Prawdziwy przyjaciel
MAGDALENA TRAWIŃSKA-GOSIK • dawno temuZnasz to przysłowie niedźwiedzie, że „prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie”? Niestety jest wciąż aktualne. Może to i dobrze. Gdy los rzuca nam pod nogi kłody, najłatwiej się przekonać, kto jest naszym prawdziwym przyjacielem. Przyjaźń poddana wielu próbom wszystko przetrwa i zazwyczaj trwa do końca życia. Szczery, oddany i wierny przyjaciel to najlepszy towarzysz „w smutku i w radości”.
Weronika (32 lata, specjalista ds. marketingu z Warszawy):
— Wydawało mi się, że mam ich wielu. Spotykaliśmy się w tym samym gronie na pogaduszki. Ciągle spędzaliśmy razem czas, bawiliśmy się na sylwestra, wysyłaliśmy sobie świąteczne kartki, razem wyjeżdżaliśmy na wakacje, pożyczaliśmy sobie pieniądze, gdy któreś było w potrzebie. Taki zgrany zespół. Przypadek, a właściwie wielka próba, którą postawiło przede mną życie, pokazała mi, kto tak naprawdę był prawdziwym przyjacielem. Moja mama ciężko zachorowała. Musiałam się nią opiekować. Na początku moi znajomi podtrzymywali mnie na duchu, przychodzili do szpitala na odwiedziny. Potem widziałam ich coraz rzadziej. Wyciągali mnie na różne rozweselające imprezy, ale gdy ja wciąż odmawiałam, bo nie było mi do śmiechu, przestali dzwonić. Zajęli się sobą. Nie chcieli mnie słuchać, bo w moim życiu nic ciekawego się nie działo, opowieści były raczej dołujące. Tylko Hania odwiedzała mnie systematycznie i często dzwoniła, pocieszała i przemycała nowinki z życia towarzyskiego, w którym z braku czasu nie mogłam już uczestniczyć.
Cały czas spędzałam z mamą. Nie wyrabiałam się ze swoją pracą zleconą. Groziła mi utrata podstawowego dochodu. Wtedy Hania zrobiła coś, czym dała dowód, że naprawdę mogę na nią liczyć. Wzięła część mojej pracy, którą miałam zrobić w domu, i wykonała ją samodzielnie. Skończyłyśmy te same studia, więc była zorientowana. Nie chciała za to żadnych pieniędzy, bo wiedziała, że pomagam finansowo mamie. Dzięki niej nie rozwiązano ze mną umowy, bo wszystko oddawałam w terminie. Mama wyzdrowiała, a my zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Jest chrzestną mojego dziecka, bardzo często się odwiedzamy i wiemy o sobie wszystko. Pozostałych przyjaciół nazywam tylko znajomymi, kumplami i koleżankami. Tak jest lepiej.
Małgosia (34 lata, administrator sieci z Warszawy):
— Sądziłam, że przyjaciel stoi murem za swoim przyjacielem. Teraz myślę coś zupełnie innego: przyjaciel chce dobrze dla swojego przyjaciela, nie przytakuje, nie tylko słucha, ale komentuje, radzi i mówi prawdę, nawet jeśli jest bolesna. Właśnie za to cenię Elwirę. Od początku była przeciwna mojemu małżeństwu. Odradzała i podawała mi konkretne argumenty, że mój narzeczony oszukuje, lubi popijać. To była prawda, ale kochałam go i tej prawdy nie chciałam do siebie dopuścić. W ogóle nie chciałam jej słuchać, sądziłam, że mi zazdrości, że się zaręczyłam, zakładam rodzinę, a ona jest samotna. Patrzyłam na niego przez różowe okulary. Po latach okazało się, że moja przyjaciółka miała rację. Mój mąż zaczął mieć poważne problemy alkoholowe, zatajał przede mną swoje zarobki, brał pożyczki w szemranych firmach, oszukiwał. Nie rozwiodłam się, bo mamy dwoje dzieci, a one są małe i potrzebują ojca. Nie jestem jednak szczęśliwa i wiem, że gdybym słuchała wtedy mojej przyjaciółki, która chciała dla mnie dobrze, nie związałabym się z nim. Cieszę się, że mimo upływu tylu lat nadal się przyjaźnimy i że mogę z nią rozmawiać na temat mojego małżeństwa. Nie ocenia mnie, słucha, radzi. Wbrew pozorom nie mówi o rozwodzie, ale raczej co zrobić, żeby scalić jakoś moją rodzinę. Za to ją kocham najbardziej.
Marta (25 lat, key account z Poznania):
- Miałam wielu przyjaciół. Jakoś nie trafiłam nigdy na tego prawdziwego. Wciąż ktoś mnie zawodził, czegoś ode mnie chciał, a nic z siebie nie dawał. Większość koleżanek tylko udawała przyjaźń. Na studiach przekonałam się, że moją najlepszą przyjaciółką jest mama. Na drugim roku zaszłam w ciążę. To był kompletny przypadek, wynik mojego luzackiego życia, jakie prowadziłam. Chłopak, z którym po prostu przespałam się na imprezie bez żadnego zabezpieczenia, był osobą, z którą nie chciałam się wiązać. On także nie był tym zainteresowany, nie chciał komplikować sobie życia i nie chciał też być młodym ojcem dla przyszłego dziecka. Nie nalegałam, nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, myślałam, że sama dam sobie radę. Mojej mamie nie podobał się ten pomysł. Uważała, że dziecko powinno mieć ojca, nawet jeśli nie byłby on jednocześnie moim mężem. Jednak zaakceptowała moją decyzję.
Nie była zadowolona, że tak sobie poplątałam życie, ale nie wrzeszczała i nie odsunęła się ode mnie, wiedziała, że ja sama nie umiem sobie poradzić z pretensjami do siebie. Nie robiła mi wymówek. Pomogła mi zorganizować życie, bo tuż po porodzie okazało się oczywiście, że sama nie dam sobie rady i że pomoc jest niezbędna. Rodzina mojej mamy radziła jej, by mi nie pomagała, że sama powinnam wypić piwo, którego sobie nawarzyłam, w przeciwnym razie wciąż będę popełniać te same błędy. Mama była innego zdania, zaufała mi, wiedziała, że żałuję tej jednej nocy, ale teraz mam dziecko i potrzebuję wsparcia. Razem postanowiłyśmy, że przeniosę się na studia zaoczne, że wrócę do swojego rodzinnego miasta, poszukam sobie pracy, a mama pomoże mi w opiece nad małą Julią. To było dobre rozwiązanie. Wspólnymi siłami dałyśmy radę. Mama przeszła na pół etatu i opiekowałyśmy się dzieckiem na zmianę.
Dziś wiem, że bez niej nie dałabym rady, załamałabym się. Pomogła mi w najtrudniejszym momencie, nie oceniała, nie pouczała, wiedziała, że popełniłam błąd, którego żałuję, ale wiedziała też, że skoro mam urodzić dziecko, trzeba mi pomóc, a nie obwiniać. Dzięki niej skończyłam studia. To moja najlepsza przyjaciółka. Osoby, które uważałam za przyjaciół, odsunęły się ode mnie, stałam się dla nich nudną matką, która nie orientuje się, co dzieje się w świecie, zamiast na imprezach „tańczy” przy dziecku, zmienia pieluchy i tyje. Czasem zadzwonili, ale zawsze w ich głosie czułam, że się nade mną użalają, jakbym tej jednej nocy przegrała swoje życie. A ja je przecież dopiero zaczynam – we dwoje. Teraz już nie myślę o swoim życiu źle. Julka rozwija się prawidłowo i jest po prostu cudowna. Wygrałam los na loterii, bo mam ją… no i mam mamę – prawdziwego przyjaciela.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze