Złota klatka
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: złota klatka jest nadal tylko klatką. Nikt nie czuje się dobrze, gdy jest ograniczany, osaczany, nie może złapać oddechu. To oczywiście jedna ze stron medalu, ale pytasz mnie, gdzie błąd popełniłeś Ty, a nie dziewczyna, która też wydaje się w tym wszystkim pogubiona i przede wszystkim niedojrzała.
Dzisiejszej nocy po raz pierwszy odwiedziłem portal Kafeteria.pl, ale gdy zauważyłem, że większość tematów, którymi się zajmujesz, dotyczy problemów w sferze miłosnej, zostałem tu na dłużej, bo sam mam taki problem. Bardzo duży w moim pojęciu…Osiem miesięcy temu poznałem kobietę, w której się bez pamięci zakochałem. Starałem się o Nią najmocniej, jak tylko potrafiłem, co jednak nie było łatwe, bo mieszkaliśmy w miastach oddalonych od siebie o około 400 km. Jednak znajdowaliśmy czas, aby gdzieś razem wyjechać czy też aby jedno z nas mogło odwiedzić drugie. Gdy poznałem moją Miłość, była w bardzo trudnej sytuacji. Dowiedziała się parę miesięcy wcześniej, że mężczyzna, z którym była od dłuższego czasu, ma drugą. Była z nim w ciąży, a szok i zdenerwowanie, jakie nastąpiło po otrzymaniu przez Nią tej wiadomości, doprowadziły do poronienia. Wiedząc o tym, nie naciskałem Jej w żaden sposób. Trwałem przy Niej, pomagałem, jak potrafiłem, uczyłem ją cieszyć się życiem na nowo, pomagałem odzyskiwać wiarę w ludzi i w miłość. Jakże wielka była moja radość, gdy pewnego dnia, stojąc naprzeciwko mnie, wzięła niespodziewanie moją twarz w swoje dłonie, przywarła swoimi ustami do moich i powiedziała: „Cieszę się, że Cię mam”. Od tego momentu byliśmy razem.
To był początek wakacji. Oboje jesteśmy równolatkami, oboje w tym samym czasie skończyliśmy studia. Postanowiliśmy być razem, jednak najpierw trzeba było mieć za co rozpocząć wspólne życie. Oboje ciężko pracowaliśmy przez całe wakacje — ja w swoim mieście, Ona w swoim. Spotkania, a raczej ich brak, nadrabialiśmy SMS-ami, mailami i bardzo długimi rozmowami telefonicznymi. W końcu udało się zaoszczędzić tyle, że mogłem wynająć mieszkanie i Ją do siebie sprowadzić. Kochaliśmy się — jedno drugiemu to deklarowało, jedno drugiemu okazywało wiele uczuć. Jednak ja, mimo że już z Nią byłem, nie zmieniłem swojego postępowania w stosunku do Niej. Cały czas „nosiłem Ją na rękach” - dawałem oznaki, że jest najważniejszą osobą na świecie, że nigdy Jej nie zdradzę ani nie skrzywdzę, że cokolwiek by się działo, zawsze może na mnie liczyć. Chciałem, choć teraz wiem, że wcale nie musiałem, a może nawet nie powinienem, zrekompensować Jej te krzywdy, które wyrządzili Jej wcześniej tamten mężczyzna i Jej matka, która, delikatnie mówiąc, nie należy do osób uczuciowych.
Było wręcz idealnie. Mieliśmy zapewnioną pomoc moich rodziców i przyjaciół — niczego nam nie brakowało, nikt nie odmawiał nam pomocy. Moja Mama traktowała moją Miłość jak własną córkę. Byliśmy bardzo szczęśliwi i już nawet, chociaż nie byliśmy ze sobą długo, zaczęliśmy poważnie zastanawiać się nad legalizacją związku. Chcieliśmy być ze sobą na zawsze.Tak minął miesiąc naszego wspólnego mieszkania i życia.
W tym czasie moja Miłość znalazła pracę i zaczęły się kłopoty.Już pierwszego dnia nie wróciła do domu o czasie. Denerwowałem się, ponieważ wiedziałem, że nie zna jeszcze dobrze miasta, więc może zabłądziła, wsiadła do złego autobusu czy też, nie daj Boże, coś gorszego mogło się stać. Dzwoniłem na jej komórkę, ale była wyłączona. Wróciła po 4 godzinach od zamknięcia salonu, w którym pracowała. Gdy spytałem, co się stało, powiedziała, że poszła na piwo z koleżanką z pracy, która jej opowiedziała o charakterze firmy, atmosferze tam panującej i innych rzeczach. Na pytanie, czemu telefon był wyłączony, odpowiedziała, że padła jej bateria. Gdy jednak zacząłem dopytywać o tę koleżankę, gubiąc się w szczegółach, przyznała, że to nie była koleżanka, tylko kolega.Abym sie nie denerwował, opowiedziała mi o nim trochę — że niedługo się zwalnia, że jest młodszy od nas o 3 lata i że muszę kiedyś go poznać.
Przełknąłem ten incydent, do głowy mi nie przyszło, że to jest początek naszego końca.Tydzień później mieliśmy poważną kłótnię o parę spraw, które powinniśmy już dawno rozwiązać, a które się za nami niepotrzebnie ciągnęły. Wyszedłem z domu, a gdy do niego wróciłem, Jej tam nie było. Miała tego dnia wolne, ale mówiła, że musi zrobić porządek w papierach w firmie, więc pomyślałem, że może właśnie tam pojechała. Dzwoniłem do Niej, ale nie odbierała telefonu. Pojechałem zatem do Jej firmy i zastałem Ją siedzącą w biurze razem z tym kolegą. Gdy się do Niej zbliżyłem, pocałowała mnie w policzek, a nie jak zazwyczaj — w usta. Kiedy spytałem, czy skończyła, odpowiedziała, że tak, ale że nie wraca ze mną do domu, bo chce jeszcze porozmawiać i że niedługo będzie.
Wróciła o 1.30 w nocy. Powiedziała, że była w pubie. Włosy śmierdziały jej papierosami (choć sama nie pali), więc w to uwierzyłem. Zrobiłem awanturę o to, co się dzieje, że nic nie mówiąc, wychodzi, że nie odbiera telefonów itp. Przeprosiła mnie za to, ale zaczęła się bronić, że przecież ma prawo mieć własnych znajomych. Na koniec dodała, że to tylko kolega, że bardzo mnie kocha i nigdy by mnie nie skrzywdziła.
Ale od tego dnia zaczęły się co jakiś czas pojawiać sygnały, SMS-y od kolegi. Telefon, który zazwyczaj funkcjonował normalnie, był wyciszony. Przestało się Jej też podobać to, że przyjeżdżam po Nią do pracy. Mimo to od czasu do czasu robiłem to. Pewnego dnia zauważyłem, że wychodzą razem i on Ją obejmuje. Odjechałem szybko do domu i czekałem tam na Nią. Nie wiem, czemu tak postąpiłem, ale żałuję dziś tej decyzji, żałuję, że wówczas nie wysiadłem z samochodu, że do nich nie podszedłem…
Wróciła o normalnej porze, ale zaczęła mówić, że się tu źle czuje, że chce wracać do swojego miasta. Jednak cały czas zapewniała mnie, że nadal chce być tylko ze mną.Następnego dnia przygotowałem kolację i zaplanowałem wyjście do miasta. Gdy wróciła i dowiedziała się o tych planach, powiedziała mi, że nigdzie nie pójdziemy, bo jest już umówiona — z nim… Wpadłem w szał. Zabroniłem Jej wyjścia, nie chciałem wypuścić, tym bardziej że przyszedł do Niej od niego SMS, który, jak zauważyłem, kończył się słowem „kotku”. Ona zaczęła mnie wyzywać, mówić, że mnie nienawidzi, że nie chce takiej zaborczej miłości, że to koniec. Nie reagowała na nic — na słowa, że mnie rani, tak postępując, że przecież jesteśmy razem, kochamy się, że to chyba ja powinienem być dla Niej najważniejszy, tak jak Ona jest najważniejsza dla mnie.Gdy się uspokoiła, powiedziała, że mam rację, że pójdzie to skończyć i wróci za pół godziny. Gdy nie było Jej dwie godziny, zacząłem Jej szukać. Znalazłem ich w klubie przytulonych, całujących się…
Serce mi pękło. Zawalił się cały mój świat. Ona była miłością mojego życia, najważniejszą istotą na ziemi, sensem codziennego wstawania…Zostałem w tym klubie i sie przyglądałem. Ból był tak okropny, że nie miałem siły podejść i się awanturować. Długo w tym miejscu nie siedzieli. Wyszli i się pożegnali. Również się całując. Wówczas do Niej podszedłem i zapytałem „dlaczego?”. Usłyszałem, że on Jej przypomina licealną miłość, z którą była 5 lat, że ma coś w sobie, czego ja nie mam…Wróciliśmy do domu. Dałem Jej dwa dni na wyprowadzkę. Sam też postanowiłem się wyprowadzić. Przez ten czas ani razu się do siebie nie odezwaliśmy. Wszelkie moje próby rozpoczęcia rozmowy natrafiały na mur milczenia. Nie okazała żadnej skruchy, nie usłyszałem żadnego „przepraszam”.
Gdy po dwóch dniach nie znalazła sobie żadnego lokum, poprosiła mnie, abym skontaktował Ją z właścicielami mieszkania, żeby przepisać umowę najmu na Nią. Zaczęła wówczas mnie przepraszać, mówić, że po co mamy rezygnować z mieszkania, że jeszcze nie wszystko stracone, że to było jednorazowe zdarzenie, którego bardzo żałuje, że wiele dla Niej znaczę, że przecież wiem, co Ona do mnie czuje, żebyśmy dali sobie czas na przemyślenie, na uspokojenie, że wszystko będzie dobrze. Zgodziłem się. Została tam, gdzie mieszkaliśmy.Żyłem nadzieją, że przetrwamy ten kryzys, że go pokonamy, że znowu będziemy razem, nauczymy się ufać sobie od nowa.
Niestety moja nadzieja trwała raptem dwa dni — po tym czasie wprowadził się do Niej on…Do mieszkania, które znalazłem i wynająłem dla nas.Po dwóch tygodniach spotkaliśmy się, aby porozmawiać, tak jak wówczas, w dniu mojej wyprowadzki, sobie obiecaliśmy. Była bardzo agresywna w stosunku do mnie, mówiła, że zniszczyłem Jej życie, ściągając Ją tutaj, że za miesiąc wraca do swojego miasta, że między Nami koniec. Nie wiedziała, że ja wiem, że mieszka, żyje z nim. Gdy spytałem, jakie są Jej relacje z tamtym kolegą, odpowiedziała, że są tylko znajomymi. Gdy Jej powiedziałem o tym, co wiem, uśmiechnęła się i poszła.
Małgorzato — wiem, że wszystko między nami skończone, że muszę wziąć się w garść i żyć dalej, że będzie mi trudno, ale czas leczy rany.Zwracam się do Ciebie jednak z pytaniem: dlaczego tak się stało? Gdzie popełniłem błąd? Dlaczego Ona po tym wszystkim, co dla Niej zrobiłem, tak mi się odwdzięczyła? Czy mnie kochała? Dlaczego tak postąpiła? Dlaczego zostałem oszukany, okłamany i zdradzony?Proszę — odpowiedz mi na te pytania! Wytłumacz mi to wszystko, bo nie potrafię bez zrozumienia tego odnaleźć się na nowo w świecie!
Czekam z niecierpliwością na odpowiedź,
Nathan
***
Drogi Nathanie,
Być może popełniłeś go już u zarania, oczekując wdzięczności za to, co robisz. Dar powinien być bezinteresowny, a jeśli gdzieś w głębi ducha, niekoniecznie świadomie, usiłuje się coś kupić, coś wygrać w zamian za swoje działanie, to chęć pomocy traci sens i staje się zwykłą kartą przetargową. Wiem, że bycie tak szlachetnym i dobrym podnosi samoocenę. Wiem, że często wydaje się, że gdy pomoże się osobie w trudnej sytuacji i da jej się nowe perspektywy i możliwości, ona będzie zobowiązana do docenienia tego i do trwania przy swoim dobroczyńcy. Jak widzisz, była to złudna strategia. Wydaje mi się, że próbowałeś coś sobie zrekompensować. Nie deprecjonuję w żadnym wypadku siły Twojej miłości, przeciwnie, wydaje mi się, że była zbyt wszechogarniająca. Są sprawy, których nie czynimy świadomie, a jednak jesteśmy zdeterminowani jakąś ideą, która gnieździ się w podświadomości.
Nie wiem, co tkwi w Tobie, ale niepokojące wydaje mi się właśnie takie całkowite oddanie się drugiej osobie w zamian za jej całkowite oddanie. Takie gesty nie mogą oczekiwać niczego w zamian, bo robią się puste i nic nieznaczące. Można cieszyć się tym, że ktoś wzajemnie składa nam dar z siebie, ale w żadnym wypadku nie można tego od niego żądać. Jakikolwiek przymus budzi zazwyczaj duży opór, nawet jeżeli sprawa jest najsłuszniejsza pod słońcem. Nie sposób przekonać kogoś do własnych racji, przykładając mu nóż do szyi. Będzie się wówczas zastanawiał raczej nad tym, jak tę szyję ocalić…
Niewykluczone, że owinąłeś swą troską dziewczynę tak szczelnie, że się zaczęła dusić. I skorzystała z pierwszej z brzegu furtki, żeby wiać. Sama też może pomyliła miłość z wdzięcznością… Na pewno byłeś jej potrzebny, przywykła do Ciebie, Twoja obecność była krzepiąca i pomagała jej bardzo, aż wzięła to za coś zupełnie innego…
Wydaje mi się też, że mogła się czuć obciążona tym, że jest dla Ciebie całym światem. Kiedy skupiałeś się tylko na niej i na Waszym szczęściu, mogłeś być zupełnie po prostu nieciekawy i nudny, poza tym mogłeś ją osaczać nadmiernym zainteresowaniem… Każdy człowiek musi mieć jakiś, choćby malutki, margines swobody, który – uwierz mi – nie musi być od razu wykorzystywany do oszukiwania bliskiej osoby. Jeżeli czyjeś zainteresowanie skupia się wręcz chorobliwie na jednej sprawie, można domniemać, że osoba ta nie ma żadnych zainteresowań, hobby, przyjaciół… słowem, że jest towarzysko i życiowo nieatrakcyjna. Oczywiście rozumiem, że to były pierwsze miesiące Waszego związku i mogłeś się tym zachłysnąć – ale nie wszyscy są z tej samej gliny. Są tacy, którzy chcą, owszem, zespolić się natychmiast w jedno ze swoim nowym partnerem, ale są też inni, którym potrzebna jest przynajmniej odrobina swobody i samotności. Nie jest łatwo znaleźć złoty środek dla dwojga zasadniczo różniących się w tym zakresie ludzi…
Oczywiście nie odnoszę się tutaj do zachowania Twojej byłej dziewczyny, bo jej nieuczciwość jest zupełnie oczywista i nie sądzę, by wynikała jakoś szczególnie z Twoich błędów. Wykorzystała Cię, by po Twoich plecach, wspierana po tragicznych zdarzeniach, wrócić do równowagi. Bardzo słusznie zauważasz, że niekoniecznie powinieneś wynagradzać jej krzywdy wyrządzone przez innych. To się tak naprawdę nie mogło udać, bo nie jesteś w stanie zadośćuczynić jej w czyimkolwiek imieniu. Musisz się zastanowić, czym jest u Ciebie spowodowane takie ostentacyjne składanie siebie na ołtarzu miłości. Nie jest to ani wskazane, ani owocne. Posmak satysfakcji ma się tylko na krótko, kiedy można o sobie przez chwilę dobrze myśleć, że ma się takie dobre serce, że jest się tak opiekuńczym, czułym, dobrym… Później zaczynasz się w tym zapamiętywać i wypalać, a poczucie, że nikt nie docenia tego tak bardzo jak Ty sam (który znasz przecież jako jedyny cenę tego stanu rzeczy), powoduje głęboką frustrację.
Miałeś przecież wrażenie, że wszystko w tym tak ładnie pod Twoją linijkę poukładanym życiu jest pod kontrolą i nic się nie zachwieje. I pamiętasz, jaki lęk i wściekłość budziły sytuacje, w których spod tej kontroli wszystko sie wymykało… Zauważ, że w złości wykrzyczała Ci, że jesteś zaborczy. Jest to trop, którego nie powinieneś przeoczyć. Każdy następny związek może okazać się równie chybiony, jeśli nie powstrzymasz w sobie tej konieczności stapiania się w jedność, najlepiej wedle Twoich zasad, z bliską Ci osobą – a nade wszystko chęci sprawowania kontroli nad jej życiem. Trzeba znaleźć złoty środek między troską a deptaniem po płucach…
Druga strona medalu to Twoje uczucia. Musisz też bardzo szanować swoje emocje, żeby nie spalać się przedwcześnie i nie czekać czujnie na każdym kroku, czy Twoje starania są należycie docenione i czy prowadzą do tego, żeby Twój związek spinać mocno w jedność. Wydaje mi się na podstawie Twojego listu, że jesteś dość niepewny siebie, a w zachowaniu swojej byłej dziewczyny znalazłeś tylko potwierdzenie, że nie jesteś w stanie zbudować związku. Nathanie, na pewno możesz to zrobić, tylko nieco spokojniej i z mniejszą dozą determinacji. Nie każda chwila jest ostatnią, choć warto żyć tak, jakby była. Co oznacza, że należy się nią cieszyć i delektować, a nie przeżywać rozpaczliwie intensywnie, tak jakby nic i nigdy więcej nie mogło Cię spotkać. Rozumiesz, co mam na myśli?
Nathanie, popełniłeś kilka błędów, ale w żadnym wypadku nie możesz się obwiniać o to, co uczyniła Twoja była. Nie miała prawa potraktować Cię tak nieuczciwie i instrumentalnie. Nie miała prawa za plecami zdradzać Cię i oszukiwać. Mam nadzieję, że następnym razem Ty będziesz nieco bardziej powściągliwy w emocjach, a kobieta, którą spotkasz, bardziej chętna do dużej bliskości. Tylko porzuć „matkoteresizm” i postaraj się mniej dawać miłość (na siłę), a bardziej oferować (jeśli będzie na to gotowa, twoja przyszła partnerka skorzysta z niej na pewno).
Powodzenia!
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze