Zarabiam ciałem
SYLWIA KOWALSKA • dawno temuOstatnio w kolorowych czasopismach i programach telewizyjnych coraz częściej pojawiają się kobiety, które barwnie opowiadają o prostytuowaniu się. Czyżby najstarszy zawód świata przestał być powodem do wstydu? Czy łatwy zarobek staje się faktem naturalnym, a zarabianie ciałem jest wręcz popularne?
Niektóre kobiety tłumaczą się ze swojego wyboru całkowitym brakiem pieniędzy. Brakiem innych możliwości. Są też takie, którym nie chce się szukać normalnej pracy, bo każda inna nie będzie tak dobrze płatna. Czy społeczeństwo ma prawo takie kobiety oceniać? Przecież to ich życie i to one poniosą ewentualne konsekwencje swych czynów. Z drugiej strony, gdyby nie było klientów, nie byłoby prostytutek. Przyjrzyjmy się, jak kilka kobiet podchodzi do swojego byłego lub obecnego zawodu. Czy naprawdę nie miały wyjścia?
Jola (30 lat, fryzjerka z Gdyni):
— 10 lat temu, co prawda krótko, ale byłam prostytutką. Nie chciałam tego, ale tak dziwnie moje życie potoczyło się. Teraz wstydzę się tego. Gdyby w pracy, czy w rodzinie się o tym dowiedzieli, nie wiem co by się stało…
Miałam dość wsi, w której mieszkałam. Myślałam, że wyjadę do miasta i zrobię karierę. Byłam naiwna. Nie miałam przecież nic, żadnych oszczędności, a pracy nie znalazłam z dnia na dzień, jak sobie wyobrażałam. Nie miałam gdzie mieszkać, za co żyć. Na ulicy zaczepiła mnie zadbana kobieta i zaoferowała pomoc. Tak się tam znalazłam. Pewnie, od razu wiedziałam, gdzie idę. Ale to było jedyne miejsce, które pozwoliło mi przetrwać. Rodzinie mówiłam, że znalazłam pracę jako sekretarka. Byli bardzo dumni ze swojej dzielnej córeczki.
Od samego początku mojej „kariery” dostawałam narkotyki, o czym początkowo nie wiedziałam. Czułam się cudownie i wspaniale. Seks po kokainie naprawdę jest nieziemski. Kiedy zorientowałam się, że wsypują mi narkotyk do soku — uciekłam.
Zarobione w ten sposób pieniądze przeznaczyłam na naukę. To jedyne moje usprawiedliwienie. Poszłam na kurs kosmetyczno – fryzjerski. Gorzej było z mieszkaniem. Wiadomo, że tam nie mogłam już wrócić, ale miałam szczęście. Wynajęłam małą klitkę z koleżanką poznaną na kursie. Potem z biegiem lat się wszystko ułożyło. Znalazłam pracę w gabinecie kosmetycznym, poznałam wspaniałego mężczyznę. Niedługo ślub… Jednak postanowiłam, że nigdy ani rodzice, ani przyszły mąż, nie dowiedzą się jaką to byłam „sekretarką”.
Postanowiłam znaleźć plusy całej sytuacji. Mam niesamowite intymne wspomnienia. Nauczyłam się przeróżnych technik seksu. Znam mężczyzn od tej drugiej strony. Nie przekreślam już facetów, który korzystają z usług prostytutek. Zdaję sobie sprawę, że większość z nich to nieszczęśliwi ludzie, którzy mają szalenie ciężkie życie. Miałam w łóżku przeróżnych mężczyzn, z rożnymi upodobaniami, często wręcz zboczeniami. Niestety wiem teraz, jaki jest świat od tej ciemnej, złej strony.
Beata (40 lat, kucharka z Wrocławia):
— Byłam dziwką, bo chciałam. Po prostu. Bez żadnych usprawiedliwień. Trwało to 3 miesiące. Był okres w moim życiu, kiedy sądziłam, że prostytucja wręcz przyniosła mi szczęście. Nie w postaci seksu, ale miłości – odnalazłam ją w burdelu. Jednak teraz wiem, że żadna znajomość zawarta w domu publicznym nie może być dobra.
W burdelu poznałam mojego męża. Był moim klientem. Zaszłam w ciążę. Pobraliśmy się. To wszystko zadecydowało, że postanowiłam zmienić zajęcie. Jednak moje życie nie zmieniło się na lepsze. Wręcz odwrotnie. Mąż miewał różne humory, wymyślał mi kary, zakazy, musiałam uważać na każde słowo, by go nie obrazić. Kilkakrotnie kazał mi się wynosić, nazywając dziwką. Owszem byłam nią, ale czy on był lepszy, jako stały klient burdelu?! Bo korzystał z usług kurew dalej.
W końcu przejrzałam na oczy. Gdy pojawiło się dziecko, przestał liczyć się mój mąż. Wysłałam pozew o rozwód. Niestety musiałam wynieść się z jego mieszkania. Wróciłam do rodziców. W chwili słabości powiedziałam im prawdę. Dowiedzieli się gdzie i w jakich okolicznościach poznałam Jacka. Byli w szoku. Matka szybciej pogodziła się z tym faktem. Ojciec do dziś traktuję mnie inaczej. Z wielkim dystansem. Trudno. Zasłużyłam na to. Poleciałam na łatwy zarobek. Jestem gotowa ponosić tego konsekwencje.
Klara (24 lata, studentka z Torunia):
— Sytuacja materialna w mojej rodzinie była zwykle średnia. Ale nie najgorsza. Rodzice pracowali w urzędzie od kilkunastu lat. Nigdy niczego mi w sumie nie brakowało, miałam swój pokój, studia na miejscu, dostawałam kasę na drobne wydatki, ale… było mi mało. Pociągały mnie drogie kosmetyki, a nie zwykłe, polskie. Uwielbiałam markowe ciuchy.
Pewnego lata wyjechałam z siostrą i jej mężem nad morze. Nudziłam się z nimi i najczęściej sama pałętałam się po okolicy. Ku mojemu zaskoczeniu spotkałam koleżankę z lat dziecinnych. Była prostytutką. Namawiała mnie, bym wybrała tę samą drogę. Byłam z nią parę razy w nocnym lokalu, poznałam to życie i musiałam dokonać wyboru. Wróciłam do domu. Po miesiącu przyjechałam znów nad morze i postanowiłam pracować razem z nią. W domu powiedziałam, że jadę dorobić jako kelnerka.
Ania – moja koleżanka – podsyłała mi dobrych klientów. Za numerek miałam 200 – 300 złotych. Nie było źle. Nawet niektórzy byli całkiem przystojni. Więc była i praca, i przyjemność. Po miesiącu uzbierałam mnóstwo kasy. Wróciłam i mogłam wydawać do woli na kosmetyki, ciuchy, płyty… Jednak kasa się szybko skończyła. Już nie potrafiłam żyć z groszy, które dostawałam od rodziców.
Tak się szczęśliwie złożyło, że do Torunia przyjechał mój klient znad morza. Wiedział, że mieszkam w Toruniu, miał mój numer. Zadzwonił i tak się potoczyło. Nadmorski biznes przeniosłam do rodzinnego miasta. Polecał mnie znajomym, także nie mogłam narzekać na brak klientów. Po pewnym czasie rodzice się zaczęli dopytywać skąd mnie stać na tyle drogich rzeczy? Powiedziałam, że dostałam na studiach spore stypendium.
Nie jest mi źle z moją prostytucją. Dobrze zarabiam, czerpię przyjemność z seksu. Panowie korzystający z moich usług to ludzie na poziomie, zadbani. Czy nie mam żadnych oporów natury moralnej? Nie. Czy jestem zadowolona z wybranej formy życia? Tak. Uważam ją za rozsądną. Po roku kupiłam sobie samochód, meble, mam dużo ekstra ciuchów. Kiedy by było mnie na to stać? Czy chciałabym wyjść za mąż i mieć dzieci? Raczej nie. Małżeństwo to jakieś zobowiązanie, to ustalony tryb życia. Nie pasuje mi to chyba. Chcę tylko skończyć studia i zobaczymy czy znajdę lepiej płatną pracę… Szczerze mówiąc - wątpię.
Małgorzata (28 lat, prostytutka z Bytomia):
— Mam męża, mam syna. Jestem prostytutką. Rafał niczego się nie domyśla. Mówię mu, że jestem asystentką w pewnej dużej firmie, daleko za miastem. Sama się dziwię, że w to wierzy, że nie sprawdza mnie. Chyba ważne jest tylko to, że zdołam spłacić wszystkie kredyty. Mój mąż kilka lat temu założył firmę. Pomysł niestety nie wypalił. Rafał zaczął pracować jako konsultant w miejscowym banku. Zarabia nieźle, ale nie dość by spłacić kredyty i mieć z czego żyć. Ja wcześniej nie pracowałam.
Pamiętam, jak przeczytałam w kobiecej prasie o zarobkach prostytutek i… postanowiłam spróbować. Po prostu sama poszłam do burdelu. Tam CV nie było potrzebne. Obejrzeli mnie tylko jak konia. Ocenili, że OK i mogę zacząć pracę.
Szefowie są mili. Te wszystkie obiegowe opinie o mafii burdelowej to fikcja. Mogę pracować popołudniami, nie tylko w ciągu nocy, aby mąż nie nabrał podejrzeń. Obsługuję klientów tylko w wynajmowanych przez firmę mieszkaniu. Chyba mam jakieś specjalne względy z niewiadomych przyczyn, bowiem wybierają mi najlepszych klientów. Często dostaję premię. Może to dlatego, że zawsze byłam posłuszna i na wszystko się godziłam.
I tak jest już od ponad roku. W pracy prostytutka, a do domu wraca żona i matka. Wiem, że jakby się wydało, mąż by mnie zostawił, reszta uważała za zwykłą dziwkę. Najbardziej się boję, że kiedyś mój syn się dowie. Tego bym nie zniosła. Ale jak zrezygnuję, będziemy mieć za mało pieniędzy i będziemy się kłócić, jak kiedyś gdy żyliśmy tylko z jednej pensji. Nie widzę sensu, żeby przestać. Tam mam wyrobioną pozycję, swoich stałych klientów, to już mój świat.
Nie będę rezygnować, żeby iść na bezrobocie albo do sklepu. Na studia nie mam już po co iść. Muszę zarabiać. Już niewiele zostało rat do spłaty kredytów. Dobrze nam się wiedzie. Jest OK.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze