Jestem za ładna, żeby mieć męża!
MARTA KOWALIK • dawno temuWszyscy znamy piękne kobiety, które zostają starymi pannami (ups, singielkami!). A podobno mężczyźni to wzrokowcy. Jednak rzadko atrakcyjność kobiety jest powodem, dla którego znajduje ona chętnych do oświadczyn. Wręcz przeciwnie: żona zdaniem wielu mężczyzn nie powinna być oszałamiająco urodziwa. A i same piękne kobiety uważają się za zbyt dobre dla zwykłych facetów.
Kamila to piękna trzydziestolatka. Za piękna, żeby jak brzydsze rówieśniczki wyjść za mąż. Tak przynajmniej sama uważa:
— W liceum, na studiach, zawsze miałam powodzenie. Faceci za mną biegali, koleżanki zazdrościły. Zawsze miałam grono wielbicieli i zestaw źle mi życzących kobiet. No i nadal mam. Ale obrączki na palcu nie widać. Dlaczego? Należę chyba do tych kobiet, z którymi każdy facet chce iść na randkę i do łóżka, ale do ołtarza wolą szare myszy.
Nikt mi się nigdy nie oświadczył, choć propozycji „łóżkowych” miałam dosłownie tysiące. Faceci podchodzili na dyskotekach, w galeriach handlowych, a nawet zwyczajnie na ulicy. Myślę, że winny jest mój typ urody: długie nogi, jasne włosy, duży biust. Taka stereotypowa piersiasta blondynka ze mnie, ale co niby mam z tym zrobić? Powinnam się przebrać w wór pokutny? Zgolić głowę?
Moje dwie siostry, znacznie brzydsze, dawno są po ślubie. Jedna wyszła za swojego pierwszego chłopaka z liceum, druga znalazła faceta przez internet, bo tak w realu to nikt na nią uwagi nie zwracał. A na mnie zwracają, ale powierzchowni, obleśni faceci. Porządni trzymają się z daleka, a kiedy ja sama próbuję zagadać, myślą, że sobie z nich żartuję. Pozostaje mi chyba poczekać, aż się zestarzeję i zbrzydnę, może wtedy trafię na wartościowego faceta.
Piotr jest rozwodnikiem. Teraz szuka żony, ale kryteria ma zupełnie inne niż jako dwudziestolatek: chce mieć niespecjalnie ładną, ale rozsądną i miłą kobietę. Opowiada:
— Teraz widzę, że Marzena, moja była żona, była typową pustą lalą. Piękna kobieta, ale miała obsesję dbania o tę całą urodę. A jak się pobieraliśmy, miała dziewiętnaście lat, więc naprawdę nie trzeba było tyle energii na to przeznaczać. Spędzała kilka godzin dziennie na wklepywaniu, malowaniu, depilacji… nawet nie wiem, jak się te wszystkie zabiegi nazywają. Raz w tygodniu do kosmetyczki, raz do fryzjera. A kto za to płacił? Oczywiście, ja, przecież przy tylu ważnych zajęciach ona nie mogła pracować.
Nie będę kłamać: że jest pusta, widziałem już trochę przed ślubem. Ale myślałem: młoda jest, potem zmądrzeje, urodzi dzieci. Marzena była tak ładna, że mi to zaćmiło umysł – teraz to wiem. Kiedy żona powiedziała, że w ciążę nie będzie zachodzić, bo nie uda jej się wtedy wrócić do figury, postanowiłem się rozwieść. Teraz szukam kobiety, z którą będę mógł pogadać i która będzie chciała mieć dzieci. Takie mam wymagania. Ładna być jakoś niesamowicie nie musi, byleby nie odstraszała wyglądem. Ale normalna! A Marzena jak dotąd nie znalazła drugiego idioty, który chciałby utrzymywać wszystkie kosmetyczki w okolicy.
Za mąż chciałaby teraz wyjść Agnieszka, urzędniczka z Warszawy. Okazji miała wiele. Od zawsze słyszała, że jest bardzo ładna. Dlatego – jak teraz mówi – przebierała w facetach:
— Koleżanki z liceum łapały chłopaków jeszcze przed maturą. Potem na studiach też część szczerze przyznawała, że szuka męża. Ja tam szukać nie musiałam, ale nikt mi się w zasadzie nie podobał. Jacyś niewydarzeni ci faceci się wydawali. No, przepraszam, ale miałam prawo do wymagań: byłam Miss Juwenaliów, dorabiałam jako modelka. Chciałam, żeby facet był mądry i przystojny, żeby miał „to coś”. A tacy jakoś mi się nie zdarzali. Czasami nawet zaczynałam związki, ale kiedy pojawiały się jakieś problemy, szukałam dalej, kogoś lepszego.
Czas płynął. Po studiach zaczęłam pracę w urzędzie, a tu prawie nie ma mężczyzn. I nagle wyszło na to, że jakoś nie mam czasu nikogo poznać. No i zaczęłam się już trochę starzeć: niby mam tylko trzydzieści dwa lata, ale w porównaniu z dwudziestolatkami… niestety, to już nie jest to samo. Skóra inna, figura gorsza, cholerna zmarszczka na czole. Jakoś ci wszyscy faceci się wykruszyli, a ja zostałam sama. Rodzina się dziwi, a mama mi dogaduje, że przez te wielkie wymagania nie jestem żoną i matką.
Teraz oczywiście żałuję, że moja poprzeczka była tak wysoko. Koleżanki mają już dzieci w gimnazjum, a ja zdjęcia sprzed dziesięciu lat.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze