Będzie starym sknerą czy już jest?
CEGŁA • dawno temuWzięliśmy z Krzysiem ślub w maju. Nalegałam na uczciwy podział wydatków, abyśmy nie kłócili się o pieniądze. Nie jestem jednak w stanie zrozumieć, dlaczego podchodzi do tego tak precyzyjnie, z ołóweczkiem w ręku - jakby sprawiało mu to jakąś satysfakcję. On chyba nie czuje tego, jak to psuje atmosferę między nami.
Kochana Cegło!
Wzięliśmy z Krzysiem ślub w maju. Było to od dawna zaplanowane, łącznie ze sprawami finansowymi. Ja nalegałam na uczciwy podział wydatków, abyśmy mieli to z głowy i nie kłócili się o pieniądze. Oczywiście mam na myśli umowę ustną, nie żadne intercyzy.
Wniosłam mieszkanie, a Krzyś je wyremontował i wyposażył. Kredyt na brakujące sprzęty też wziął na siebie, przed ślubem. Ponieważ ma zarobki proporcjonalnie większe od moich, ustaliliśmy, że będzie opłacał wszelkie rachunki (z wyjątkiem mojej komórki), raty i ubezpieczenie ze swojej pracy, które obejmuje też mnie. Płaci również za nasze wakacje i za wszystko, co związane z jego samochodem (ja nie prowadzę). Ja z kolei finansuję jedzenie, wszystkie zakupy życiowo-domowe, wydatki na kota, wyjścia na miasto. Ubrania, kosmetyki kupujemy sobie oddzielnie, nie licząc prezentów. Na wypadek losowy jesteśmy upoważnieni nawzajem do swoich kont, ale póki co, nie korzystamy z tego. Każde z nas dysponuje „resztą” ze swojej pensji, nie wnikamy też w swoje układy finansowe z rodzicami.
Nie mamy żadnych scysji na tle obowiązków, pracujemy w tych samych godzinach, ja gotuję i piorę, Krzysiek sprząta, tak to wygląda z grubsza. Właściwie z tymi pieniędzmi też początkowo szło dobrze, jakoś tak po urlopie zaczęło się psuć – nie wiem, może Krzysiek uważa, że za dużo wydał, ale zamiast mi cokolwiek wprost powiedzieć, zrobił się złośliwy w drobiazgach i drażni mnie to.
Jeździliśmy sobie zawsze samochodem po zakupy w piątki, żebym nie musiała dźwigać. Jak wspomniałam, w sklepie czy markecie płacę ja. Problemy zaczęły się w drobiazgach i narastają. Pierwsza kłótnia była o… żwirek dla kota, którego zabrakło w środku tygodnia. Poprosiłam Krzysztofa, żeby podjechał po pracy i kupił worek. On na to niby czule: „Ananasku, wyskakuj z kasy” (był wieczór). Spytałam żartem, czy mam iść do bankomatu – on na to, że nie, mogę mu przecież zrobić przelew Internetem. Było już późno, oglądałam telewizję, zaśmiałam się tylko. Następnego dnia Krzysiek przywiózł żwirek, położył wydruk na stoliku i poprosił o zwrot pieniędzy. Tak na poważnie, powiedziałabym. Była dopiero osiemnasta, więc chcąc nie chcąc poszłam do bankomatu. Po powrocie mąż… wydał mi dokładną kwotę z 50 złotych! Nie było to przyjemne ani zabawne. Zapytałam go, czy jak by w nocy potrzebne było jakieś lekarstwo dla mnie, to pojechałby do apteki, czy musiałabym dać mu odliczoną kasę.
Obraził się i od tego zaczęły się kłótnie, uszczypliwości. Zaczęłam czuć się upokorzona, np. płacąc za bilety do kina. Może wrócilibyśmy do domu z niczym, gdyby moja karta nawaliła? Albo w restauracji musiałabym zostawić zegarek i obrączkę? Boję się nawet poprosić go o kupno chleba pod domem – może powie, że nie ma drobnych? Już raz tak było przy jakimś codziennym sprawunku.
Krzyś jakiś czas temu stwierdził, ze ciężko pracuje, opłaca wszystko w terminie i umowa jest umową – żadne z nas nie powinno się od niej „migać”. Czy ja się nie wywiązuję, bo proszę go o załatwienie czegoś? Czy ja nie chodzę do pracy? Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego podchodzi do tego tak precyzyjnie, z ołóweczkiem w ręku — jakby sprawiało mu to jakąś satysfakcję. On chyba nie czuje tego, jak to psuje atmosferę między nami.
Nastka
***
Kochana Nastusiu!
Nie umiemy otwarcie rozmawiać z bliskimi o finansach, wydaje się nam to „wstydliwe” i „wyrachowane” (sic!). Pamiętaj, że w Waszym związku to Ty byłaś inicjatorką obiektywnego podejścia do sprawy – właśnie z ołóweczkiem. Jest to postawa rozsądna i praktyczna, ma jednak konsekwencje. Większość mężczyzn przyjmuje komunikaty dosłownie, a już kwestie pieniężne traktuje naprawdę serio. Nie oczekuj zatem wdzięku, luzu i spontaniczności tam, gdzie sama ustaliłaś zasady.
To, co dobre w teorii, nie zawsze działa w praktyce. Twoja wizja była prawdopodobnie nieco utopijna, na pewno – niedopracowana w detalach. Być może Krzysiek nie miał odwagi powiedzieć Ci, że jest zaskoczony takimi skrupulatnymi oczekiwaniami, a teraz z czystej przekory bierze odwet? Lub też taki podział okazał się jednak zbyt dużym obciążeniem, o czym nie wiesz, bo mąż z przyczyn ambicjonalnych nie chce tego tematu podnosić? Pieniądze mają zapewniać nie tylko byt, ale też minimum poczucia swobody i satysfakcji z pracy. Jeśli margines, jaki pozostaje Krzyśkowi po wypełnieniu comiesięcznych zobowiązań, jest zbyt wąski lub żaden, zapewne czuje się sfrustrowany. I od tego należałoby zacząć szczerą rozmowę.
Skoro zastosowaliście politykę jawności zarobków, nic nie stoi na przeszkodzie, by raz jeszcze usiąść do rachunków, gdzieś mógł zostać popełniony błąd. Nawet jeśli mąż zarabia bardzo dobrze, lista po jego stronie składa się w moim odczuciu na znaczącą kwotę – czynsz, opłaty, auto, kredyt, urlop… A każda pensja ma jednakowoż granice. Czy Wasz rozkład wydatków jest na pewno sprawiedliwy i adekwatny do dochodów? Powinien być, gdy para chce funkcjonować na zasadach równouprawnienia. To po pierwsze.
Po drugie, przy powyższych założeniach nie bardzo rozumiem, czemu zakrada Ci się do serca poczucie upokorzenia. Mąż reguluje wszystko w terminie, nie martwisz się o prąd ani o przysłowiową wodą w kranie… Może on nie chce się martwić o żwirek? Ma prawo, tak na razie uzgodniliście. Nie widzę również nic uwłaczającego w płaceniu przez Ciebie za kino czy knajpkę, to Wasza prywatna sprawa, jak rozłożyliście swoje pieniądze w kupki. Tak, jak nie ma nic złego w rozliczaniu się z nadprogramowych wydatków. Będzie to problemem, gdy Wy zrobicie z tego problem. Myślę, że przykład z apteką mógł Krzyśka zaboleć, jeśli jest odpowiedzialnym partnerem. Przecież nie działacie w sytuacji awaryjnej, takie uwagi są zatem nie fair. Zostaw je sobie na chwilę, gdy pojawi się rzeczywiście trudny moment, czego Wam nie życzę. Człowiek pokazuje, co jest wart, kiedy pieniędzy zaczyna brakować, a to szczęśliwie nie Wasz przypadek, prawda?
Ponowna rozmowa o gospodarowaniu funduszami jest Wam bardzo potrzebna właśnie dlatego, że nie jesteście moim zdaniem jeszcze przygotowani na ewentualne realia życia i psikusy fortuny. Na razie, trochę jak dzieci, przekomarzacie się o to, kto ma skoczyć po cukier. Dla mnie odpowiedź jest prosta: ten, kto akurat ma na sobie buty a w portfelu — drobne. Czy można to bardziej skomplikować? Jasne, jeśli się ktoś uprze, tylko po co?
Hasło do rozmowy o pieniądzach rzuć Ty – tak, jak poprzednio. Zamiast pretensji okaż troskę – dowiedz się, z czego wynikają „sknerskie” dogryzki Krzyśka. Czy nie jest to aby jakiś niepokój o pracę, wczesne preludium Waszego małego osobistego kryzysu finansowego? Musicie wkalkulować w swój układ jakiś element ryzyka związanego z teraźniejszą, ogólną sytuacją. Przecież nie możecie zaskakiwać się nawzajem informacją o pustym koncie, jak by był to koniec świata, a w każdym razie cios dla Waszych uzgodnień! Brakuje Wam elastyczności na wszelki wypadek. A bez niej ani rusz. Dla mnie oczywiste jest np., że gdyby mężowi nagle zepsuł się samochód, to ja musiałabym dorzucić się do rachunków. I vice versa – po opłaceniu hydraulika potrzebowałabym „pożyczyć” od męża pieniążki na jedzenie. Jeżeli takie rzeczy nie są dla Was oczywiste, to najwyższa pora je poruszyć.
Warunkiem dobrego klimatu w związku jest świadomość wspólnych możliwości i ograniczeń, oraz tego, że w każdej sytuacji ludzie mogą na siebie nawzajem liczyć. Dopiero się docieracie jako małżeństwo — to wasz najlepszy czas i szkoda tracić go na niedopowiedzenia czy kwasy.
Zaproś Krzysztofa na włoski makaron przy świecach i lampce wina (może lepiej w domu), a przy kolacji raz jeszcze przegadajcie w miłej atmosferze Waszą miłosną buchalterię.
Kciuki trzymam!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze