Światowid
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: na wiele twarzy mógł sobie pozwolić Światowid. Człowiek powinien mieć jedną i dbać o jej zachowanie w sposób odpowiedzialny i moralny. Prawdziwie moralny.
Szanowna Margolu!Od dwóch lat jestem z chłopakiem (mężczyzna – 32 lata), od lipca jesteśmy nawet zaręczeni… No właśnie. To trochę powstrzymuje mnie od zostawienia tego człowieka. Rok temu zdecydowaliśmy się na aborcję. Moja rodzina o tym wie. Teraz, kiedy nasz związek się sypie, On straszy mnie, że jeżeli powiem jego rodzinie, to zaszkodzi mi na studiach (jest pracownikiem na uczelni, gdzie zostało mi jeszcze trochę semestrów do zaliczenia). Jego rodzina jest bardzo wierząca (to fanatyzm i dulszczyzna, ale to moje zdanie). Nie wiem, co robić, praktycznie od trzech tygodni nie kontaktujemy się, a jeżeli rozmawiamy, to On ma wyłącznie pretensje i wyrzuty.
Zaręczyny odbyły się niejako z mojej inicjatywy, bo postawiła warunek, żeby podjął decyzję – i dałam czas na jej podjęcie. Pojechaliśmy na zagraniczne wakacje i tam się oświadczył. Myślałam, że gdy kupi mieszkanie, to jako narzeczona będę mogła z czystym sumieniem tam przenocować (wspólne zamieszkanie nie wchodziło w grę, bo jeszcze studiuję). On ma inne zdanie, uważa, że nasze ukradkowe pobyty w tym mieszkaniu to grzech i twierdzi, że nie mogę u niego nocować, bo "nie będzie kłamał rodziców", wymyślając pretekst, dla którego tam zanocuje, a prawdy im nie powie. Mieszkanie ma nowe, ale nie chce się przeprowadzić, bo boi się samotności, wiec nocowaliśmy tam dotąd tylko okazyjnie. Pisząc brutalnie, to On chciałby tam bywać ze mną, ale na zasadzie „seks i do domu”… bo rodzice. Tak mi powiedział, to nie są moje domysły, albo własne wnioski. Pewnie Pani rozumie, jakie to przykre dla dziewczyny? Ja chcę z nim się rozstać na dniach, a planuję również rozmowę z jego matką. Chcę ją po prostu uświadomić…
Marysia
***
Marysiu,
Dziwnie mi wygląda ten mężczyzna, że pozwolę sobie nadużyć tego miana, oj dziwnie. Niby poukładany: pracuje na uczelni, ma własne mieszkanie, zaręczył się z dziewczyną, z którą się spotyka, wszystko niby zmierza do szczęśliwego końca, prawda? A co mamy na końcu? Ano na końcu mamy dorosłego faceta okłamującego rodziców jak przedszkolak, ze strachu o odpowiedzialność za swoje postępowanie; hipokrytę, dla którego grzechem jest półjawne (półoficjalne) uprawianie seksu z narzeczoną, ale grzechem nie jest usunięcie ciąży z tegoż seksu wynikającej; wreszcie szantażystę, który grozi ukochanej, że „zaszkodzi jej na studiach”. Jedziemy po kolei, Marysiu.
Zazwyczaj jest tak, że dorastając powinniśmy przeciąć po raz kolejny pępowinę łączącą nas z rodzicami, tym razem nie fizyczną, ale psychiczną. Trzydziestodwulatek, samodzielnie się utrzymujący, mieszkający z rodzicami „ze strachu przed samotnością”… No tak, w tej straszliwej „samotności” nikt mu koszuli nie poda czystej i wyprasowanej, nikt nie zrobi śniadanka, nie zawoła tysiąc razy rano, żeby już wstawał do pracy… Mamusia się nim czule zajmuje, pod nos podetknie… Tak, mógłby to mieć, gdyby się ożenił – i jak sądzę, ku takiemu modelowi małżeństwa będzie zmierzał. Tylko małżeństwo – to zobowiązanie. Rzecz taka jak obowiązek wyraźnie mu nie leży. Taka może być jedna strona medalu.
Druga strona medalu może być taka, że ma surowych rodziców, których się po prostu obawia wyniesionym z dzieciństwa odruchem. Ale taki układ rodzinny też nie wróży dobrze. Ogólnie, zazwyczaj wskazanym jest przypatrzyć się stosunkom rodzinnym w domu narzeczonego, nim podejmie się decyzję o wspólnym życiu. Żadne tam „u mnie będzie inaczej”. Nadspodziewanie dużo rzeczy będzie wyglądało tak samo, zwłaszcza jeśli delikwent nie ma siły moralnej do pracy nad sobą, a tak mi tu wygląda. To raz. Dwa, szanowny kolega okłamuje rodziców. Jeżeli żyje się w takim zakłamaniu, może ogólnorodzinnym nawet, nie sposób wyzbyć się mechanizmu początkowo drobnych, później być może poważniejszych, kłamstw w związku. Klimat szczerości jest niezbędny dla partnerstwa. Rzeczą taką, jak kłamstwo, należy się zasadniczo brzydzić. Także i w odruchu samozachowawczym. Dziś kłamie rodzicom, jutro będzie kłamał Tobie. Dziś ukrywa seks z Tobą przed rodzicami, jutro będzie ukrywał seks z kochanką przed Tobą. Na faceta ze skrupułami w tych sprawach nie wygląda. Brzydzi się, że to grzech – ale obrzydzenie jest takie, jak jego „wiara katolicka”: z wierzchu jest, w środku ma coś zupełnie przeciwnego. Jaki naprawdę wierzący człowiek zdecydowałby się na aborcję? Zalecam daleko idącą ostrożność, rozbieżność między słowem a czynem jest tu ziejącą przerażająco przepaścią. Chcesz wylądować na jej dnie? Jesteś w stanie wyobrazić sobie życie z człowiekiem, który kłamie, nie wsparł Cię w chwili, gdy jego Bóg obdarzył Was dzieckiem, a do tego stosuje szantaż wobec osoby ukochanej? I to nie szantaż emocjonalny, że się zabije jak go rzucisz, dajmy na to, tylko szantaż wprost! Explicite wyraża groźbę. Będziesz się go bała całe życie? Jeśli teraz ulegniesz, zostaniesz z nim i dasz się trzymać w szachu groźbą, jak to wróży na dalsze życie? Pewnie obawiasz się go i w innych sprawach. Nie daj poznać po sobie słabości. Może wymierzyć w każdy punkt, który przed nim odsłonisz. Uczyni to w walce o swoje.
Wiem, że jesteś zdecydowana na rozstanie, piszesz, że powstrzymują Cię zaręczyny. Co konkretnie Cię w nich powstrzymuje? Podjęte zobowiązanie? Zauważ, że to Tobie zależało na uregulowaniu Waszych spraw. On uległ. Słyszysz? To nie jest wyrażenie woli, to jest właśnie uleganie cudzemu pragnieniu. Powiedział Ci nie to, co chciał powiedzieć, tylko to, co chciałaś usłyszeć. Umie mówić to, co chcą słyszeć inni, wiemy z opowieści o relacji on – rodzice – prawda obiektywna. Mam nadzieję, że wybaczysz mi tę brutalną szczerość w wyrażaniu moich obserwacji. Takie zaręczyny nie są prawdziwym zobowiązaniem obu stron. A może powstrzymuje Cię obawa przed koniecznością wyjaśniania rodzinom, dlaczego zaręczyny zostały zerwane? Uspokoję Cię – nie masz obowiązku wyjaśniać komukolwiek czegokolwiek, poza nim samym. Z czystej uczciwości jemu powody należy wyłuszczyć, w miarę możliwości nie dając się sprowokować do kłótni, wyzwisk, obrażania. Rozstaniu zazwyczaj towarzyszą wielkie emocje, panuj nad nimi. Zaraz do tego wrócę w moich dywagacjach, teraz jeszcze skupię się na jednej kwestii. Napisałaś, że chcesz uświadomić jego mamie przyczyny Waszego rozstania. Zapytam: po co? Czy dlatego, że sama jeszcze nie wyrosłaś z okresu, kiedy akceptacja rodziców dla podejmowanych działań jest niezbędna? Rodziców własnych i cudzych? Rozumiem, że od kilku lat zdążyłaś być może nawet zżyć się z tą rodziną, ale nie masz obowiązku im niczego tłumaczyć. Jeśli ktokolwiek – to ich syn. Miło będzie przyjść się pożegnać, ale wszystkie pytania przekieruj do narzeczonego. „Jeśli będzie chciał, sam wam wyjaśni. Bardzo mi przykro, to jest konieczne, dziękuję za wszystko, do widzenia” Nie musisz się wybielać, on i tak jeśli będzie chciał, wszystko obróci przeciw Tobie. A jego wizerunku w oczach matki nie zburzysz, bo nowy nie będzie pasował do jej wizji świata. Przekłamie go sobie na swój sposób. Nie wtajemniczaj jego matki. To jest ważne także i z innego punktu widzenia. O tym będzie na końcu.
Wspomniałam, że rozstanie wiąże się z emocjami. Nie tylko dla Ciebie, także i – jak sądzę – dla niego. Jako nieuleczalna życiowa optymistka (to się sprawdza jako sposób na życie!) wyduszę z siebie, choć niechętnie, głos obrończy w jego sprawie. Może być tak, i prawdopodobnie jest, że on Cię kocha na swój sposób. Że po prostu ma niewłaściwe reakcje, matryce zachowań, mechanizmy myślowe. Nie wie, co to związek partnerski. Z tego powodu ważny jest spokój i opanowanie przy rozstaniu. Ważne, żebyś umiała mu spokojnie, na ile pozwolą nerwy, wyjawić szczegółowo przyczyny rozstania. Nie atakuj go, powiedz, że poobserwowałaś i takie zachowania przynoszą Ci na myśl taki wniosek, a inne – inny, że to nie wróży dobrze wspólnemu życiu, że nie zgadzasz się na zakłamanie, szantaż i oszukiwanie najbliższych. Nie masz w nim oparcia, czujesz się źle z tym, że Ci grozi, takich rzeczy nie robi się tym, których się kocha, tylko tym, którymi się chce manipulować. Nie chcesz być manipulowana. W miarę możliwości postaraj się, żeby nie było to wymierzone jako argumenty ostateczne typu „Ty zawsze, Ty nigdy”. Zadbaj o pokojową atmosferę.
Zapytasz może: „Po co? Przecież się rozstajemy?”
Ano po to, że nie wiadomo, czy na zawsze. Niektórym zimny prysznic dobrze robi. Tylko, jeśli wchodzi w grę odbudowa związku, musisz mu dać narzędzia. Narzędzia w postaci wyważonych, przemyślanych i uargumentowanych powodów (znaczy zarzutów, ale cśśśś…) Możesz je sobie spisać na kartce dla ułatwienia. Kopię daj jemu, ze wskazaniem na pracę nad charakterem. Niech ma się nad czym zastanawiać w długie zimowe wieczory. Ale!!!!! Pod żadnym warunkiem nie baw się w rozstania czasowe. On ma mieć świadomość, że to rozstanie ostateczne i że nie ma już żadnej szansy. Tylko to może go zmobilizować do walki o Wasz związek. Jeśli „uświadomisz” jego matkę, nie zrobi tego, bo rodzina stanie przeciw niemu i uwagę skupi na ratowaniu siebie w ich oczach, nie na pracy nad sobą dla uratowania Waszego związku. A jeśli nie zrobi tego mimo, iż zamknęłaś ten związek z zachowaniem najwyższej możliwej klasy?…
….cóż. Masz szansę, świadoma powyższego, zbudować lepszy związek z kimś, kto będzie wobec Ciebie partnerem, a nie wrogiem. A jeśli najdzie Cię kiedyś kryzys wieku średniego i zatęsknisz za pierwszą miłością, która przez lata wybieleje tak, że nieledwie ołtarzyk będzie jej można w duchu stawiać, podejdziesz sobie do szuflady z bielizną, spod bielizny wyjmiesz karteczkę, a karteczka prawdę Ci powie. Prawdę o powodach, dlaczego romantyczne wakacyjne zaręczyny odpłynęły w siną dal.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze