Miłość winna i pijana?
CEGŁA • dawno temuUważam, że globalizacja nie sprzyja szczęściu! Poznałam faceta swojego życia w… Kalifornii, mimo że to Polak. Na dodatek znalazłam się tam przypadkiem – byłam na ślubie koleżanki w Kanadzie, trochę popracowałam, potem... Teraz mam serce w rozterce.
Kochana Cegło!
Uważam, że globalizacja nie sprzyja szczęściu! Poznałam faceta swojego życia w… Kalifornii, mimo że to Polak. Na dodatek znalazłam się tam przypadkiem – byłam na ślubie koleżanki w Kanadzie, trochę popracowałam, potem państwo młodzi stwierdzili, że im zimno i jedziemy stopem do USA:). Teraz mam serce w rozterce.
Bernard (mój ukochany) ma 30 lat, mieszkał od matury w Belgii, bo tam biznesy rozkręcili jego rodzice, tam studiował i przeżywał pierwsze bunty. Obecnie już rozmawia z rodziną, ale wiele lat spędził na włóczędze po świecie systemem „zarobię-jadę dalej”, bardzo mi to imponuje. Był chyba wszędzie, a pozostaje oderwany od ziemi… Może takie są skutki poszukiwania kosmicznej swobody? Nie korzystał z pieniędzy rodziców, nie miał nawet konta, żył jak koczownik. Opowiadał, że może miesiącami obejść się w ogóle bez gotówki i jest to proste – zatrzymujesz się w Grecji w mało uczęszczanym rejonie turystycznym, pasiesz zwierzęta, pomagasz w gigantycznym grillu na świeżym powietrzu i za to masz mieszkanie z wyżywieniem. Dla mnie, wychowanej tradycyjnie (pomimo lekkiej skłonności do szaleństw), te Jego opowieści były jak film.
Bernarda poznałam w winnicy. Dołączyliśmy się z moimi przyjaciółmi do wycieczki japońskich miłośników wina, nie wiedziałam wtedy nawet, że istnieje taki wyspecjalizowany rodzaj turystyki. Tym bardziej mnie dziwiło, że to w Ameryce, bo wydawało mi się, że tylko wina europejskie budzą zainteresowanie i szacunek z powodu tradycji, a jednak nie. W Stanach istnieją winnice dużo starsze niż wiele takich masowo powstających miejsc we Włoszech czy Francji! W takiej winnicy pracował Bernard – konserwował piwnice, regały, był jakby cieślą i złotą rączką.
Zakochałam się w Nim od pierwszego wejrzenia. Był taki piękny, pachniał czystością i wolnością, nie miał piętna – kiedy pierwszy raz Go zobaczyłam, pomyślałam, że to może być ktokolwiek: surfer, himalaista, aktor, poeta, wyluzowany syn właścicieli… W życiu nie wpadłabym na pomysł, że to mój rodak – takie są niestety schematy…
Piorun walnął jakby w dwie osoby. Moi przyjaciele pojechali dalej, ja zostałam. Podejmowaliśmy wiele japońskich wycieczek… Cały czas piliśmy wino z ogromnych, przepięknych, delikatnych kieliszków… Nigdy żadnego nie stłukliśmy z sarmackiej fantazji… Zatrudniłam się w winiarni na czarno, robiłam, co akurat było trzeba.
Budzik zadzwonił we wrześniu – muszę wracać do Polski, na studia, do moich kotów, przyjaciół i licznych ważnych spraw. Nie rozumiałam do końca podejścia Bernarda – że mogę studiować gdziekolwiek, robić co zechcę… Jak on. Który z kolei nie rozumiał za bardzo moich dylematów, przywiązania do wyboru dokonanego kilka lat wcześniej. Dla Niego takie zobowiązania są tylko wobec siebie, zatem można je zmieniać. On tak właśnie robi, idzie na żywioł.
Przeżywam to. Przez 3 miesiące widziałam Bernarda 2 razy – przyjechał do mnie „okazją” przez ocean. Muszę napisać magisterkę – lub tak mi się zdaje. On mnie do niczego nie zmusza, nie namawia. Z drugiej strony – chcę być z Nim, gdziekolwiek to będzie. A wówczas — jakie znaczenie ma dyplom z psychologii biznesu? Nie mam odwagi wszystkiego rzucić, ale też wiem, że najpiękniejszy czas nam ucieka i drugiej szansy może nie być.
Tylko czasem wątpię, czy to wszystko dzieje się naprawdę. Byliśmy po prostu razem przez kilka tygodni w winnicy, 24 godziny na dobę na lekkim rauszu. Tak bardzo boję się wytrzeźwienia!
Biana
***
Kochana Bianko!
Spontaniczne uczucie to tak fantastyczna sprawa, że aż nie wypada z tego żartować. A jednak mam spostrzeżenia humorystyczne, podyktowane statystyką:). I nie idzie mi o statystykę upojenia alkoholowego. Przy okazji, problem wina wydaje mi się w tym momencie wydumany. Alkoholowe ekscesy kończą się z reguły o świcie. Więcej, wiary, dziewczyno!
Jesteście z Bernardem w gruncie rzeczy bardziej do siebie podobni, niż myślisz. Podejrzewam, że on również skończył studia przed podjęciem swojej pielgrzymki, prawda? Nic nie stoi zatem na przeszkodzie, byś wytrwała i zrobiła to samo. Dla każdego człowieka wchodzącego dziś w życie wykształcenie to kapitał początkowy i niezbędny, a możliwy do pomnożenia w dowolnym miejscu kuli ziemskiej. Odradzam marnowanie tego potencjału, nawet jeśli w tym momencie wybrany kierunek wydaje Ci się bezsensowny. Nie jest. W przyszłości możesz zostać psychologiem poławiaczy pereł lub hutników szklanych. Równocześnie zamiatając w tybetańskiej tawernie. Nieważne, dokąd los miłosny Cię rzuci – warto mieć jednego asa w rękawie.
Co do buntu przedłużonego… Nie wiem, czemu trzydziestolatek Bernard starł się poważnie z rodziną. Jakiż to biznes? Może futra z lisów? Miejmy nadzieję, że jednak coś bardziej ekologicznego. Gdy prześledzić historię młodzieńczych rebelii, okaże się niestety, że 90 procent kontestatorów wraca w pielesze jak ta koza do woza i z powodzeniem podejmuje żywot człowieka sukcesu w sensie potocznym – stabilizacja, rodzina, bezpieczeństwo. Nie widzę w tym nic nagannego. Kiedy jesteśmy piękni, młodzi i zdrowi, nasza wszechmoc pozwala realizować wszelkie fantazje. Gorzej, gdy lądujemy z dwójką dzieci pod mostem, bo jednak przegięliśmy z tą wolnością, a kondycja już nie ta…
Wasza wzajemna fascynacja jest wartością, której nie należy pochopnie marnować w imię „słusznych celów”. Musicie spróbować się porozumieć. Znów pójść na przedłużone wino i pogadać szczerze o tym, co w duszy gra – nie tylko o namiętności, ale i o obawach. Bernard też zapewne je ma. Istotne jest to, na ile szczerze i mocno jesteście oboje gotowi oderwać się od tradycji, zaryzykować. Można całe życie spędzić w podróży, poszukując sensu wspólnie. Można w nieskończoność zmieniać zdanie i wypróbowywać różne modele. Byle nie odbywało się za cenę gwałtu zadawanego naturze jednego z zainteresowanych.
Tak czy siak, jeśli Bernard odwiedza Cię w Polsce i nie namawia na razie na eksperymentalny rok np. wśród Inuitów, to chyba znaczy, że nie tylko Tobie zależy na tym związku. A jeżeli Ty z kolei nie masz w najbliższych planach małżeństwa, amerykańskiego domku z białym płoteczkiem i dwoma labradorami na wybiegu, ani kariery prawniczki w garsonce, to sprawa pozostaje jak najbardziej otwarta. Oboje jesteście na etapie zadawania pytań i poszukiwania odpowiedzi.
Podróże są wspaniałe i tylko pozazdrościć tego, co może z nich wyniknąć… Globalizm, na który się skarżysz, ja osobiście – w tej wersji — błogosławię.
Najszczęśliwszego roku Ci życzę!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze