Mam wszystko prócz miłości
KATARZYNA PIÓRKOWSKA • dawno temuMieszkania, samochody, droga biżuteria... często wszystko co mają współczesne kobiety, to efekt ich ciężkiej pracy, której poświęcają swoje pasje i wolne chwile. Problem w tym, że mężczyźni omijają zaradne kobiety szerokim łukiem. Oto zwierzenia tych, które na co dzień tego doświadczają.
Patrycja (31 lat, właścicielka firmy odzieżowej w Wiśle):
— Mam charakter i skłonności przywódcze, jestem charyzmatyczna. Lubię być liderką i nie wyobrażałam sobie nigdy pracy u kogoś. Już jako nastolatka wiedziałam, co chcę w życiu robić i co osiągnąć. Kiedy wiec dostałam na start od ojca pewną sumkę, dobrze ja ulokowałam i przejęłam biznes. Firma miała swoje lepsze i gorsze dni, ale ja poświęcałam się jej zupełnie. Lata wyrzeczeń i inwestowania opłaciły się. Dzisiaj to moje małe dobrze prosperujące przedsiębiorstwo, dzięki któremu żyję bez stresu.
Lubię wyzwania i dobrze sobie z nimi radzę, tylko żal mi, że jedynymi osobami, które je widzą, doceniają i kibicują, są moi rodzice. Wciąż jestem sama i choć mężczyźni interesują się takimi jak ja młodymi bizneswoman, są to na ogół życiowi nieudacznicy, którzy szukają oparcia. Fajni, młodzi mężczyźni z fantazją i polotem, boją się chyba takich jak ja babek.
Dorota (34 lata, dziennikarka z Krakowa):
— Z domu wyniosłam przekonanie, że kobieta nie ma co liczyć na mężczyznę i na wszystko musi sobie sama zarobić. Moja mama, która wychowała mnie i siostrę samotnie, była dla mnie najlepszym przykładem, że zaradność to w dzisiejszych czasach najważniejsza cecha.
Już na studiach dorabiałam sobie pisząc różne teksty do gazet, a teraz kiedy miałam stałą pracę, także nie rezygnowałam z możliwości dorobienia. Miałam parę kredytów do spłacenia, w tym jeden spory za mieszkanie, więc nie miałam wyjścia. Wszystko co mam, to efekty mojej ciężkiej pracy, dla której często zarywałam noce i rezygnowałam z wakacji.
Teraz żyję na zupełnie dobrym poziomie: mam apartament, auto, stać mnie na podróże, zakupy, przyjemności. Jedyne czego ciągle nie mam to miłość. Wydaje mi się, że to co długo miałam za swoją największą zaletę czyli życiową zaradność, w oczach mężczyzn jest chyba wadą. Kiedy przychodzi co do czego i nowy facet poznaje mnie i moje życie, widzi jak mieszkam, jak funkcjonuję, po paru randkach ucieka gdzie pieprz rośnie. Jakby bał się, że nie zapewni mi poziomu, do którego jestem przyzwyczajona, a to przecież nieprawda! Nie chcę marmuru w łazience, tylko opiekuńczego męskiego ramienia.
Iwona (25 lat, makijażystka z Warszawy):
— Długo borykałam się z kłopotami finansowymi i w tym upatrywałam przyczyn wszystkich swoich miłosnych porażek. Wiadomo, że kiedy ledwo wiąże się koniec z końcem, trudno myśleć o czymkolwiek innym niż to jak poprawić sytuację.
Byłam w paru związkach, ale wszystkie rozpadały się z tej bardzo prozaicznej przyczyny — ani ja, ani moi partnerzy nie mieliśmy gotówki na mieszkanie i na wspólne życie. Nieraz płakałam z tego powodu, że na drodze do mojego szczęścia staje coś tak banalnego jak brak kasy, ale że jestem twarda, postanowiłam się nie poddawać. Brałam tyle zleceń, ile tylko mogłam. Zastępowałam koleżanki, malowałam przyszłe panny młode, organizowałam w sklepach pokazy makijaży. Powoli wyrobiłam sobie nazwisko, zdobyłam zupełnie niezłą pracę, grono stałych zleceniodawców, dzięki czemu powoli, ale wychodziłam na prostą.
Myślałam, że skoro poradziłam sobie z moim największym kłopotem – chronicznym brakiem gotówki – wszystko inne już mi nie straszne. Tymczasem okazało się, że niczego to nie załatwia. Mój ostatni chłopak odszedł mówiąc, że nie potrafi żyć z kobietą, która lepiej od niego zarabia. Zostawił mnie, bo dobrze sobie radzę. Nie rozumiem tego.
Sylwia (28 lat, specjalistka do spraw handlowych z Katowic):
— Nieźle radzę sobie w życiu i od dobrych paru lat jestem finansowo zupełnie samowystarczalna. Mam ładne mieszkanie w centrum miasta, dobrą pracą, która pozwala mi na realizowanie różnych zachcianek, a ostatnio „szarpnęłam” się i wreszcie pozbyłam wiekowego fiata punto, którym dotąd jeździłam. Kiedy kupiłam sobie nowego nissana micrę, w pięknym rzucającym się w oczy niebieskim kolorze, koleżanki z pracy mówiły, że z takim samochodem na każdym facecie zrobię wrażenie.
Trudno będzie cię teraz nie zauważyć - mówiły. Ciekawe, czy mają rację - zastanawiałam się i w głębi duszy liczyłam, że może wreszcie moje nieregulowane dotąd życie uczuciowe jakoś się ułoży. Tymczasem, jedyną osobą, na której moje nowiuteńkie autko robiło wrażenie, to mój sąsiad staruszek, który nieraz chwalił odwagę w wyborze koloru. Pozostali mężczyźni tak jak dotąd mijali mnie bez mrugnięcia okiem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze