Wzbogacanie związku
URSZULA • dawno temuUrszula zwraca się do dojrzałych przyjaciółek z pytaniem, co cementuje związek. I zapisuje się z Kamilem na kurs tańca.
2003–01-06
Jako jedno z najważniejszych postanowień noworocznych, które powzięłam, jest takie,by w tym roku wyjątkowo nie zacząć się uczyć w przeddzień sesji, tylko na długo przed.W ramach realizacji tego szczytnego celu wybrałam się wraz z Kamilem na uczelniępierwszego dnia zajęć po Sylwestrze do czytelni, tak zwanego nowego BUW-u. Po jakimśczasie wytężonej pracy umysłowej postanowiliśmy sobie zrobić przerwę na papierosa- w tej materii darowałam sobie w tym roku jakiekolwiek postanowienia. Jako że przed wejściemdo biblioteki trzeba zostawić torbę w szatni, tam też zostały nasze papierosy. Udaliśmy siędo szatni i jak najgrzeczniej potrafiliśmy, przedłożyliśmy szatniarce prośbęo podanie nam na chwilę torby po to, by z niej coś wyjąć. W miarę jak wykładaliśmynaszą sprawę, twarz szatniarki przeobrażała się w okrutny grymas. Kiedy wręczałanam rzeczoną torbę, wysyczała dosyć głośno, tak abyśmy na pewno dosłyszeli: skurwysyny.Kompletnie nas zmroziło. Zgodnie orzekliśmy, że ta szatniarka jest reliktem komunizmui wkrótce zadaniem Unii Europejskiej będzie się nią zająć.
2003–01-07
Z powodu drobnych rozterek sercowych, na które składają się głównie pytania w stylu:po co? jak to? dlaczego? oraz nawrotów tęsknoty za idealną miłością umówiłam się dziśna kawę z dwoma moimi bliskimi koleżankami: Karoliną i Elą. Obydwie niewiastysą niewiele młodsze od mojej mamy i obydwie tkwią w długotrwałych związkachmałżeńskich okraszonych licznym potomstwem. Nie bezpodstawnie uważam jeza wyrocznie w sprawach sercowych. Tym razem dręczyłam je mało oryginalnym pytaniem:Co jest podstawą związku? Karolina udzieliła mi zwięzłej odpowiedzi — seks. Gdy oburzonapróbowałam protestować — A co z miłością do grobowej deski, przeznaczeniem, dwiema połówkami?Karolina skwitowała moją wypowiedź pełnym politowania milczeniem. Odpowiedź Elina postawione przeze mnie pytanie zabrzmiało dużo bardziej tajemniczo — No wiesz,najważniejsze jest, żeby Marcin nie zaczął smażyć. Po tym nastąpiła długa i dramatycznaopowieść o tym, jak to Marcin, wracając do domu w środku nocy "w stanie wskazującymna spożycie", lubi zabrać się za smażenie nieistniejących potraw. Nieistniejących,nie dlatego, że takowe nie figurują w żadnej książce kucharskiej i w ogóle nikt o nichnie słyszał, a tym samym są w kulinarnym niebycie. Te potrawy nazywam nieistniejącymi,ponieważ Marcinowi zwykle nie wystarcza siły, żeby wyjść poza etap postawieniana ogniu patelni z olejem. O tragicznych skutkach tych wyczynów Marcina możnaby mówić godzinami i zapewne na to Ela miała ochotę, ale to co usłyszałam już miwystarczyło, żeby mieć wszystkiego dosyć. Wymknęłam się zatem pospiesznie do domu,aby w samotności rozstrzygać moje dylematy.
2003–01-10
Po długich przemyśleniach moja determinacja rozwijania i wzbogacania związkuz Kamilem wzrosła. Uznałam, że kurs tańca dobrze by nam zrobił i nie omieszkałamnatychmiast wprowadzić tej idei w czyn. Poza tym od dawna miałam ochotę wreszcienauczyć się porządnie tańczyć. Zapisałam nas w czwartek, a już w piątek byliśmyna pierwszych zajęciach.
Moje spostrzeżenia po pierwszej lekcji tańca są takie, że przychodzą na nie ludziew większości nie po to, by się czegoś nauczyć, ale w celach towarzysko-matrymonialnych. Podczas trwania zajęć miałam wrażenie, że wszyscy się stale oceniają, szukająwzrokiem atrakcyjnego partnera, a w każdym razie rozglądają się intensywniedookoła. Mężczyźni podejmowali desperackie próby przełamania lodóww postaci głupich żartów, a nikt tak na prawdę nie skupiał się na tańcu. Czułam się tam tym bardziej wyobcowana, że ja i Kamil jesteśmy zajęci i inniuczestnicy zajęć traktowali nas, jak byśmy tam byli tam na doczepkę.Wszystko wskazuje na to, że już na następnych zajęciach chłopcy zaczną podszczypywaćdziewczyny i atmosfera nauki ulotni się już zupełnie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze