Kobiety nie myślą o sobie
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuDom lśni czystością, mąż ma zawsze podany obiad, a dzieci odrobione lekcje. Dla perfekcyjnych pań domu doba ma za mało godzin. Czasu nie starcza najczęściej dla nich samych, zapomniały już co to wypady do kina z przyjaciółką albo leniuchowanie z książką w ręku, nie zastanawiają się, czego potrzebują, bo niby kiedy mają to robić. Kobiety myślą, że jak już się naharują i wszyscy będą zadowoleni, to ktoś je doceni, pochwali, pokocha.
Dom lśni czystością, mąż ma zawsze podany obiad, a dzieci odrobione lekcje. Dla perfekcyjnych pań domu doba ma za mało godzin. Czasu nie starcza najczęściej dla nich samych, zapomniały już co to wypady do kina z przyjaciółką albo leniuchowanie z książką w ręku, nie zastanawiają się, czego potrzebują, bo niby kiedy mają to robić.
Od dzieciństwa kobietom wbija się do głowy, że poświecenie dla rodziny to jedna z ważniejszych życiowych ról. A z drugiej strony emancypacja przyniosła możliwości realizowania się zawodowo. Często chcą więc łączyć te dwie role i obie grać na pierwszym planie. Pędzą na złamanie karku, zapracowują się i łatwo zapominają, że gdzieś w tym wszystkim powinno być miejsce na ich marzenia, pragnienia i zwykłe przyjemności.
Już w Biblii napisano, by kochać bliźniego, jak siebie samego, a nie zamiast siebie. Warto uświadomić sobie, że dbanie o swoje potrzeby nie jest grzechem i egoizmem. Potrzebna jest bowiem równowaga między braniem, a dawaniem. A ciągłe zaspokajanie oczekiwań innych bierze się z niskiego poczucia wartości. Kobiety myślą, że jak już się naharują i wszyscy będą zadowoleni, to w końcu ktoś je doceni, pochwali, pokocha. Tymczasem, kiedy codziennie są oddanymi pracownikami, żonami i matkami, otoczenie szybko się do tego przyzwyczaja i uważa, że to zupełnie normalne. Wydaje im się, że przecież ona lubi gotować, prać sprzątać, więc nie ma za co dziękować. Dlatego warto zatrzymać się, zadać pytania: czego ja chcę?, co mnie cieszy?, o czym marzę? i nauczyć się zdrowego egoizmu.
Wiesława (59 lat, księgowa z Rybnika):
— Od dziecka wiedziałam, że rodzina jest najważniejszą rzeczą w życiu. Bez niej człowiek jest samotny, niespełniony, smutny. Męża, dzieci, dom, psa i ogród miałam wpisane w życiorys. Marzyłam o tym. Nie wiedziałam tylko, jak ciężko trzeba na to wszystko pracować. Tak jak nie wiedziałam, że są jeszcze inne ważne sprawy na świecie, a jedną z nich jestem ja sama.
Moja mama była Ślązaczką, która nie pracowała zawodowo, zajmowała się domem, ojciec górnik zarabiał pieniądze. Powtarzała Pamiętaj, przez żołądek do serca mężczyzny. Pamiętałam. Oczywiście, że pamiętałam. Wiedziałam też, że jak w domu jest brudno, to dla kobiety największy wstyd. I jeszcze to, że o dzieci trzeba dbać, bo to nasza przyszłość. Aż spuchłam od tych mądrości życiowych. Nie chcę wcale powiedzieć, że rodzina nie jest ważna. Tylko to ciągłe poświęcanie się jest niepotrzebne. Zrozumiałam to na starość.
Wyszłam za mąż w wieku 19 lat. Zaraz po maturze, za górnika, jak moja matka. Urodził nam się Kuba, a potem dwa lata młodszy Szymon. Zaocznie kończyłam księgowość. Małe dzieci — jedno chce pić, drugie płacze nie wiadomo dlaczego, dom na głowie i trzeba znaleźć czas na naukę. Jak skończyłam szkołę, poszłam zaraz do pracy, do biura kopalni. Po pracy leciałam do domu, żeby zrobić zakupy, odebrać dzieci ze szkoły, ugotować, uprać, posprzątać.
I kiedy tego wszystkiego zabrakło, nie wiedziałam, jak mam żyć. Dzieci, sama nie wiem, kiedy wyfrunęły z rodzinnego gniazdka. Synowie mają własne rodziny. Nagle w domu zrobiło się pusto. Zajmowałam się wnukami, kiedy tylko było trzeba, byłam babcią na każde zawołanie. Kupiliśmy działkę za miastem. Kopałam, sadziłam, pieliłam, zbierałam. Byle tylko nie zatrzymać się chociaż na chwilę.
I nagle okazało się, że mój mąż ma raka płuc. Wszystko potoczyło się szybko. Nie wyszedł już ze szpitala. Wielki chłop, górnik, który szczycił się zdrowiem. Najpierw czułam kompletną pustkę. Zostałam sama. Nie wiedziałam, co mam dalej robić. Patrzyłam w lustro i widziałam starą kobietę, która musi zająć się sobą, ale zupełnie nie wie jak. Moja sąsiadka namówiła mnie na Uniwersytet Trzeciego Wieku. Na początku myślałam, że całe życie zajmowałam się ważnymi rzeczami, bo rodzina jest ważna, a teraz mam uczyć się angielskiego. A gdzie ja pojadę za granicę? — pytałam. Albo zajmować się teatrem, ale ja nigdy nie chodziłam do teatru. Zapisałam się. Nie żałuję, pierwszy raz w życiu zajmuję się przyjemnościami, czytam, jeżdżę na wycieczki, spotykam się na kawę z koleżankami. Ostatnio powiedziałam synowi, że nie zajmę się wnukiem, bo mam już wykupiony wyjazd do Zakopanego. Pierwszy raz nie byłam babcią na zawołanie. I nie poczułam się egoistką.
Anna (35 lat, dziennikarka z Warszawy):
— Uważałam się za kobietę nowoczesną, robiłam karierę, miałam dizajnersko urządzony dom, dobry samochód, wakacje za granicą. I mentalność mojej własnej babci, która poza dziadkiem świata nie widziała.
Michała poznałam w firmie, zaczęłam pracę w redakcji gazety, był sekretarzem, miał związek. Między nami iskrzyło. Świetnie się rozumieliśmy. Zaczęliśmy być razem. Zostawił tamtą kobietę. Byłam w siódmym niebie. Sądziłam, że już nic lepszego w życiu spotkać mnie nie mogło. Pobraliśmy się, urodziła się Natalka (7 lat) i Eryk (4 lata). Wciąż biegałam między pracą, domem, szkołą i przedszkolem.
Stać mnie było na pomoc domową i nianię, tylko, że problem był nie w pieniądzach, ale w mojej głowie. Bezrefleksyjnie weszłam w rolę wzorowej pracownicy, żony i matki. Żyłam po to, żeby spełniać oczekiwania innych. Brałam pracę do domu, bo tekst miał się ukazać jak najszybciej, dbałam o ciepło domowego ogniska, a w tym pojęciu nie mieściła się pizza na wynos i obiad z „chińczyka”, ale wyłącznie domowe jedzenie. Dzieci muszą dobrze się rozwijać, więc odrabiałam z nimi lekcje, czytałam na dobranoc. Byłam szczęśliwa wtedy, kiedy zadowolony był mój szef, mąż i dzieci. Nie chciałam widzieć, że ja zasuwam, ale to inni awansują, że może moje zdrowie jest ważniejsze, niż uśmiech na twarzy naczelnego, a dzieciom bajeczkę na dobranoc może poczytać mój mąż, który po popołudniu miał już czas tylko dla siebie.
Byłam dziennikarką gospodarczą, ale trzy lata temu miałam zrobić materiał o warsztatach rozwoju osobistego, napisać o tym, że to niezły biznes. Pamiętam, że był o kobietach, które się poświęcają, o tym, że jesteśmy ważne my same. Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Sama się zapisałam na jedne z nich. Potem na kolejne. I zrozumiałam, że to zabieganie jest po to, żeby nie zajrzeć w głąb siebie, nie zobaczyć tam ojca pijaka i matki pracoholiczki i lekomanki. Poszłam na terapię dorosłych dzieci alkoholików. Nie biorę pracy do domu. Czasami jadamy w restauracjach, sprząta pomoc domowa, a mąż z dziećmi odrabia lekcje, dzieciaki mają też w domu swoje obowiązki. Nie powiem, że takie zmiany łatwo się wprowadza. Rodzinie jest wygodnie, kiedy ktoś wszystko za nich robi. Buntowali się, dąsali, ale byłam konsekwentna. Przede mną jeszcze dużo pracy, żeby po 30. poznać samą siebie i nauczyć się zdrowego egoizmu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze