonko jest po części chociaż trafne, ewentualnie chyba tymi dziećmi mogą być w okresie przejściowym nasi mężczyźni, których wybieramy?
Ja mam właśnie taki przypadek. Najpierw zadręczali mnie, jedynaczkę, mama, a jeszcze bardziej ojciec swoją pedanterią. Przejęłam ich cechy z nawiązką, tak zostałam skutecznie wytresowana. Według mnie konserw nie wyjada się prosto z puszki, kanapki je się z talerza, a jedzenie kroi na desce, nie na blacie… Nie umiem wyjść na ulicę w nieuprasowanych rzeczach ani wpuścić lekarza do domu, jeżeli nie zmienię najpierw pościeli… Są to niby głupstwa, ale widzę, jak wpływają na moje życie, stosunki z otoczeniem, z innymi ludźmi zwłaszcza.
Zakochałam się ze wzajemnością w chłopaku kontrastowo różnym ode mnie (co, jak słyszałam, jest typową reakcją na określone wychowanie). Mieszkamy razem od 3 lat, mamy dziecię, planujemy kiedyś tam ślub, ale nie możemy się nijak dograć w tzw. codziennym życiu. Stresuje mnie to i wywołuje poczucie winy, zwłaszcza że moi rodzice nadal wtrącają się i krytykują go, jakby jeszcze nie pogodzili się z tym, że to jednak w końcu mój partner i ojciec ich wnuczki.
Nie oni są oczywiście tak ważni i ich stosunek do sprawy, jak wewnętrzne domowe konflikty moje z Michałem na tle w sumie drobiazgów. Największy z nich dotyczył pomalowania pokoju naszej córki – po wymyśleniu i dobraniu przeze mnie farb i mebelków określonej jakości, sfinalizowaniu remontu, Michał domalował na suficie i ścianach bohomazy – gwiazdki, pieski, samolociki, ptaszki, zamieniając pokoik — cacuszko w pochlapaną świetlicę plastyczną dla przedszkolaków… mieniąc się przy tym artystą. Kiedy popłakałam się ze złości (głównie nad moją ciężką pracą, którą według mnie zrujnował), powiedział mi trochę zgryźliwie, że jestem wypruta z fantazji i zachowuję się jak największy snob świata Oscar Wilde, który nawet w chwili śmierci skarżył się jedynie na obskurne tapety w hotelu i w rezultacie o tym były jego ostatnie słowa… Że muszę postawić zawsze na swoim, ufam tylko w swój gust i nie pozwalam mu mieć własnych wyobrażeń, a w ogóle, to skąd jestem pewna, co będzie się podobało naszej córeczce jako wystrój?
Jestem osobą "pod linijkę", nad czym boleję, ale nie umiem się zmienić i z każdą kłótnią martwię się coraz bardziej, że zamęczymy się nawzajem tymi różnicami – Michał mnie swoim luzactwem, olewaniem, bałaganieniem, a ja jego – pretensjami i układaniem wszystkiego w kosteczkę. Dla mnie żaden chaos nie jest twórczy, zabija mnie po prostu, przeradza się w chaos w uczuciach i myślach, w życiu w ogóle!
Wielkie dzięki, mamo i tato, przepraszam Cię, Michałku…
Agata
***
Droga Agato!
Ład, czystość, harmonia są dla Ciebie niezwykle ważnymi artykułami pierwszej potrzeby, czujesz zamęt, gdy ich brak, bo to kojarzy Ci się z zaniedbaniem, lenistwem, swoistym "rozmemłaniem". Ale nie dramatyzuj! Nie ma w tym nic złego, dopóki nie myjesz rąk 50 razy dziennie i… nie krzywdzisz innych – na przykład w taki sposób, jak sądzisz, że skrzywdzili Cię rodzice, czyli — poprzez tresurę.
Nie ma sensu rozpamiętywać, dlaczego tak właśnie zostałaś wychowana. Ani na siłę się zmieniać, co byłoby faktycznie trudne. Lepiej postrzegać te cechy jako… zalety, zrobić z nich swój atut. Komuś mogą się wydawać mieszczańskie i powierzchowne, ale wobec Ciebie byłby to zarzut niesprawiedliwy. Choćby dlatego, że jesteś wyzwoloną kobietą, żyjącą w wolnym związku i przeciwstawiającą się konwenansom dużo głębszym i silniejszym niż nakaz ciągłego froterowania podłóg.
Pomyśl sobie, że odpowiadasz w swojej rodzinie za estetykę życia codziennego. Brzmi miło, prawda? Że dzięki Tobie przyjemnie jest wejść do Waszego mieszkania, otulić się pachnącym kocem na kanapie i podziwiać świeże kwiaty w wazonie. Nie zadręczaj się tym, a jednocześnie nie egzekwuj swojej funkcji i nie narzucaj nikomu woli w formie terroru. Niech będzie to Twoja – Wasza – radość, nie zmora. Bo jeśli Michał pozwala Ci w dużej mierze być sobą, zasługuje w zamian na to samo, po prostu. A skoro się czasem buntuje, to znaczy, że w Waszym związku brakuje w tym względzie równowagi i tolerancji.
Nie jest żadną tragedią, że macie różne priorytety w sprawach "porządkowych". To nie są (nie powinny być!) sprawy decydujące o zgodnym współżyciu i tworzeniu udanej rodziny. Przecież nie to Was do siebie zbliżyło, zachęciło do zamieszkania razem i zostania rodzicami. Według mnie powinniście się uczciwie i sensownie podzielić – zadaniami oraz przestrzenią. Tak, aby każde czuło się nieskrępowane i szanowane. Niech Michał ma pokój lub kąt, w którym panuje artystyczny nieład, a Ty omijaj to miejsce wielkim łukiem. Decyzje o kolorach zasłon i ścian zwykle podejmuje kobieta, ale jeśli Michał ma żal, że decydujesz o wszystkim bez niego – róbcie to razem, a przynajmniej się konsultujcie. Zdarza się przecież, że ktoś się relaksuje w zieleni, a ktoś inny w tym kolorze nie może się skupić.
Krok po kroku wypracowujcie Wasze małe kompromisy. Jeśli Michał nie zabrania Ci prasowania skarpetek, ale Mu na tym nie zależy – prasuj tylko swoje, będziesz mieć mniej pracy i będzie to sprawiedliwsze. I nie zwracaj uwagi na to, gdzie te Jego skarpetki leżą, dopóki nie znajdziesz ich, powiedzmy, w wazie z zupą:-). Codzienne dyskusje i połajanki w tej kwestii to strata czasu. A człowiek we własnym domu powinien czuć się swobodnie i dobrze – inaczej to nie jest dom. Każde z Was. To realne przy odrobinie dobrej woli i… poczuciu humoru, uwierz mi.
Trzymam kciuki!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze