Wakacje - pakowanie i targanie
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuInstytucja urlopu wydaje mi się jeszcze dziwaczniejsza niż długie weekendy. Zgodnie z zasadą zachowania energii na wakacjach wypocząć się nie da. Mamy do czynienia z fikcją, łaska pracodawcy fundującego nam byczenie się na plaży jest życzliwością wyjątkowo krwawego wampira. Umordowany ponad siły pracownik wyrusza wypoczywać... Już sama podróż przez polskie drogi, tory zżera siły, czas i środki, wskutek czego na miejsce rekreacji przybywamy wycieńczeni. Do tego wakacje oznaczają szereg komplikacji z rozstaniem i rozwodem na czele. A najbardziej niezrozumiałe jest pakowanie.
Rozpoczyna się sezon wakacyjny; oznacza to zwiększoną liczbę kontuzji u mężczyzn.
Sama instytucja urlopu wydaje mi się jeszcze dziwaczniejsza niż długie weekendy. Zgodnie z zasadą zachowania energii na wakacjach wypocząć się nie da. Mamy do czynienia z fikcją, łaska pracodawcy fundującego nam byczenie się na plaży lub w górach jest życzliwością wyjątkowo krwawego wampira. Znajomi, wpakowani w kierat rozmaitych etatów dwoją się i troją, obdzierają dłonie do kości, śpią kwadrans na dobę (ta z kolei wydłuża się do trzydziestu dwóch godzin) i tracą przerwy obiadowe tylko po to, by wyrobić się z wszystkimi zadaniami. Należy przecież wykonać pracę, która w innej sytuacji zajęłaby czas przeznaczony na urlop.
Umordowany ponad siły pracownik wyrusza wypoczywać; już sama podróż przez polskie drogi, tory, ewentualnie z pomocą jakże zawodnych samolotów kojarzy się z wędrówką przez teren ludożerców, zżera (nomen omen) siły, czas i środki, wskutek czego na miejsce rekreacji przybywamy wycieńczeni. Wypoczywając odzyskujemy siły z poziomu wyjściowego, czyli czujemy się mniej więcej tak jak w końcówce maja. Ewentualne nadwyżki zrujnuje droga powrotna.
Wiadomo, że wakacje oznaczają szereg komplikacji z rozstaniem i rozwodem na czele, adwokaci wszystkich krajów dziękują za hojny wrzesień swemu mrocznemu bóstwu. Z przyczyn dla mnie niepojętych nim ludzie wyruszą na wyprawę, postanawiają się spakować. Też zaliczałem się do grona tych głupców.
Lata temu wybrałem się z kolegą poszukiwać zajęcia w Szwecji. Udaliśmy się radośnie i bez planu, wierząc głęboko, że mieszkańcy Karlskrony nie śpią, nie jedzą, tylko wypatrują takich dwóch zdolnych robotników jak my. Zabrałem ze sobą jakąś gigantyczną ilość rzeczy, samych skarpetek kilkanaście par oraz miliony zupek chińskich oraz konserw. Tam bowiem jest bardzo drogo. W swej bystrości nie przewidziałem konieczności targania tego majdanu po nieżyczliwych poboczach Północy: mą trasę znaczyły porzucone konserwy oraz książki Stephena Kinga. Pracy oczywiście nie znaleźliśmy.
Po tym doświadczeniu jestem w stanie spakować się do małego plecaczka, nawet jeśli planuję miesięczny wyjazd po wszystkich siedmiu kontynentach. Większość znanych mi mężczyzn posiada podobną umiejętność, choć znałem też pewnego wielbiciela muzyki metalowej, który zjechał całą Polskę w skórzanym płaszczu (było lato) i walizką pełną kompaktów, za to bez jednego ciucha.
Ale kobiety to zupełnie inna sprawa.
Kobieta wyjeżdżając nawet na weekend, a co dopiero celem dwutygodniowego urlopu, zabiera ze sobą przynajmniej dwie gigantyczne walizy, torbę, plecaczek, a czego nie zdołała pomieścić, pakuje do licznych siatek. Co konkretnie tam się kryje, trudno stwierdzić, także dlatego, że większość kobiecych skarbów wygląda podobnie. Żona mojego przyjaciela, zresztą prawdopodobnie najcudowniejsza kobieta na świecie (piszę bez ironii), ma zwyczaj pakowania samochodu po dach, zabierając pół domu łącznie z własnymi kieliszkami do wina. Z tych tylko jej smakuje. Jak to ma się do sprawiedliwości i równouprawnienia?
Na zdrowy rozum toboły kobiet i mężczyzn powinny być równej wielkości. Płeć piękna do niedawna używała większej ilości kosmetyków; zasadę te zniosło pokolenie emo i metroseksualni. Przyjmijmy jednak, że są na świecie dinozaury mojego pokroju, którym starcza dezodorant, pianka i woda po goleniu. Bagaż powiększa się o stanik. Ten element garderoby nosi stosunkowo mała grupa mężczyzn. Ale ile takich staników mieć można, jak często należy je zmieniać? Nie potrafię tego stwierdzić. Stanik to nie żagiel, wiele miejsca nie zajmie.
Jeśli zgodzimy się, że kobieta potrzebuje więcej ubrań, to przyjmijmy też, że facet szybciej je zużywa. Jest też większy i potrzebuje ciuchów swojego rozmiaru, co z kolei równoważy różnicę spowodowaną przez stanik. Czyli: torby podróżne powinny być takie same.
Wysnuwano najróżniejsze teorie. Najpopularniejsza głosi, że kobieta zabiera wszystko, co jej zdaniem może być potrzebne (mężczyzna zatrzymuje się na niezbędnych). Jej świat jest pełen lęków, przyszłość jawi się w wielu przerażających alternatywach, należy więc wziąć lekarstwa na większość znanych nam chorób oraz kurtkę puchową na wypadek, gdyby Ziemia obróciła się biegunami. Inni utrzymują, że kobiety, jako miłośniczki urokliwych drobiazgów, nie potrafią wybierać między nimi i zabierają wszystkie. Sam skłaniam się ku teorii spiskowej. Istnieje tajne stowarzyszenie obejmujące swym zasięgiem całą kulę ziemską, zasilone wyłącznie przez kobiety pozostające w związkach. Ruch ten, potężniejszy niż masoneria, Opus Dei i sataniści razem wzięci, zajmuje się pieczołowitym kolekcjonowaniem kamieni. Kobiety przystępując do tej organizacji składają śluby milczenia, nie mogą się przyznać ani ujawnić swoich zbiorów. Zabierają je za to na każdą wycieczkę, celem wymiany z innymi wtajemniczonymi. Torby i plecaki pełne są łupków i pokruszonych głazów narzutowych. Ich dźwiganie nieodmiennie przypada mężczyźnie.
Nie wszyscy podróżują samochodem i męski wielbłąd musi dotoczyć się na dworzec. Nikt go nie przytuli, nikt wody nie poda. Nawet jazda autem rodzi trudności, przecież cały majdan trzeba jakoś dotaszczyć do bagażnika a następnie wytargać do pokoju hotelowego. Wycieczka górska kojarzy się z festiwalem mąk piekielnych, na plażę także docieramy powoli i zgarbieni. Tego koszmaru uniknąć nie sposób.
Przekonanie kobiety, by spakowała się nieco rozsądniej, zmniejszyła bagaż do mniej szalonych rozmiarów, spala na panewce. Przecież wszystko jest potrzebne, jeśli nie, to może się przydać: tu pojawiają się przykłady znajomych uratowanych przez suszarkę do włosów wielkości wahadłowca. Mężczyzna może radykalnie zmienić front i dołączyć do feministek, mianowicie zażądać by partnerka niosła sama wszystko, co zdecydowała się spakować. Najczęściej przeciw temu buntuje się samiec, schowany w najbardziej nawet zniewieściałym sercu. Jeśli on jednak zasnął, zadziała poczciwość obecna w męskich sercach. Żaden facet zwyczajnie nie zniesie widoku ukochanej, ulubionej bądź znienawidzonej partnerki, sunącej i oblanej potem, przygniecionej, niemal przybitej przez swoje własne wspaniałości. Pierwsze prawo wspólnych podróży brzmi: jeśli raz chwycisz ciężki plecak, będziesz nosił go zawsze.
Czy można z tego wynieść jakąś korzyść. Wyjątkowo tak i tu przywołuję przykład mojego przyjaciela szczęśliwie ożenionego z cudowną miłośniczką wina. Postawiony przed perspektywą kolejnej, zapewne osiemnastej torby, zbuntował się i zażądał lepszego samochodu, konkretnie dżipa, o którym marzył gdzieś tak od piaskownicy. Udało się! Jeździ nim dumnie, a rozumiejąc świetnie, dzięki czemu go otrzymał, tylko się dopomina: może jeszcze jedna torba? Plecaczek? Przynajmniej dodatkową siatkę, kochanie moje, weź.
Niestety, zamiast samochodu posiadam tylko wiarę w spiski: jestem przekonany o istnieniu wielkiej kobiecej organizacji zajmującej się zbieraniem kamieni i żywię nadzieję, że ktoś pomoże mi ją zdemaskować. Proszę o słanie wszelkich możliwych dowodów. Zapewniam dyskrecję.
Miłych wakacji!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze