A kiedy drugie?
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuWiele kobiet - matek mających już jedną pociechę, skarży się na znajomych, przyjaciół i rodzinę. Dlaczego? Bo nie mogą opędzić się od pytań, kiedy następne dziecko. Na słowo: „kiedy?” reagują agresywnie. Mówi się o nich egoistki. Same nazywają siebie realistkami, mocno stąpającymi po ziemi. Są spełnione.
Magda (32 lata, Sochaczew):
— Mam serdecznie dość. Zanim jeszcze urodziłam Martę (2 lata), wszyscy dookoła pytali – kiedy będziecie mieli dziecko? No jak to, sześć lat po ślubie, a oni jeszcze nie mają dzieci, tak mówili ludzie, nawet ekspedientka w sklepie spożywczym na dole pytała, kiedy wreszcie się rozmnożę… Co za bezczelność! Mieszkam w małym miasteczku, takim gdzie wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Ciągle do mnie docierały rozmaite komentarze, łącznie z takimi, że pewnie jestem bezpłodna i dlatego dzieci nie mam. Nie chcę nawet myśleć, co by było, gdybym rzeczywiście była bezpłodna – nie dość, że bezpłodność to dramat, to jeszcze ciągle słyszeć, kiedy, kiedy, kiedy?
Ale przyszedł dzień, gdy poczułam, że chcę mieć dziecko, że dojrzałam, że to właściwy czas… Urodziłam Martę. Miałam nadzieję, że to już koniec chamskich pytań. Ale nie, nie koniec… Teraz cały czas słyszę, że najwyższy czas na drugie! A ja nie chcę drugiego dziecka. Jestem koszmarnie zmęczona i nie wyobrażam sobie, że miałabym jeszcze raz przechodzić przez kolki, ząbkowanie i inne takie. Moja córeczka jeszcze nie przespała żadnej nocy w całości. Może kiedyś, jak się wyśpię, zmienię zdanie. Teraz na pytanie, kiedy drugie dziecko, robię się agresywna.
Katarzyna (28 lat, Lublin):
— A mnie najbardziej do szału doprowadzają różne królowe wpadek. Tak nazywam te mamuśki, które zachodziły w nieplanowaną ciążę rok po roku. Do pomocy miały sztaby matek, teściowych, ciotek i opiekunek, a teraz mi mówią, że pozbawiając mojego syna rodzeństwa, robię mu straszną krzywdę, bo ich dzieci teraz tak się wspaniale razem bawią, a one „mają z głowy”… Czegoś tu nie rozumiem – mam urodzić drugie dziecko, żeby „mieć z głowy”? Po to ma się dzieci? Ja poświęciłam (choć może to nie jest dobry wyraz, inny jednak nie przychodzi mi teraz do głowy) Kacprowi to, co mam najcenniejszego – swój czas. Wiem, że najważniejsze są pierwsze trzy lata życia, więc spędziłam je z nim, dając mu poczucie bezpieczeństwa, bawiąc się z nim i pokazując mu świat: bez pośpiechu celebrowałam jego dzieciństwo i moje macierzyństwo. Teraz synek poszedł do przedszkola, a ja wróciłam do pracy, którą bardzo lubię i która jest dla mnie bardzo ważna. Nie chcę jeszcze raz robić sobie trzyletniej przerwy w pracy, a innego macierzyństwa sobie nie wyobrażam… Najgorsze jest to, że kilka razy słyszałam, że jestem egoistką. Ja myślę, że jestem realistką i mocno stąpam po ziemi.
A, i jeszcze jedna rzecz: drogie królowe wpadek, zdajecie sobie sprawę, że dzieci ma się do końca życia i nigdy nie będziecie miały „z głowy”? Trzeba je wykształcić, pomóc im wystartować w dorosłe życie. Ja wolę zrobić coś raz, a dobrze.
Monika (25 lat, Warszawa):- Mam młodszą o dwa lata siostrę. Wcale nie mamy ze sobą kontaktu, sporadycznie do siebie telefonujemy, widzimy się przy okazji różnych rodzinnych imprez. Zawsze tak było. Czasem aż nie mogę uwierzyć, że mamy tych samych rodziców, bo tak bardzo się od siebie różnimy. Od roku mam córeczkę. I ciągle słyszę pouczenia, że powinnyśmy sobie z mężem „machnąć” jeszcze jedno dziecko, właśnie teraz. Co śmieszne, mówią mi to ludzie, którzy mają jedno dziecko, albo dwoje z pięcioletnią przerwą między jednym a drugim. Ich koronny argument jest taki: „Fajnie mieć rodzeństwo”. Po sobie wiem, że niekoniecznie. Moja siostra jest mi obojętna. Przykro mi, że tak jest, ale to prawda. I co, mam teraz „machnąć” (ohydne określenie, prawda?) jeszcze jedno dziecko tylko dlatego, że „fajnie mieć rodzeństwo”? Rodzeństwo to jakiś mit z czasów, kiedy ludzie żyli we wspólnotach plemiennych. Być może czasem się sprawdza, ale nie zawsze i niech mi nikt nie mówi, że jest inaczej!
Pewna kobieta, matka jedynaka, powiedziała mi, że ona się cieszy, że ma tylko jedno dziecko. Przekonała mnie stwierdzeniem, że cały swój wolny czas może poświęcić tylko jemu. Gdyby miała dwoje dzieci, dzieliłaby swój czas, zapewne ze stratą dla któregoś. Inna sprawa, że tyle mówi się o jedynakach-egoistach… W to też nie wierzę. Znam blisko kilka jedynaczek i jedynaków. Są świetni i nie widzę po nich, żeby dzieciństwo bez brata czy siostry zwichrowało im psychikę.
Inga (38 lat, Olsztyn):
— Mam jedną córkę, Biankę (8 lat) i więcej dzieci mieć nie będę. Tak, dla większości ludzi będę egoistką. Właściwie – będziemy egoistami, bo oboje z mężem podjęliśmy taką decyzję: jedno dziecko nam wystarczy. Dlaczego tak zdecydowaliśmy? Oboje kochamy podróże. Kochamy życie, tak bym to nawet ujęła. Każdy, kto ma dziecko, wie, że dzieci w pewnym sensie wiążą człowieka, o ile oczywiście podchodzi się do rodzicielstwa z odpowiedzialnością. My podchodzimy. Chcemy dla Bianki wszystkiego, co najlepsze – chcemy dać jej siebie, spędzać z nią najwięcej czasu, pokazywać jej świat… Z dwójką dzieci trudno byłoby pojechać na przykład do Kambodży. Z jednym to możliwe. Z jednym dzieckiem możemy realizować nasze pasje. Z dwójką byłoby to znacznie trudniejsze, o ile w ogóle możliwe. Kiedy ludzie pytają mnie o „drugiego dzidziusia” odpowiadam, że spełniłam się jako matka i że mi wystarczy… Szkoda, że nie potrafię opisać ich min! Dla większości ludzi kobieta ma być przede wszystkim matką, skłonną do poświęceń, wyrzeczeń, taką, co ciągle stoi przy garach czy desce do prasowania. Ja dziękuję za takie poświęcenie. Chcę w życiu mieć wszystko. Jak ktoś chce, to może mieć nawet osiemnaścioro dzieci, jego sprawa. Ale chciałabym też, żeby nikt nie wtrącał się moje życie.
Ala (26 lat, Warszawa):
— Ja chyba nie zdecyduję się na drugie dziecko, choć wszyscy mnie o nie pytają. Mam Marysię (2,5 roku) i wiem, ile dziecko kosztuje pracy i – nie oszukujmy się – pieniędzy. Na razie wiążemy z mężem koniec z końcem, ale kiedy sobie pomyślę, co by się stało, gdyby go zabrakło… Zdaję sobie sprawę, że to może głupie, co mówię, ale wyobrażam sobie czasem, że zostaję sama z córką, bo mąż ode mnie odszedł, albo coś mu się stało. Takie rzeczy się przecież zdarzają ludziom dookoła, trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność! I tak sobie myślę, że jak się bardzo postaram, sama dam radę wychować jedno dziecko. Ale z dwójką już mogę sobie nie poradzić. Żyjemy w dość bezwzględnych czasach, nikogo nie obchodzą samotne matki z dziećmi. Chcę dać Marysi spokojne i dostatnie życie. Dlatego będzie jedynaczką. Tak będzie bezpieczniej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze