Kto zrobi pierwszy krok?
URSZULA • dawno temu„Najtrudniejszy pierwszy krok, zanim innych zrobisz sto” - śpiewała Anna Jantar, zanim zginęła w katastrofie lotniczej na Okęciu, i zdecydowanie miała rację. Pierwszy zawsze jest najtrudniejszy, nieważne czy w sprawach zawodowych, relacjach towarzyskich czy na przykład w kwestii wstawania o 5 rano, żeby chwilę pobiegać przed pracą. Kiedy poznajesz faceta, który ci się podoba, zrobisz pierwszy krok i poprosisz o numer telefonu?
„Najtrudniejszy pierwszy krok, zanim innych zrobisz sto” - śpiewała Anna Jantar, zanim zginęła w katastrofie lotniczej na Okęciu, i zdecydowanie miała rację. Pierwszy zawsze jest najtrudniejszy, nieważne czy w sprawach zawodowych, relacjach towarzyskich czy na przykład w kwestii wstawania o 5 rano, żeby chwilę pobiegać przed pracą. Chociaż oczywiście dobrze wiemy, że i tak najokropniej sprawy się mają w kwestii nawiązywania znajomości z płcią przeciwną, zwłaszcza dla kobiet. Wszystkie znamy ten krępujący moment, kiedy poznajesz faceta, który jakby ci się podoba i wiesz, że ty także jakby podobasz się jemu, ale zamiast zrobić w związku z tym coś z sensem, siedzicie obok siebie na imprezie, patrzycie każde w swój napój alkoholowy i udajecie, że nic się nie dzieje. Kto pierwszy się złamie?
Historyczne i kulturowe uwarunkowania do tej pory powodowały, że zwykle pierwszy łamał się on. To mężczyzna odwalał całą brudną randkową robotę. Pytał „Czego się napijesz?” i spieszył, żeby donieść drinki, prosił o numer telefonu, wydzwaniał, żeby zaprosić do kina/na kolację/na spacer, a potem czyhał na każdą nadarzającą się okazję, żeby potrzymać za rączkę. Kobieta mogła spokojnie sobie siedzieć, pokazywać nóżkę, oblizywać wargi i kręcić na palcu lok, a wszystko działo się za jego decyzją i sprawą — randki, zaręczyny, ślub, mieszkanko, zwierzątko domowe i trójka kręcącego się pod nogami potomstwa.
Czasy się zmieniły — i to pod wieloma względami dobrze — kobiety mogą zabierać decydujący głos w ważkich sprawach: kiedy i z kim zaręczyny i ślub, kto i ile zapłaci za mieszkanko, ile będzie w nim zwierzątek, a ile dzieci, i czy w ogóle ma ochotę się w dzieci bawić, bo może sobie nie mieć ochoty i zamiast tego robić karierę w prężnej korporacji. Ale pod jednym względem wcale nie jest tak dobrze. Na kobietę spadł również przykry obowiązek wykonywania wokół mężczyzny randkowego tańca godowego.
Niby jesteśmy takie świetne i wyemancypowane, uważamy, że kobieta ma prawo, a nawet obowiązek, żeby zostać pilotem czy też pilotką i karateką czy też karateczką, ale jednak wciąż pokutuje pogląd, że kobiecie podrywać mężczyzny nie wypada i koniec. Powiem więcej — pogląd ten pokutuje również w mojej głowie. A to wcale niedobrze, ponieważ od kilku lat mam wrażenie, że polscy faceci wręcz ostentacyjnie oczekują od kobiet, że to one zrobią pierwszy krok. Wiercą się na krzesełku, mrugają oczkami, flirtują otwartym tekścikiem, ale do kina i na kolację sami z siebie nie zaproszą, rączek nie ucałują. Czekają, aż to kobieta podejdzie, poprosi o numer telefonu, zadzwoni, zaprowadzi do kina, zadecyduje, co, jak, gdzie i o której.
Wydaje mi się też, że to raczej polska specyfika. Na zachodzie Europy albo w USA, w Berlinie czy Nowym Jorku, zwykle nie spotykam się z tym zjawiskiem. Tam mężczyźni nie mają jakichś szczególnych oporów, żeby podejść do kobiety i zaprosić ją na kawę czy piwo albo poprosić o numer telefonu. I co więcej — jeżeli go dostaną, następnego dnia dzwonią, zapraszają na kolację. Tylko nie zawsze za nią płacą, czasem wolą dzielić się rachunkiem po połowie. A u nas siedzi taki przy barze, patrzy się i patrzy i niewiele z tego wynika, chociaż przecież oboje wiemy, co jest grane. Co się stało z naszymi polskimi facetami?
Wiele się wyjaśniło, kiedy dowiedziałam się, że podobno w Japonii powstał nowy gatunek mężczyzny. To tak zwany „mężczyzna trawożerny”. Ten typ, przeważnie w wieku 20–30 lat, dużo uwagi poświęca modzie i wyglądowi, woli drinki od piwa, nie czuje potrzeby zachowania się po męsku i nigdy, przenigdy nie podrywa kobiet. To coś jak nasz mężczyzna metroseksualny, tylko że w Polsce taki mężczyzna pozostaje w ciągle lekko wyśmiewanej mniejszości z dużych miast, a tam ten typ dominuje wśród młodych ludzi. Co więcej — jest zdecydowanie najbardziej pożądany przez kobiety! Przeciwieństwem trawożernego mężczyzny jest oczywiście „mięsożerna kobieta”, czyli właśnie taka, która nie oglądając się na nikogo i na nic, rzuca się na mężczyznę, który jej się podoba, jak na mięso. Czy taka drastyczna zamiana ról społecznych czeka również Polskę? Eksperci twierdzą, że kiedy kobiety zyskują wolność i prawo głosu, mężczyźni przestają być u władzy i w związku z tym przez jakiś czas nie mogą się odnaleźć i nie wiedzą, co mają zrobić ze swoim życiem, a przede wszystkim, jak się zachowywać w stosunku do kobiet. Więc wolą nie robić nic.
Zdarza mi się zobaczyć takie mięsożerne kobiety, które po dwóch drinkach niczym tygrysice rzucają się na onieśmieloną męską barową ofiarę i do nich chyba należy randkowa przyszłość. A romantyczne subtelne dziewczątka, czekające w kącie sali, aż facet podejdzie i poprosi do tańca, bo damie nie wypada, powoli zaczną zarastać pajęczyną i odchodzić do przeszłości razem z cylindrami, monoklami i gorsetem. Damsko-męski świat stanął na głowie i jak z tym teraz żyć, to ja nie wiem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze