Lubię tak żyć
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuCiekawość to ludzka rzecz – co innego, gdy przeradza się w brak akceptacji. Każdy ma prawo do własnego zdania, a jeśli się z nim nie zgadzamy, nie upoważnia to nas do braku tolerancji dla innych przekonań. O tym, że każdy jest inny, o poszukiwaniu własnego sposobu na życie i o szczęściu opowiadają bohaterki tego artykułu.
Choćbyście się zarzekały, że nie interesuje was opinia innych, że same wiecie, jak żyć, nie uda się wam uciec od ludzkich oczu i uszu, od ocen bliskiej i dalszej rodziny, od komentarzy sąsiadów, kolegów z pracy i przyjaciół. Możecie zapewniać, że nie interesuje was, jak żyją inni, co dzieje się w ich czterech ścianach i jakie sekrety kryje ich sypialnia; dlaczego wolą mieć czworo dzieci i klepać biedę, zamiast podróżować po świecie i z nikim się nie wiązać, dlaczego kręci ich seks grupowy, zamiast jeden związek na całe życie; dlaczego zamiast pracować, wolą wiecznie studiować; dlaczego są pracoholikami i za co tak naprawdę kupili sobie nowe auto… I tak nie uwierzę, że wcale was to nie interesuje.
Kaja i jej nowobogacki styl
— Mam niesamowity ubaw, gdy przyjeżdżam do rodzinnej miejscowości i widzę w oknach mojego bloku kilka głów sąsiadek wpatrujących się w mój nowy samochód lub obgadujących moje szpilki czy też ekscentryczną fryzurę. Mieszkam w Warszawie, pracuję w dużej korporacji, sporo zarabiam i tyle samo wydaję. Sąsiadki i koleżanki mamy mają więc o czym plotkować. Słyszałam już różne historie na swój temat: że nie mam wstydu, bo chodzę w mini i w butach na wysokim obcasie. Podejrzewano, że pracuję w agencji towarzyskiej i żyję z rozbieranych zdjęć. Gdy przyjechałam nowym wozem, sąsiadki plotkowały, że jestem czyjąś utrzymanką, że jakiś stary i bogaty facet wynajmuje mi mieszkanie, płaci za mnie wszystkie rachunki i że to on kupił mi ten samochód. Wydaje im się, że przyjeżdżam do rodziców, żeby móc paradować w nowym płaszczu i popisywać się telefonem lub laptopem. Prawda jest taka, że tęsknię za rodzicami i dlatego przyjeżdżam.
To, jak się ubieram, maluję, jakie mam buty i samochód, to wyłącznie moja sprawa. Ja nikomu nie zaglądam w okna i nie plotkuję. Żadna z tych plotkarek nie ma nawet pojęcia, jak ciężko i długo pracuję, ile muszę lawirować, ścigać się ze współpracownikami, żeby cały czas być na topie, nie wylecieć, awansować i dobrze zarabiać. Wiedzą to tylko moi rodzice, gdy dzwonią do mnie o 22, a ja jestem jeszcze w pracy. Kocham takie życie. Jestem uzależniona od zakupów, od nowości i promocji. Lubię szastać pieniędzmi w knajpach, wynajmować duże mieszkania, bywać w lanserskich klubach, wydawać na ciuchy, biżuterię i kosmetyki. To, jak żyję, to moja sprawa.
Monika i jej adrenalina
— Na każdym rodzinnym przyjęciu moje ciotki przestrzegają mnie przed samotnością i opowiadają, że w moim wieku miały już dwoje dzieci, a ja nie mam nawet męża. Uważają, że niepowodzenie w sprawach sercowych popycha mnie w stronę sportów ekstremalnych. Mama narzeka, że wolałaby być już babcią, niż słuchać opowieści o skakaniu ze spadochronem, żeglowaniu, paralotni, skokach na bungee, podróżach do Maroka, Nepalu, na Kubę. Traktują mnie jak odludka, dziwaka, kobietę bez instynktu macierzyńskiego, która zamiast szykować gniazdko, planuje egzotyczne wyprawy z grupą innych wariatów. Nie umiem wytłumaczyć, dlaczego nie pociąga mnie życie rodzinne, dlaczego nie podniecam się na widok pulchnego bobasa w wózeczku, dlaczego potrzebuję dużej dawki adrenaliny, lubię sprawdzać swoją wytrzymałość i nie usiedzę ani tygodnia w jednym miejscu. Taka już jestem. Lubię siebie.
Renata i jej seks grupowy
— Bardzo żałuję, że zwierzyłam się kiedyś moim przyjaciółkom i opowiedziałam im o moim życiu intymnym. Dyskutowałyśmy o różnych dewiacjach, o prawach homoseksualistów, o pożyciu katolickich małżeństw. Nie wtykam nosa w czyjeś sprawy, więc parę kwestii wypowiedzianych przez moje koleżanki poruszyło mnie do głębi. Wtedy powiedziałam im, że każdy żyje tak, jak chce. Jeśli nikogo nie krzywdzi, to w sypialni wolno mu wszystko.
Jako przykład podałam mnie i Jacka – jesteśmy parą, która lubi seks grupowy. Na początku Jacek prosił mnie, żebym robiła skoki w bok i mu o tym opowiadała. Nie trzeba było mnie długo namawiać, bo lubię seks. Jeśli jemu sprawiało to przyjemność, to tym bardziej nie widziałam w tym nic zdrożnego. Potem Jacek zabrał mnie do takiego domu, w którym pary zbierają się na seks grupowy. Patrzyłam i nabrałam ochoty. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale jesteśmy kochającą i szanującą się parą, nie mamy romansów, nie oszukujemy się nawzajem. Lubimy seks grupowy, ale to nie zdrada, to tylko coś, co nas podnieca, daje nam obojgu satysfakcję. Nikogo nie krzywdzimy. Nie czuję się upokorzona, gdy mój chłopak robi to obok z inną dziewczyną, a on nie jest zazdrosny, gdy dotykają mnie inni mężczyźni. Nigdy nie zgodziłabym się na nic, co mogłoby sprawić mu przykrość, skrzywdzić go.
Opowiedziałam o tym przyjaciółkom i od tego momentu je straciłam. Nie rozumiały, nie kryły oburzenia i zaczęły moralizować, sprowadzać mnie — w ich mniemaniu — na dobrą drogę. Tylko że ja uważam, że nie robię nic złego, nikogo nie krzywdzę, nie zmuszam, nie pozbawiam godności. Gdybym miała partnera, który nie podzielałby moich upodobań, nie zmuszałabym go do niczego. Na szczęście pod tym względem dobraliśmy się z Jackiem idealnie. Nie wstydzę się tego, jaka jestem, ale zdaję sobie sprawę, że to, co robimy, jest trudne do zaakceptowania dla innych ludzi. Dlatego nikomu ze swoich znajomych już o tym nie opowiadam.
Jolka i jej studenckie życie
— Czy smażyłaś kiedyś bułkę tartą z masłem jako danie główne, a właściwie jako jedyne danie dnia, bo nic innego nie było w lodówce, a pieniędzy też nie było? Często mi się to zdarza. Są lepsze dni, gdy podłapię jakąś robotę, wtedy idę do restauracji, kupuję karton dobrych papierosów, umawiam się ze znajomymi do kina i na piwo. Są dni, gdy gotuję sobie dwa razy dziennie kaszę jęczmienną z łyżką oleju, bo nic innego nie mam. Od 10 lat studiuję, nie skończyłam jeszcze żadnego kierunku, chociaż próbowałam już swoich sił na psychologii, polonistyce, pedagogice, archeologii, historii sztuki i romanistyce. Cały czas poszukuję swojego miejsca, jak do tej pory jeszcze nie udało mi się go znaleźć. Lubię waletować w akademiku, spać na materacu, pożyczać i oddawać pieniądze, sępić papierosy, czytać, studiować, żyć na krawędzi i nie mieć problemów z kredytem mieszkaniowym, ze wściekającym się mężem, z przesolonym obiadem, chorym na anginę dzieckiem, podlewaniem kwiatków, wyprowadzaniem psa i wstawaniem rano do pracy. Pracuję od czasu do czasu, mieszkam tam, gdzie akurat mnie przygarną, martwię się tylko o to, co przyniesie mi dzień. Lubię ten studencki luz.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze