Starzy kumple
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temu- Jesteś jedynym człowiekiem, który ma przyjaciół sprzed lat - powiedziała. - Nie znam nikogo innego. Co czyni starego przyjaciela starym przyjacielem. Długość znajomości? A jeśli tak, to jaka, pięć, piętnaście, pięćdziesiąt lat? Czy może, mówiąc językiem Indiany Jonesa nie liczy się wiek, ale przebieg? Przyjaciele są wyjątkowi, nie ma najlepszych, najgorszych, mniej i bardziej kochanych...
— Jesteś jedynym człowiekiem, który ma przyjaciół sprzed lat - powiedziała. — Nie znam nikogo innego. Zdziwiłem się, jak zawsze gdy słyszę, że ludzie żyją inaczej iż ja. Nie umiem zrozumieć, dlaczego inni są inni.
Oczywiście, że mam starych kumpli. Jest ich cała masa. Najstarszego poznałem jeszcze w podstawówce i doskonale pamiętam, jak to było. Miałem wadę wymowy, okropną czapkę-uszatkę i spodnie załatane naszywką zespołu metalowego. On był gruby, w okularach i przestraszony. Dwie godziny po spotkaniu rozwalaliśmy petardy pod komisariatem. Później piliśmy tanie wina, sprzedawaliśmy przedstawienia terapeutyczne, kłóciliśmy się i godziliśmy, pisaliśmy razem książki i inne cuda, a przede wszystkim rozmawialiśmy do świtu, aż alkohol odbierał nam głowy, papierosy dławiły oddech. Dziś już tego nie robimy. Każdy wiedzie życie, które wreszcie może nazwać swoim; zbudowane na własnych warunkach.
Zdarzyli się i inni kumple. Pozyskiwanie ludzi przychodziło mi łatwo. Prowadziłem mieszkanie otwarte, dziesięć minut piechotą od Rynku Głównego w Krakowie. Przewijały się tam tłumy. Większość z tych facetów gdzieś tam przepadła, smok zwany dorosłością kłapnął paszczą i ich pochłonął. Paru zostało i ciągle trzymamy ze sobą. Niebawem stuknie nam czterdziestka i wyjdzie, że znamy się dłużej niż nie znamy. Jest w tym coś fascynującego. Przyjaciele to maszyneria spowalniająca przemijanie.
Oczywiście, dalej się zaprzyjaźniam i czasem zachodzę w głowę, co czyni starego przyjaciela starym przyjacielem. Długość znajomości? A jeśli tak, to jaka, pięć, piętnaście, pięćdziesiąt lat? Czy może, mówiąc językiem Indiany Jonesa nie liczy się wiek, ale przebieg? Mam przyjaciół, z którymi w dwa lata przeszedłem więcej, niż z innymi przez dekadę, co nie oznacza, że są lepszymi bądź gorszymi przyjaciółmi. Przyjaciele, tak w ogóle, są wyjątkowi, nie ma najlepszych, najgorszych, mniej i bardziej kochanych.
Co dają starzy przyjaciele? Co specyficznego kryje się w długoletniej przyjaźni? Dopowiedzmy od razu, że czas nie musi być czynnikiem przesądzającym o wartości przyjaźni. Najczęściej nie jest. Kazia znam od roku, Stasia od lat dwudziestu i obaj mogą być równie sprawdzonymi, bliskimi przyjaciółmi. Okazują się niezawodni w podobnych sprawach, pomagają w innych, oferują podobnie przyjazny sposób spędzania wolnego czasu i tak dalej.
Wydaje mi się, że starzy przyjaciele są jedną z nielicznych stałości w błyskawicznie zmieniającym się świecie. Nie będą nią nasze dzieci, gdyż te są nieustanną zmianą. Widzę to doskonale po moim synku, z którym widuję się regularnie, na długo, choć niezbyt często. Za każdym razem okazuje się innym człowiekiem o odmiennych potrzebach. Jeszcze trochę i nie będzie potrzebował mnie wcale.
Stałością nie będą nasi rodzice. Najpierw są opiekunami, potem przeciwnikami, następnie zmieniają się w ludzi, w starców, aż wreszcie przestają istnieć. Wyrwa pozostała po nich nie zniknie.
Partnerzy to już w ogóle karuzela z Madonnami. Zapomniałem imion swoich pierwszych miłości, co jeszcze można jakoś pojąć, ale nawet te największe zakochania, gwałtowne namiętności sprzed lat zginęły we mnie i są jak zmięta kartka, na której zapisano wspomnienia kogoś innego. Rozstajemy się coraz częściej i z większą łatwością. Nie twierdzę, że to dobrze albo źle. Po prostu tak jest.
Właściwie ze wszystkim jest podobnie. Mało kto pracuje teraz w jednej firmie dłużej niż dwa lata. Wczoraj inżynierem, a dzisiaj fryzjerem. Przebranżawiamy się nieustannie, tłumacząc sobie, że takie są wymagania zmieniającego się świata. A świat to my, zmieniamy go własnym przeobrażeniem. Dziś jedno mieszkanie, jutro drugie, z Pcimia do Krakowa, z Krakowa do Warszawy, Berlin, Londyn, Nowy Jork. Wszystko, czego potrzebujemy, możemy zamknąć w walizce z laptopem. Jaki laptop? Mieszkamy w tabletach. Przypominamy trochę tabor barbarzyńców, walący naprzód bez ładu i składu.
Starzy przyjaciele nie poddają się tej zmianie. Albo poddają się jej oporniej, z większym trudem, po prawdzie – udają, że się jej nie poddali. To wystarcza. Spotykamy się rzadko, ale intensywnie. Znamy doskonale swoje zainteresowania i rozmawiając, poruszamy się w ich obrębie. Po prawdzie, każdy mówi o sobie: gdzie teraz jest, z kim się związał, czym się zajmuje i jak bardzo oddalił się od swoich dzieci. Oczywiście, każdy z nich się zmienia. Kazio jest innym człowiekiem niż rok wcześniej, straszliwa dekada odmieniła Stasia. Ja także jestem innym człowiekiem. Ale nasza relacja nie uległa zmianie. Wciąż jesteśmy starymi przyjaciółmi.
Relacja ojca z dzieckiem, partnera z partnerką (starą czy też nową), pracownikiem i kolejnym pracodawcą nieustannie podlega przeobrażeniu. Ze stałymi przyjaciółmi jest inaczej. Łączy ich ciągle to samo, choć oni sami się zmieniają.
Niezwykłe, prawda?
Dlatego tak się zdziwiłem słysząc słowa mojej koleżanki: jestem jedynym znanym jej człowiekiem, który ma starych przyjaciół. Coś przerażającego. Nie przeszkadza mi fakt, że jestem z moim myśleniem i czuciem całkiem sam. Po prostu mam nie po kolei w głowie, zwariowałem od tego wszystkiego, a wy, miłe panie, obcujecie z mową szaleńca. Ale świat naprawdę zmienił się w kołowrotek, bez żadnego punktu stałego, dziś ten człowiek, jutro tamten, jedna przyjaźń wypiera drugą – bo inna praca, inne miasto, zamknęli bar sałatkowy pod biurowcem i cześć.
W czym znajduję pocieszenie? Moja koleżanka może po prostu się mylić. To jej świat – bez starych przyjaciół – stanowi wyjątek, a nie mój. Trafiła w dziwaczne środowisko pozbawione sentymentów i wspomnień, tkwi sobie tam, bo jej dobrze i wszystko jest w porządku. Myśli jednak, że wszystko wygląda tak jak w jej otoczeniu, tak samo jak ja zawsze miałem pewność, iż te siedem miliardów ludzi to tacy Orbitowscy, tylko bardziej udani.
I druga możliwość, szansa na ocalenie. Prócz starych przyjaciół mogą być jeszcze stare przyjaciółki. Tych jednak nie mam. Wy macie?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze