Nie przegrywajmy walkowerem!
CEGŁA • dawno temuMam 38 lat, daleko mi do emerytki, a jednak. Tak się czuję i trochę tak wyglądam, a moi rodzice i znajomi twierdzą nawet, że tak mówię i się zachowuję. I to jest najgorsze! Mąż odszedł, muszę sprzedać niedokończony dom w górach i zacząć wraz z trójką dzieci „karierę” w stolicy. To ja zezwoliłam mu realizować nieudaną pasję i snuć fantazje. Ja byłam od konkretów. Aż sam zaczął zauważać, że wyglądam gorzej niż własna teściowa. No i wymienił mnie na lepszy model. Bardzo bym chciała, żeby córki nie dały się omotać cukierkowym wizjom i naręczom kwiatów. Niech będą szczęśliwe, ale z ręką na pulsie. Niech nie zostaną, jak ja, wrakami kobiet przed czterdziestką, w pierwszej połowie życia!
Droga Cegło!
Mam 38 lat, daleko mi do rencistki czy emerytki, a jednak. Tak się czuję i trochę już tak wyglądam, a moi rodzice i niektórzy znajomi twierdzą nawet, że tak mówię i się zachowuję. I to jest chyba najgorsze!
Mieszkam w jednym z centrów narciarskich, kiedyś myślałam, że to najcudowniejsze miejsce do życia. Dziś najstarsza córka chce studiować w Warszawie, mąż odszedł, muszę sprzedać niedokończony, rozgrzebany dom i zacząć wraz z trójką dzieci „karierę” w stolicy.
Od pierwszego dnia, gdy załamało się moje życie, nie wierzyłam w długie negocjacje, spotkania pojednawcze z mężem dla ratowania rodziny. Zaczęłam zażywać leki, żeby jeszcze mocniej niż zwykle stać na nogach. Nikt tego za mnie nie zrobi, prawda? Na psychologa 2 razy w tygodniu nie mam czasu – ani też ochoty rozgrzebywać swojego życia wstecz do piątego pokolenia, aż wreszcie po dwóch latach wyrzucania pieniędzy odkryję, co we mnie takiego jest, że mi się nie udało. Żyć trzeba tu i teraz, nikogo nie obwiniać, lecz działać, bo reguły gry są bezlitosne.
Owszem, ktoś może powiedzieć: wielka mi tragedia, rozwód, to się dzieje codziennie. Baba została z domem, ma pieniądze, na co jeszcze narzeka? Nie, oczywiście, nie wypada się nawet skarżyć, nie wypada czuć bólu i smutku. Trzeba w garść się brać i byle do przodu!
Nieważne, że mam reumatyzm i chory kręgosłup od samotniczego zajmowania się domem, dziećmi, interesem. Że nie miałam nigdy nawet 2 tygodni tak wyłącznie dla siebie, choćby na urlop czy do sanatorium wyjechać. To w końcu ja zezwoliłam mężowi realizować nieudaną pasję, snuć fantazje, że jest kimś wielkim, jeździć po całym świecie z orkiestrą (niestety, jedynie skrzypce w trzecim rzędzie). Ja byłam od konkretów. Aż sam biedaczek zaczął zauważać z troską, że wyglądam gorzej niż własna teściowa. No i wymienił mnie na ten słynny lepszy model. Jak to jest, że ja nie mogłam jego wymienić na Pierwsze Skrzypce? Jak dziwnie jest ten świat urządzony… Tylko czemu?
Koleżanka wygarnęła mi niedawno: czy on cię w ogóle kochał – no wiesz, tak bezwarunkowo? Jakim prawem ocenia ciebie, twój wygląd, gdy nigdy palcem nie kiwnął, by ci w czymkolwiek pomóc? A dom, dzieciaki – czyja to zasługa? Może jego? Ledwo je zrobił!
Denerwują mnie takie dywagacje o życiu, takie pseudofilozofowanie. Co to jest ta niby bezwarunkowa miłość? Po co jesteśmy wychowywani w wierze w tak bzdurne, nieżyciowe ideały? Potem zderzamy się z prawdą codziennego dnia i boli jak cholera! A żyć trzeba dalej, prawda?
Bardzo bym chciała, żeby moje córki nie dały się omotać cukierkowym wizjom i naręczom kwiatów. Niech będą szczęśliwe, ale z ręką na pulsie i mózgiem na pełnych obrotach. Niech nie zostaną, jak ja, wrakami i karykaturami kobiet przed czterdziestką, w pierwszej połowie życia, na litość boską!
Krystyna (w nastroju imieninowym)
***
Droga Krystyno!
Starasz się wypowiadać i brzmieć jak osoba faktycznie dużo starsza, niż wskazuje na to Twój wiek metrykalny. Prawdopodobnie nawet wierzysz w to, że taka właśnie jesteś: przedwcześnie zgorzkniała i znająca życie od podszewki, a wszystko poprzez pryzmat ciężkich doświadczeń.
Mam wielka pokusę, by Cię odmłodzić. I pokazać Ci, że nie jesteś do końca taka, za jaką się sama uważasz. Ani tym bardziej taka, jaką widzą – czy chcą Cię widzieć z nieznanych mi przyczyn – inni z Twojego bliskiego otoczenia.
Nie sądź, że zamierzam bagatelizować Twoje problemy – to raczej Ty zamiatasz je pod dywan. Te prawdziwe, rzecz jasna. Te, które maskujesz sobie uproszczeniami, by codziennie rano znaleźć siłę do działania. Na dłuższą metę to niestety kiepski pomysł.
Błąd pierwszy: myślisz, że jesteś pogodzona z rzeczywistością. Że znasz i akceptujesz jej twarde reguły. Tymczasem – tkwisz jeszcze po uszy w fazie buntu. I bardzo dobrze, bo tylko buntując się, masz szansę coś zmienić.
Błąd drugi: uważasz swoje życie za fiasko, ale jeśli zastanowisz się nad nim głębiej – na pewno zauważysz, że jesteś nieszczęśliwa stosunkowo od niedawna. Wraz z klęską małżeństwa dopadły Cię wszystkie inne bolączki naraz: zmęczenie, zaniedbanie własnych potrzeb duchowych i cielesnych, wypalenie, strach przed zaczynaniem od nowa. Przedtem nie zauważałaś tych rzeczy. Założę się, że byłaś kobietą „statystycznie” szczęśliwą i spełnioną – wychowującą dzieci, stwarzającą całej rodzinie dom, wspierającą męża w jego koczowniczej profesji. Dumna ze swojej siły i niemałych przecież osiągnięć. Dopiero zdrada partnera i rozstanie uruchomiły w Tobie mechanizm pesymistycznej autorefleksji, skłoniły do podsumowań.
Twierdzisz, że nie bawi Cię pseudofilozofowanie? Nie martw się! Ty po prostu zaczęłaś myśleć o sobie. Wcześniej nie było okazji. A może i potrzeby. Nareszcie pojawiło się jedno i drugie.
Nie znaczy to wcale, że masz się cofać w przeszłość i analizować ją, w poszukiwaniu przyczyn tego, co tu i teraz. Nie jest to jedyna szkoła rozwiązywania problemów – i tych egzystencjalnych, bytowych, i tych psychologicznych, osobowościowych. Bardzo podoba mi się to, że nikogo o nic nie obwiniasz… Jeśli to szczere i świadome, możesz zacząć w punkcie zero i pracować wyłącznie nad przyszłością. Nad tym, co możesz zmienić OD DZIŚ. A jest tego niemało. Na początek coś niewielkiego. Np. wizyta u lekarza pierwszego kontaktu. To nie żart!
Ambicje dzieci to bardzo istotna sprawa – nie jestem tylko pewna, czy koniecznie musisz podążać za nimi w sensie fizycznym. Może córki powinny spokojnie i stopniowo wyfruwać z gniazda ku swoim celom, a Ty w tym czasie – zająć się sobą? Swoim zdrowiem, samopoczuciem, wyglądem, niezrealizowanymi marzeniami? Zastanów się, czy warto fundować sobie kolejną terapię szokową: sprzedawać ukochany dom, przenosić się w nieznane. Może lepiej urządzić córkę wygodnie w porządnym akademiku czy na tzw. stancji, a samej pozostać jeszcze przez kilka lat w zdrowym górskim klimacie, zregenerować siły, zastanowić się, co zrobić z domem – a nuż dałoby się go dokończyć, zamiast burzyć wraz z całą przeszłością… Nie rób pochopnie niczego, czego możesz potem żałować, gdy ostygną emocje związane z mężem…
Obawiam się, że planujesz dokonanie w swoim życiu kilku poważnych przewrotów na raz, a wcale nie masz na to siły. Może w głębi duszy ochoty też nie… Przyhamuj więc na moment i nie bój się własnych wątpliwości ani rozterek. Życie jest nieprzewidywalne (to już przecież wiesz) – nie próbuj go więc okiełznać jednym gwałtownym ruchem.
Pomyśl o tym, co Ci dotychczas najbardziej przeszkadzało w zadbaniu o siebie… Niedojrzałość męża, brak wsparcia z jego strony? Zbyt młody wiek dzieci, ich całkowita zależność od Ciebie? Zauważ, że te kluczowe przeszkody albo zniknęły, albo są w trakcie znikania. A Ty wciąż jesteś młodą kobietą! Podupadłaś na zdrowiu i na morale, ale – nic straconego.
Proszę, spróbuj pogodzić rolę Matki Polki ze zwykłym, nie uwarunkowanym płciowo człowieczeństwem… Nie jesteś skazana na męczeństwo w imię interesów swojego potomstwa, to już nie ta epoka. Możesz równolegle stawiać sobie własne cele i realizować plany, punkt po punkcie. Także, małymi kroczkami, naprawiać to, co się w Tobie „zepsuło”. Musisz wyrugować ze swej twarzy (i sposobu myślenia) tę twardość, zaciętość, a w to miejsce nauczyć się uśmiechać. Znów poczuć, że życie potrafi być fajne i tylko od Ciebie to zależy. Wówczas złagodniejesz i przestaniesz się zamartwiać tym, że Twoje córki mogą wpaść w pułapkę romantyzmu. Chcesz czy nie, będą próbowały wszystkiego od początku i po swojemu. Nie ma innego sposobu, by nauczyć się wybierać to, co dla nas najlepsze.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze