Internetowe znajomości. Dobre czy złe?
ANNA GAWRYLUK • dawno temuInternet zabija nieśmiałość, anonimowość sprawia, że nawet najbardziej skryci potrafią się otworzyć, a serwisy randkowe dają samotnym możliwość poznania partnera. Miłości możemy szukać na forach, czatach, w serwisach dla singli i przez popularne komunikatory internetowe.
Lidka (35 lat, nauczycielka z Otwocka):
— Poznałam mojego męża przez Internet 10 lat temu. Nigdy nie przypuszczałam, że właśnie dzięki komputerowi odnajdę miłość swojego życia — mój poprzedni związek rozpadł się właśnie przez komputer. Chłopak, którego poznałam na imprezie i z którym spędziłam 2 lata, jak się okazało, był uzależniony od gier komputerowych. Dzień zaczynał od włączenia komputera, by grać w gry i tak też go kończył. Na początku oczywiście było wspaniale, ale tylko na etapie poznawania się, później zaczął coraz więcej czasu poświęcać sobie i swojemu elektronicznemu koledze, w końcu zupełnie się w tym zatracił. Nasze spotkania stały się nudne i zawsze kończyły się kłótnią. Zaczęłam się zastanawiać, czy on przychodzi do mnie, czy do mojego komputera. Kiedy się rozstaliśmy, byłam w rozterce, a przez to ciągłe granie na moim komputerze było w nim tyle wirusów, że komp ledwo zipał. Nie umiałam sobie sama z tym poradzić, więc zaczęłam szukać pomocy na forach. Na jednym z nich właśnie poznałam Artura. Jak się potem okazało, mieszkał na tym samym osiedlu co ja i po kilku rozmowach przez internet postanowiliśmy, że się spotkamy — oczywiście w celu naprawienia komputera. To była miłość od pierwszego wejrzenia! Od tamtej pory jesteśmy razem. Po roku wzięliśmy ślub i teraz już nikt mi nie powie, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, a komputer nie może połączyć ludzi. Jak widać mądrych ludzi to nawet internet połączy!
Marta (23 lata, studentka z Warszawy):
— Pochodzę z małej wsi pod Lublinem, odkąd zaczęłam studia, udało mi się wyrwać z tego malutkiego światka, w którym wszyscy się znają i wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Na początku zachłysnęłam się wolnością, często chodziłam na dyskoteki, imprezy, poznawałam nowych, ciekawych ludzi, jednak ciągle brakowało mi jednego — bratniej duszy, chłopaka, z którym będę mogła spędzać wieczory i dnie. Na studiach mam wielu kolegów, ale żaden się nie nadaje na dłuższą metę. Na imprezach poznaję samych rozrywkowych kolesi, którzy liczą na szybkie znajomości, a ja szukam czegoś więcej. Któregoś dnia koleżanka namówiła mnie, żeby zapisać się na serwis randkowy. Tak też zrobiłam. Już następnego dnia miałam zapełnioną skrzynkę odpowiedziami chłopaków. Przejrzałam ich zdjęcia i wytypowałam trzech. Po jakimś czasie umówiłam się z każdym z nich i wybrałam jednego, tego, który mi się najbardziej spodobał. Z Maćkiem spotykamy się do dziś, a minęło już w sumie chyba ze trzy miesiące i mam nadzieję, że tak już zostanie. Dobrze się dogadujemy i wydaje mi się, że w końcu się zakochałam. Tylko jedna rzecz mnie dręczy. Ja się już wypisałam z serwisu, dzięki któremu się poznaliśmy, a on nie. Wiem, że zagląda codziennie na skrzynkę i codziennie, nawet przy mnie, czyta maile od dziewczyn. Skoro przede mną tego nie ukrywa, to pewnie nie ma złych intencji, ale denerwuje mnie to. Na razie nie daję po sobie poznać, że jestem zazdrosna, bo nie chcę się skompromitować przy nim, ale jeśli za kilka miesięcy on się nie wypisze z tej strony, to mu o tym powiem.
Edyta (25 lat, kasjerka z Wrocławia):
— Nienawidzę komputerów, internetu! Komputer zniszczył mi życie, przez niego straciłam najbliższą mi osobę, którą kochałam! Miałam chłopaka, z którym spotykałam się 4 lata. Poznaliśmy się przez moją koleżankę, zaiskrzyło i od tamtej pory już zawsze byliśmy razem. Aż do pewnego feralnego dnia, kiedy to pokłóciliśmy się. Z pozoru drobne nieporozumienie, z którego zrobiła się mega afera. Nie odzywaliśmy się do siebie przez tydzień. W ciągu tego tygodnia bardzo za nim tęskniłam, ale ponieważ jestem honorowa, czekałam, aż to on do mnie pierwszy przyjdzie. Wyżaliłam się przyjaciółce ze wszystkiego, a ta poradziła mi, żeby go sprawdzić, bo skoro przez tyle czasu się gniewa, to może znalazł sobie pocieszycielkę. Założyłam więc fikcyjne konto na jednym z popularnych komunikatorów i zaczęłam z nim pisać. Na początku było w porządku, rozmowy były o wszystkim i o niczym, ale ponieważ mój nick sugerował, że piszę do niego w konkretnym celu, zaproponowałam spotkanie w hotelu. Zgodził się i wtedy nie wytrzymałam! Zadzwoniłam do niego i zrobiłam mu mega awanturę, a potem z nim zerwałam, mimo zapewnień, że to był żart, a do spotkania i tak by nie doszło, bo wszystko było dla draki. Nie chcę być z kimś, kto po kilku rozmowach przez internet wchodzi obcej babie do łóżka. Potem żałowałam, że nie poszłam na to spotkanie, żeby sprawdzić, jaka byłaby reakcja i czy faktycznie mój chłopak nie przybyłby na to spotkanie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zapomniałam wykasować ten fikcyjny numer, a po kilku dniach napisał do mnie chłopak mojej koleżanki z jednoznaczną propozycją. Ponieważ już kiedyś został przez nią przyłapany na takiej właśnie zdradzie, obiecał poprawę, postanowiłam jej nic nie mówić, żeby dodatkowo nie zepsuć jej związku, ale do tej pory mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Najgorsze, że to wszystko to był właśnie jej pomysł! Niech moja historia stanie się przestrogą, dla tych, którzy nie ufają swoim najbliższym. Czasem łatwo wpaść w sidła własnej intrygi.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze