Szczerością po oczach
CEGŁA • dawno temuByłam odporna, przyglądałam się spokojnie, jak koleżanki szaleją, żeby kogoś poderwać, wydawało mi się to takie na siłę i w sumie często kończyło się płaczem – aż do następnego razu. Ale w końcu i mnie trafiło. Zakochałam się. A potem było ich dwóch!
Kochana Cegło!
Kiedy przyjechałam na studia, czułam się obco. Po znalezieniu mieszkania zaczęłam badać okolicę, żeby jakoś oswoić to wielkie miasto i wybrać sobie miejsca, gdzie będę się dobrze czuła – sklepiki, ławeczki, kafejki, cokolwiek.
Po pół roku było już znacznie lepiej, miałam znajomych, chodziliśmy do kina, na imprezy, Akurat trzymałam się z grupą osób przyjezdnych jak ja, zeszliśmy się samoistnie, to pewnie normalne, mamy wspólne problemy.
To, co trochę mi się nie podoba, że dziewczynom z naszej paczki doskwiera samotność, a jedynym lekiem na to ma być chłopak. Tutejsze studentki wcale nie mają takiego „parcia” – interesują się sportem, biegają na wystawy, więcej się uczą, nie wiem, może mając wszystko pod ręką, nie martwią się, że nie znajdą nikogo i pozostaną same. My patrzymy inaczej. Porównujemy chłopców z naszych miejscowości z tymi tutaj i… no, porównania nie ma (mówię o sytuacji, gdy jesteśmy ze wsi lub naprawdę niewielkiego miasteczka, gdzie się nic nie dzieje).
Ja do pewnego momentu byłam odporna na ten problem, przyglądałam się spokojnie, jak koleżanki szaleją, żeby kogoś poderwać, wydawało mi się to takie na siłę i w sumie często kończyło się płaczem – aż do następnego razu. Ale w końcu i mnie trafiło też. Poszłam się uczyć do „kamiennego ogródka” – tak nazywam kawiarnię blisko domu, która ma kilka stolików przylepionych w podcieniach starej kamienicy. Naprzeciwko mnie pod filarem siedział chłopak z laptopem. Dla każdego co innego jest zabójcze, wiadomo. Dla mnie On był właśnie taki. Trochę skupiony, trochę rozmarzony, obojętny na otoczenie, z cudnymi zielonymi oczami i prawdziwą fajką – nie papierosem! Zapach wanilii docierał do mnie i chyba mieszał mi w głowie, bo gapiłam się na Niego jak sroka. On zauważył to i uśmiechnął się. Przeraziłam się. Ocalała tylko resztka zdrowego rozsądku przed ucieczką:). Zostawiłam na stoliku fascynującą książkę o bioetyce, z zakładką w łowicki wzorek.
Czuję się czasem zażenowana, gdy dziewczyny opowiadają mi, jakie prostackie numery mogą zadziałać, ale takie są fakty. On dogonił mnie z książką, a ja mało nie posikałam się z radości! Ale udawałam twardą, co z bliska było naprawdę trudne przez te Jego gały. Wytłumaczyłam, że się zasiedziałam i lecę na uczelnię. On powiedział, że też się spieszy, niedaleko stąd ma dodatkowe lekcje angielskiego. I koniec rozmowy.
Złapał mnie na haczyk tych lekcji, zaczęłam co tydzień przychodzić do kamiennego ogródka o podobnej porze. Za którymś razem On też był, pod swoim filarem. Zaczęłam przychodzić częściej, prawie codziennie, bałam się, że będę niedługo bąble puszczać nosem od tych hektolitrów wody mineralnej. Trafiałam co drugi-trzeci raz, On zaczął się uśmiechać, co poczytywałam za życiowy sukces. Nie miałam odwagi zrobić nic więcej, a podstępu z książką nie mogłam przecież powtórzyć. Nie jestem pomysłowa, w moim miasteczku ludzie zapoznają się na dyskotece.
Tak minęły 3 miesiące. To był kwiecień, chyba nigdy nie zapomnę tego dnia. On wstał, spakował laptop i inne rzeczy, podszedł do mojego stolika.
— Słuchaj – powiedział. – Wydaje mi się, że przychodzisz tu dla mnie. Nie przeszkadza mi to, ale musisz wiedzieć, że mam dziewczynę i nic z tego nie będzie, nie jestem zainteresowany. Wybacz szczerość.
I poszedł. A ja zapłonęłam ze wstydu od stóp do głów, jakby cały świat dostrzegł moje poniżenie i klęskę. Zastanawiałam się, jak sobie z tym poradzić. Kamienny ogródek był dla mnie już spalony na popiół, omijałam z daleka, bocznymi uliczkami… W stosunku do wielkości Kosmosu to na pewno nic wielkiego się nie stało, wiem o tym, ale … no, było ciężko. Nikomu o tym nie opowiadałam, krępowałam się swojej głupoty, swoich rojeń, mimo że przecież niejedna dziewczyna robiła bardziej kretyńskie rzeczy, żeby być blisko „wymarzonego” faceta.
Teraz w czerwcu zdarzyła się ta beznadziejna sytuacja. Studiuję biologię, nasz młody bardzo fajny doktorant zaprosił nas do siebie na grilla i ognisko pod miastem. Było tam chyba ze sto osób, i studenci, i szychy naukowe, naprawdę towarzystwo na poziomie. Imprezowaliśmy 3 dni, spaliśmy w stodole, było rewelacyjnie. Poznałam Wojtka, chłopaka z medycyny. Sympatycznego, przystojnego. Oczywiście strugał mi patyczki do kiełbasek:). Rewelacyjny tancerz (to jego hobby), bardzo wrażliwy, chce zostać pediatrą. Pierwszego wieczora przebrał się za chochoła i rozbawiał dzieci naszego gospodarza, a tak naprawdę to wszyscy dorośli pokładali się ze śmiechu. „Na kaca” byliśmy w lesie na 4-godzinnym spacerze, nie mogliśmy się nagadać… Brzuch mnie bolał ze śmiechu, uważam, że już za samo to można się w facecie zakochać.
W niedzielę rano przyjechał na imprezę On, aż musiałam przetrzeć oczy. Wypasiona fura, oczywiście pykająca non stop fajeczka, długie kręcone włosy (przedtem miał krótkie). Niejedna panna poszłaby jak nic w ten dym. Humor mi siadł. Nie mogłam Go ominąć, bo zostało już niewiele osób. Wojtek nie rozumiał zmiany w moim zachowaniu – jak to wytłumaczyć krótko komuś dopiero co poznanemu? Kiedy On zagadał w końcu do mnie, koleżanki z roku wybałuszyły oczy, jakby spotkały boga z Olimpu, a ja zataiłam przed nimi, że Go znam!
Po kilku godzinach leniwego snucia się po działce natykaliśmy się bez przerwy na siebie. Poznał mnie, zagaił. Dowiedziałam się, że On – Marcin – nie pije alkoholu, studiuje farmację, ale interesuje się medycyną naturalną, zwłaszcza taką z egzotycznych krajów, chciałby jeździć po świecie i pobierać nauki u szamanów… Wieczorem rozpalono pożegnalne ognisko. Trzymałam się Wojtka, zerkając mimowolnie w Jego stronę… On wgapiał się we mnie bez przerwy, hipnotycznie. Czułam, że chce mnie za wszelką cenę oderwać, odizolować. W sumie byłam ciekawa, po co, więc ułatwiłam Mu to, kiedy Wojtek z kim innym się zagadał. Usiedliśmy przy starej kamiennej studni – symboliczny ten kamień w naszej historii — i Marcin zaczął mówić. Że związał się z dziewczyną o kilka lat starszą, tą, która uczyła Go angielskiego. To o niej mi wtedy mówił, ale nic z tego nie wyszło, ona Go podobno oszukała i zawiodła… Nie wnikam. Powiedział też, że podobałam Mu się, ale nie chciał dawać mi nadziei, lubi otwarte sytuacje.
Nadal robił na mnie wrażenie, ale trzymałam uczucia na wodzy. Chciał mnie odwieźć po imprezie do miasta – odmówiłam, bo ustaliłam już wcześniej z Wojtkiem, że wracamy razem… Wziął mój telefon. Nie wiem, co czuję i co mam myśleć. Z Wojtkiem to świeża znajomość, nie wiadomo, co z niej wyjdzie. Marcin w pewien sposób działa na mnie nadal, ale mniej spędziłam z nim czasu i nie czuję na razie psychicznej więzi, niewiele nadal o Nim wiem. Widocznie z Nim potrzeba by więcej czasu.
Wiem, że będę miała problem ze sobą. Wojtek kontaktuje się ze mną codziennie, umówiliśmy się na weekend na wycieczkę. Marcin wysłał SMS-a raz, prosząc o spotkanie w tym samym terminie, więc znowu musiałam powiedzieć „nie”, chociaż mnie kusiło… Mam w głowie kompletne siano. Poza tym, to może być chęć z Jego strony leczenia się po rozstaniu, a ja nie mam ochoty być zapchajdziurą, nie ma we mnie aż takiej desperacji w znalezieniu sobie kogoś.
Martyna
***
Kochana Martynko!
I tak trzymać! Chyba boisz się powiedzieć na głos: tamto mi przeszło, zostałam zraniona, bardziej podoba mi się Wojtek. Nie zawsze jest to łatwe, dlatego między innymi komplikujemy proste sprawy.
Byłaś bardzo dzielna, tkwiąc w zimowe miesiące w ogródku kawiarni i czekając na cud. Moim zdaniem cudu wartego marznięcia nie było. Marcin ostro przedobrzył ze swoją szczerością. Stali bywalcy przelotowej kafejki mogą latami uśmiechać się do siebie i wymieniać pozdrowieniami, nawet okazjonalnie siadać przy jednym stoliku. To do niczego nie zobowiązuje, a brak inicjatywy oznacza, że ktoś ma poza tym własne życie i trzeba to uszanować. Myślę, że prawda dotarłaby do Ciebie prędzej czy później, bez tego pompatycznego przemówienia. Marcin jednak musiał, nie wiem, z jakich przyczyn, postawić kropkę nad „i” i zrobić Ci przykrość – a przecież wystarczyło… nie robić nic, żeby pozostać uczciwym i lojalnym wobec swojej aktualnej dziewczyny. Zgoda, może i wpatrywałaś się zbyt intensywnie, niektórzy odbierają to jako niegrzeczność. Ale po co od razu walić rapierem?
Widzę tylko dwie opcje: albo Marcin jest pięknym i aroganckim narcyzem, znużonym natarczywością damskich spojrzeń, albo też, dystansując się ostro, chciał się utwierdzić we własnych, chwiejnych uczuciach, bo związek już wtedy mu się nie kleił. W obu wypadkach jego „otwartość” była zbędna i mało sympatyczna. Z jakiej racji miałby teraz liczyć na to, że padniesz mu w ramiona?
Przedziwny splot wydarzeń sprawił, że byłaś długo sama, a tu nagle uderza do Ciebie dwóch chłopaków jednocześnie. Nawet największe miasto okazuje się czasami zaskakująco małe. Z Wojtkiem poczułaś się dobrze od pierwszego wejrzenia, łączy was sposób patrzenia na świat, poczucie humoru, spontaniczna bliskość. Ja pociągnęłabym raczej tę właśnie znajomość. To jeszcze nie miłość i nie musi wcale się nią okazać, ale wydaje się, że spróbować warto. Marcinowi zrewanżowałabym się umiarkowaną szczerością, mówiąc, że właśnie kogoś poznałam i niestety się spóźnił.
Jeśli jednak te zielone oczyska dręczą Cię w snach i nie dają spokoju na jawie, spotkaj się z Marcinem jeden raz. Zresztą, będziesz już wtedy po weekendzie z Wojtkiem i sama zdecydujesz, czy to ma sens. Może sytuacja nabierze tylu różnych kolorów, że sama zieleń oczu Marcina przestanie być atrakcyjna?
Pamiętaj o najważniejszym: nie musisz wybierać, decydować się koniecznie na któregoś z tych chłopaków. Nie wiesz, jak ułoży się znajomość z Wojtkiem po kolejnej randce — co wcale nie znaczy, że Marcin będzie jedyną i nieuniknioną alternatywą. Może się okazać, że trzeba jeszcze poczekać na miłość, szukać dalej. Twoja fascynacja Marcinem jest już jednak skażona nieufnością i warto to potraktować jako mocną wskazówkę. Osobiście również nie przepadam za znajomościami, które rozpoczynają się od roztrząsania swoich zawodów miłosnych. Nawet jeśli Marcinowi naprawdę zależy na Tobie, strzelił już dwie poważne gafy.
Najlepiej napisz mu życzliwego SMS-a, że od fajki psuje się zgryz i koroduje szkliwo. Jeśli się obrazi, masz pełen obraz. Tymczasem życzę słonecznego weekendu!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze