Myślałam, że to lowelas z wielkiego miasta!
CEGŁA • dawno temuMieszkam w niewielkiej miejscowości w województwie pomorskim. Przyjeżdżają tu mężczyźni z wielkich miast. Podrywanie głupich wsiowych gęsi na miejską gadkę wydaje się takim pewnie zabawne, bez względu na efekt spróbować warto, a potem opowiadać. Tak sądziłam i straciłam chłopaka z nadmiaru podejrzliwości.
Droga Cegło!
Mieszkam w niewielkiej miejscowości w województwie pomorskim. Byłaby tu tzw. kiszka i nic do roboty, gdyby nie nowo wybudowany ośrodek szkoleniowy i rehabilitacyjny dla sportowców. Od kilku lat „dzieje się”, mamy najazdy ludzi z różnych dziedzin, nie tylko sportu, również aktorów, dziennikarzy, turystów z wymaganiami. Rozwinęły się hoteliki, restauracje, jest praca dla młodych i starych przez cały rok i to jest fajne.
Niestety, jak mówi moja babcia, za rozwojem przychodzi niedorozwój, i mieliśmy tu już niezłe wysypisko złamanych serc. Dziewczyny stały się ostrożne. Już jakiś czas temu ze zdziwieniem stwierdziłyśmy, że ludzie bezpośrednio z branży trzymają poziom, zajmują się swoimi treningami czy pracą, nie polują na łatwy seks. Nie wiem, może mają w miastach dziewczyny, które ich dobrze kontrolują – efekt jest. Fajni są też kibice, fani. Ot, zabawowi, koleżeńscy ludzie. Natomiast najgorsze są tzw. ogony, podejrzana świta. Kolesie pracujący na tyłach lub ordynarnie się podszywający pod „asystentów”. Ileż było afer z niesamowitymi facetami – niby kamerzystami, fotografami, trenerami osobistymi… Obiecywali dziewczynom sesje, kontakty, kariery, potem wychodziło, że nie tylko nie stali nawet w pobliżu tego, o czym ściemniali, ale jeszcze byli jakimiś nieogarniętymi leszczami, co to capnęli rodzicom auto, założyli najlepsze ciuszki, dojechali do nas na oparach, spili się, a potem wyjadali recepcjonistkom w hotelu kanapki i pożyczali komórki (lub sprzedawali swoje), żeby wyżebrać od kogoś kasę na powrót. Podrywanie głupich wsiowych gęsi na miejską gadkę wydaje się takim pewnie zabawne, bez względu na efekt spróbować warto, a potem opowiadać.
Nieprzypadkowo sprzedaję ten obrazek obyczajowy. Ludzie w małych miastach nie są idiotami, trochę styku z ludźmi z dużą klasą naprawdę wystarczy, by umieć odróżnić ich od innych. Ja niestety… okazałam się idiotką przedłużoną w czasie. W momencie, gdy u nas już nawet pięciolatek nie dałby się nabrać na sztucznego lizaka, odwaliło mi w przeciwną stronę. I straciłam chłopaka z nadmiaru podejrzliwości.
Marek przyjechał w maju, jednocześnie z grupą emerytów z dolegliwościami kręgosłupa. Pierwsze, co mi o sobie powiedział, to że jest studentem rehabilitacji i jednym z opiekunów grupy, na co zaśmiałam się dźwięcznie jak narowisty koń, ale nie powiedziałam, dlaczego. Codziennie przez pięć dni przychodził do mojego pubu (mojego, bo stoję za barem). Miał wyprasowane dżinsy o normalnym kroju (nie za ciasne, nie za luźne, nie wiszące, nie podarte, bez majtek ani pośladków widocznych nad paskiem) i śnieżnobiały T-shirt, codziennie nowy albo codziennie prany. Nie miał bicepsów ani tatuaży, moi miejscowi koledzy nazwali go pieszczotliwie cioteczką. Ale naprawdę ciepło, u nas nie ma homofobii tylko wyższy stopień poczucia humoru?
Marek celowo przychodził pod wieczór, żeby po zmianie namówić mnie na randkę w innym miejscu. Zgodziłam się po tygodniu – w połowie rzekomego turnusu Marka. Mamy prześliczne jezioro. Tam poszliśmy na spacer i odbyliśmy najgłupszą rozmowę mojego życia. Chcąc Marka wybadać i podpuścić, opowiedziałam mu „szczerze” o aspiracjach moich koleżanek – że chcą być modelkami, aktorkami, prezenterkami, zaczepić się w dużym mieście… Marek najpierw mnie zaskoczył, mówiąc – Cieszę się, że ty taka nie jesteś. Jesteś po prostu sobą.
Brzmiało to zbyt dobrze i naiwnie, aby mogło być prawdziwe, ale udało mi się tym razem nie zarżeć i nie parsknąć. Natomiast w następnej kolejności poszło już normalnie, bo Marek wspomniał, że ma różnych znajomych, którzy na pewno się do naszego raju wybiorą, ludzi z branży też, więc może pośredniczyć w znajomości. Zastrzegł jednak, że wszystko tu zależy od tego czegoś u dziewczyn, czy mają „twarze” czyli predyspozycje… No i już byłam w domu, mam cię, pacanie!
Gdzieś pod skórą czułam, że może niesłusznie się w myślach nabijam z niego, jest ciepły, czarujący, nie-za-przystojny, w sam raz, za to z dużym mózgiem, ciekawymi spostrzeżeniami o życiu… Praca, której chce się poświęcić – jeśli to prawda – też świadczy o jego wartości. Przecież nie każdy może kosić kapuchę od piłkarzy i biznesmenów, starszym ludziom też potrzebna jest pomoc, a nie mają aż tylu pieniędzy… Ale odganiałam te myśli, bo już Marka zaszufladkowałam, był za fajny, żeby to spotkało właśnie MNIE.
Dwa dni przed jego wyjazdem była piękna pogoda, nogi same zaniosły nas „naszą” ścieżką nad jezioro. Marek miał w plecaku szampana i niespodziankę – lekkie hantelki zakończone… serduszkami z gumy. Prześliczne! Powiedział, że muszę ćwiczyć, jeśli chcę dalej dźwigać kufle. Odebrałam to oczywiście jako złośliwość a propos moich szans na inne rodzaje kariery. Po wypiciu szampana odniosłam wrażenie, że Marek wywiera na mnie presję, wykorzystuje sytuację. Na odczepnego palnęłam, że jestem katoliczką i nie wyobrażam sobie seksu przed ślubem. Marek pocałował mnie w rękę i powiedział, że źle go zrozumiałam, niczego, może poza dotykiem i pocałunkiem, ode mnie nie oczekiwał.
Odprowadził mnie do domu po północy, mieliśmy zobaczyć się następnego dnia na pożegnanie. Było mi trochę głupio. Wyciągnęłam tacie z barku jakąś butelkę, doprawiłam się na smutno, za karę. O drugiej w nocy zadzwoniłam do Marka, powiedziałam, że zależy mi na nim, a z tym seksem to był żart, wyjaśniłam mu bełkotliwie całą swoją nieufność. Kazał się nie przejmować i dobrze wyspać.
Następnego dnia, kilka godzin przed zaplanowanym spotkaniem oddzwonił, że nie znajdzie czasu. Tłumaczył, że na turnusie jest razem z nim i pod jego opieką jego babcia, która źle się czuje… Po namyśle dodał jeszcze, że on też jest katolikiem i nie mieści mu się w głowie, że można na taki ważny temat żartować, przecież on niczego ode mnie nie chciał. Pewnie z babcią to był pretekst…
I po balu, Cegło. Tkwię za moim barem i obgryzam kopyta, zadzwonić nie mam odwagi.
Kaśka
***
Droga Kasiu!
Zainaugurowałaś z przytupem nowy sezon wakacyjnych miłości, kiedy to zwykle za mało jest czasu, by wszystko sobie wyjaśnić. Uda się lub nie, krótka piłka.
Jako brykająca bez przyczyny klaczka powinnaś uświadomić sobie, że krew jednak w Tobie tyleż gorąca, co w sumie szlachetna i warto samodzielnie się okiełznać. Jeśli kiedyś spróbuje to zrobić ktoś inny, może być nieprzyjemnie. Próbkę już masz, masz też świadomość swoich wad i grzeszków.
W imieniu swoim i wszystkich mieszkańców dużych aglomeracji dziękuję Ci za przychylną i łaskawą opinię o nas. Staraj się jednak od teraz nie myśleć schematami i powściągnąć protekcjonalizm. Będzie Ci trudno złowić taką złotą rybkę jak Marek, jeśli na przynętę rzucasz opinie typu: cholercia, jednak wy, z miasta, nie jesteście tacy źli, jak opowiadają. Przy okazji – lubiłabyś usłyszeć analogiczny tekst w zamian? Wątpię. Podobnie, wątpię, byś uśmiechała się poczciwie, słysząc ksywkę sugerującą jakieś Twoje aberracje płciowe. Dlatego, przy maksimum dobrej woli, nie zaliczam „cioteczki” do dowodów wyrafinowanego humoru.
Ludzie inteligentni i wrażliwi mają wszczepione niewidoczne wykrywacze kłamstw. Orientują się, czy są traktowani serio, nawet jeśli mają kompleksy. Ty, pomimo kompleksów, też masz pewność – i słusznie – że Markowi na Tobie zależało. Ale czego on może być pewien, zwłaszcza po tej „hecy” z katolickim podejściem do seksu? Igranie z tak delikatnymi kwestiami jest wielce ryzykowne, gdy słabo kogoś znasz. W zasadzie, drwiny z intymnych wierzeń i przekonań powinny być zakazane w każdej sytuacji, chyba że druga strona otwarcie na to zezwala i pierwsza daje przykład… Przekroczenie wyznaczonej granicy w tych sprawach zostawia ślad, jak siniaka na cienkiej skórce brzoskwini.
Chwali Ci się, że próbowałaś jak najszybciej „naprawić” błąd. Podlałaś jednak dobry pomysł alkoholem i to był kolejny strzał w stopę. Na drugi raz pamiętaj: nie musisz dostosowywać swoich poglądów do dekalogu drugiej osoby. Wystarczy rzeczowość i szacunek. Jeśli nie masz w danej chwili/jeszcze/wcale ochoty na seks, mów to wprost, taki komunikat jest wystarczający i nie potrzebuje dodatkowej podpory w postaci wyjaśnień. Zwłaszcza nieprawdziwych. Nie jesteś głupią gęsią, ale nie staraj się być szczwana na siłę.
Współczuję Ci, bo to fatalne uczucie słyszeć komplement, że jesteś sobą, gdy tymczasem Ty bawisz się w najlepsze i manipulujesz. Zostaje zgaga. Poważnie się zastanawiam, skąd u Ciebie ta zaciekła niewiara w uczucie i prostolinijność Marka. Poczuł urazę – to jedno. Ale czemu miałby kłamać na temat tego, że przyjechał towarzyszyć babci? Po co w ogóle miałby kłamać na jakikolwiek temat? Bo inni ludzie kłamią? Czyżby jednak cząstka Twojego serca wylądowała w przeszłości na tym waszym niechlubnym wysypisku, tylko za wszelką cenę starasz się o tym zapomnieć, być tą jedyną, która nigdy i nikomu nie dała się nabrać?
Na szczerość przed lustrem nigdy nie jest za późno, Kasiu. Jeśli kochasz Marka (nie pomyl tego ze wstydem i poczuciem winy, bo na tym mu nie zależy) – zadzwoń, gdy będziesz gotowa. Spokojna i trzeźwa też. Proponuję nie później niż za tydzień-dwa. W życiu bardzo wiele się dzieje i trzeba natychmiast wychwytywać zdarzenia najcenniejsze.
Pozdrawiam Cię optymistycznie.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze