Koleżanka rozdaje karty
CEGŁA • dawno temuDo mojego życia powróciła bliska niegdyś koleżanka. Wtargnęła zamaszystym krokiem! I niestety – źle się z tym czuję. Nienawidzę siebie w roli osoby robiącej uniki, kłamiącej, kręcącej tylko po to, by uwolnić się od czyjejś obecności. Boje się postąpić instynktownie i okrutnie. Ale utrzymanie obecnego stanu rzeczy też nie jest dla mnie możliwe. Jak to rozegrać fair?
Droga Cegło!
Po pewnym czasie do mojego życia powróciła bliska niegdyś koleżanka. Mówiąc bardziej obrazowo – wtargnęła zamaszystym krokiem… I niestety – źle się z tym czuję. Nienawidzę siebie w roli osoby robiącej uniki, kłamiącej, kręcącej tylko po to, by uwolnić się od czyjejś obecności albo przynajmniej ją ograniczyć. A z Wigą nie ma innej taktyki. Gdy nie jest zagubiona, wpada na przeciwległy biegun, staje się nieznośnie roszczeniowa i absorbująca wobec otoczenia, jeśli tylko wyczuje, że ktoś nie umie jej odmówić czy zignorować.
Jej historia jest smutna, być może jednak wyjaśnia to, co dzieje się z nią teraz. Kilka lat temu, gdy razem studiowałyśmy, tragicznie przechodziła rozejście z chłopakiem – prawie tak, jakby on umarł, nie odszedł. Ja byłam wówczas wolna i do jej dyspozycji. Pomagałam, jak umiałam, ale niestety, sytuacja wymknęła się spod kontroli. Wiga nachodziła swojego „eksa” przez wiele miesięcy (również jego przyjaciół i rodziców), groziła mu samobójstwem, błagała o kolejną szansę. Miała dziwne, groźne dla własnej, normalnej egzystencji w społeczeństwie, odloty: wyprzedawała swoje rzeczy, włóczyła się po kasynach, tracąc pieniądze, spowodowała autem kilka poważnych kolizji, dwa razy lądowała w szpitalu, piła sporo alkoholu.
Ostatecznie jej rodzice przyjechali z Krakowa, wzięli sprawy w swoje ręce. Wydawało się, że działają drastycznie, ale odnieśli pewien sukces. Wiga pojechała na 10 tygodni do zamkniętego ośrodka terapeutycznego dla takich mocno „potłuczonych” osób, z kompletnie rozwalonym życiem. To była terapia w potężnej pigule. Wiga odżyła. W każdym razie ja zrozumiałam to tak, że zamknęła za sobą kwestię byłego chłopaka i całkowicie ucięła kontakty – miało to być głównym celem leczenia. Potem rodzice zabrali ją do siebie na takie „wakacje od wszystkiego”, żeby się odbudowała (za radą lekarzy).
Wróciła na studia po rocznej przerwie. Nie byłyśmy już rzecz jasna w jednej grupie, ale stopniowo odgrzałyśmy naszą znajomość – mam poczucie winy, ale prawda jest taka, że parła do tego Wiga. Ja z nią i z wiedzą o jej przeżyciach czułam się ciągle nieswojo. Poza tym, zmieniła się z kolei moja sytuacja, bo miałam od niedawna narzeczonego i na tym się koncentrowałam.
Może brzmi to jak wariactwo czy mania prześladowcza, ale bardzo szybko zaczęłam wyczuwać, jakby Wiga chciała zawłaszczyć dla siebie moje-nasze życie lub chociaż coś z niego uszczknąć… Początkowo to były drobiazgi – narzucanie swojej obecności, spontaniczne wpadanie czy doczepianie się do naszych wyjść na miasto. Pamiętam, chciała na przykład koniecznie jechać z nami do Ikei i „pomagać” nam wybrać zasłony i różne drobiazgi do mieszkania, podczas gdy my nawet sami jeszcze nie wiedzieliśmy, co chcemy kupić, ani co nam się obojgu spodoba…
Potem to się zaczęło zagęszczać. Wiga dzwoniła niezależnie do naszych znajomych z prośbami o rozmaite przysługi: drobne pożyczki, pomoc w załatwianiu jakichś spraw, przede wszystkim w szukaniu pracy. Ludzie nie byli chyba do końca świadomi tego, że ona to robi na własny rachunek – nie jako nasza koleżanka. Owszem, pomagali. Czasem wychodziły z tego niemiłe historie i wtedy interweniowali u nas, i wyrażali zdziwienie, bo my o niczym nie wiedzieliśmy. Wiga na przykład notorycznie nie stawiała się na rozmowy o pracę, gdy już ktoś jej coś wynalazł i umówił ją. Zawalała wszystkie terminy. Nie oddawała kasy. Zdarzały się też całkiem dziwaczne zagrania: dzwonienie do mojego faceta i dawanie mu „dobrych rad” na mój temat (nie podrywała go – tego jestem pewna. Po prostu próbowała rozdawać wszystkie karty, także w naszym związku). Innym razem urządziła imprezę i zaprosiła kilkunastu naszych przyjaciół i znajomych – nas, niestety, nie… Większość do niej poszła, bo nikomu nie przyszło do głowy, że nas tam nie będzie… Takie postępowanie zakrawa z kolei na chęć wyizolowania nas, odebrania nam naszego małego świata – a nie, jak mi się najpierw zdawało, maksymalnego zbliżenia się do nas.
Mam chyba początki nerwicy na tle obecności Wigi w moim życiu. Czasem nie odbieram jej telefonów, wymiguję się od spotkań. Powoli dociera do mnie, że ta dziewczyna aż buzuje od zaburzeń emocjonalnych, być może ozdrowienie po tamtej sprawie było pozorne… Nie wiem, czy potrzebuje właśnie mnie, czy kogokolwiek. Ja niestety, nie potrzebuję jej – niczego nie czerpię z tej znajomości, poza ustawicznym stresem.
Sęk w tym, że nie chcę Wigi brutalnie odtrącać, fundować jej powtórki z rozrywki, skoro byłam świadkiem tego, co działo się z nią po odejściu chłopaka, a teraz teoretycznie wyszła na prostą. Nie zastąpię jej go, wiem. Boję się postąpić instynktownie i okrutnie – jak się odgania natrętną muchę. Ale utrzymanie obecnego stanu rzeczy też nie jest dla mnie możliwe. Jak to rozegrać fair?
Mel
***
Droga Mel!
Doskonale rozumiesz, że nie istnieje optymalne, wymarzone przez Ciebie wyjście z tej sytuacji — takie, by wszyscy czuli się dobrze. Jest to bowiem sytuacja bardzo trudna. Doceniam Twoją troskę o Wigę i jednocześnie dostrzegam pragnienie wybrnięcia z tej znajomości bez poczucia winy – jest to możliwe, jeśli najpierw ustalimy, czy masz wobec Niej jakieś zobowiązania, czy tylko je sobie wmówiłaś z wrodzonej szlachetności.
W Twoim liście uniknęłaś słowa „przyjaciółka” i „przyjaźń”. Czy oddaje to trafnie charakter Twojej relacji z Wigą? Zastanów się nad tym. Być może, aby przywrócić tej relacji zdrowe proporcje, trzeba sobie najpierw jasno powiedzieć, czy jesteś za tę dziewczynę odpowiedzialna i musisz w związku z tym ponosić psychiczne koszty Waszej znajomości. Ja mam intuicyjne wrażenie, że odpowiedź brzmi: nie.
Powinnaś przyjąć (bo tak zresztą jest), że Wiga ma wokół siebie osoby bliższe niż Ty, i bardziej uprawnione do opiekowania się Nią – choćby rodziców, doskonale wtajemniczonych w problem, ale może nieświadomych w tej chwili, że nastąpił nawrót. Nie wydaje mi się wcale złym pomysłem skontaktowanie się z nimi i nakreślenie sytuacji, z odwołaniem się do poprzednich wydarzeń. To może być najprostszy i najskuteczniejszy sposób pomocy koleżance po raz kolejny, a przy okazji – uwolnienia się od wyrzutów.
A problem Wigi jest pokaźny, zahaczający niestety o patologię. Terapia została albo niedomknięta, albo ograniczyła się tylko do traumy związanej z nieszczęśliwą miłością. Zaleczyła drastyczne reakcje Wigi, wyciszyła huśtawkę emocjonalną, ale nie dokopała się do sedna i nie rozprawiła się ze wszystkim do końca – nie jest to zresztą takie proste.
Wiga odczuwa paniczny lęk przed samotnością i odrzuceniem, generalnie – nie dotyczy to wyłącznie mężczyzn. Przez cały czas próbuje udowadniać, że potrafi podporządkować sobie ludzi, zatrzymać ich przy sobie. Kiedyś stosowała wobec chłopaka graniczną formę szantażu, teraz działa bardziej racjonalnie, ale nadal kompulsywnie: szuka sojuszników, uwagi, akceptacji, gdzie się tylko da. Tak naprawdę nie zależy jej, przykładowo, na znalezieniu pracy, tylko na przekonaniu się, że może liczyć na czyjąś pomoc, zaangażowanie. Po zdobyciu dowodów ciąg dalszy już Jej nie interesuje. Uzyskała złudzenie władzy. Jest zagubiona i przerażona światem, a Jej „agresywne” działania tylko nieudolnie to maskują. Może cierpieć na przewlekłą depresję, związaną z faktem, że nie dostaje tyle miłości, ile potrzebuje, by czuć się dowartościowaną.
Zdecydowanie widzę tu potrzebę kontynuacji fachowej pomocy i tyle możesz ze swej strony zasygnalizować. Jest to lepsze rozwiązanie, niż nieodbieranie telefonów czy „wypraszanie” Jej ze swojego życia. Gdy tylko Wiga zrozumie, że nie poradzi sobie ani sama, ani dzięki Wam, i ponownie zdecyduje się na terapię – Wasz problem „towarzyski” zejdzie na dalszy plan.
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze