Śpimy w jednym łóżku lecz oddzielnie
REDAKCJA • dawno temuNie jestem zimna – pocieszam się. Lubię się przytulać i spać na dywanie skręconych włosków na jego klatce, lubię iść za rękę, pić z nim kawę, rozmawiać o polityce, książkach, filmach, słuchać muzyki. Czego nie lubię? Nie lubię się kochać, nie potrzebuję seksu. Kiedyś było inaczej…
Katarzyna (36 lat, architektka z mazowieckiego):
— Jest północ. Nie, nie zamieniam się w kopciuszka, choć czuję się nim często. Właśnie pobiliśmy kolejny rekord, nie kochaliśmy się już trzy miesiące. Podobno już dwutygodniowa abstynencja w łóżku, niewywołana chorobą któregoś z partnerów czy połogiem, może znamionować, że w związku coś jest nie okey.
Czy jesteśmy jeszcze w związku, choć jesteśmy małżeństwem od 7 lat? Nie znajduję odpowiedzi. Jest mi bliski, jest mym przyjacielem i mogę na niego liczyć w trudnych momentach. Kocham go, bez fajerwerków, motylków w brzuchu i niestety bez pożądania. I nie wiem dlaczego? Nie wiem nawet czy przesadzam, gdy się martwię, co z nami będzie…
Początki mojego życia seksualnego były tak burzliwe, że byłam pewna – ja kocham seks. Mogłam to robić kilka razy dziennie, przeżywałam wielokrotne orgazmy, wszystko kojarzyło mi się z seksem. Nie przeszło mi na studiach. Przystopowałam po nich, bo zauważyłam, że pojedyncze kontakty z przygodnie poznanymi mężczyznami już mnie nie kręcą. Zapragnęłam stabilizacji, jednego partnera, rodziny. Wyszalałam się, wyszumiałam można powiedzieć.
I stało się. Wreszcie poznałam kogoś, o kim pomyślałam od razu – to mógłby być ojciec mojego dziecka. Było pokrewieństwo dusz, bliskość, seks ale nie było nigdy piekącego pożądania, które odczuwałam z tamtymi przygodnie poznanymi mężczyznami, przelotnymi sympatiami na dwa tygodnie lub miesiąc. Myślałam wtedy – motylki w brzuchu poszły spać, ale jestem dorosła, może tak wygląda prawdziwa, dojrzała miłość.
Kocham naprawdę, jestem tego pewna. Ale jednocześnie nie mam chęci na seks. Nie odczuwam tej chęci także, gdy myślę o innych, napotkanych po drodze do pracy mężczyznach, kolegach w biurze. Czy się wypaliłam? Jestem przecież w wieku, w którym podobno popęd płciowy wzrasta? Mam ochotę na przytulanie, ale nie na seks.
To działo się powoli. W narzeczeństwie kochaliśmy się często, ale nigdy tak jak lubiłam. Mimo że rozmawialiśmy o naszych potrzebach, to znaczy ja mówiłam, on jakoś nie umiał lub nie chciał ich spełnić. Dla mnie było zawsze za krótko, za delikatnie, lubiłam eksperymentować – włączyć jakiś gadżet, pieprzną bieliznę, puścić film. On tego nie lubił. Przystosowałam się więc, mój organizm nauczył się osiągać orgazm w niespełna minutę, gdy kiedyś potrzebował czterdziestu pięciu minut ostrej zabawy.
Potem był ślub i coś we mnie umarło, moja ochota na seks zmalała. Bałam się, że należę do kobiet zdobywców, że jego już zdobyłam, jest mój i dlatego mnie nie kręci. Potem były starania o dziecko, więc siłą rzeczy seks był obecny. W ciąży kochałam się z nim jak wariatka, miałam nieprawdopodobną ochotę na seks. Wszystko umarło po porodzie. Może jestem kobietą spełnioną i seks nie jest mi już potrzebny?
Poród był ciężki, z udziałem partnera (sam tego chciał), który bardzo mi pomógł. Potrzebowałam go, poczułam, jak zawiązuje się nieprawdopodobna więź. Oto staliśmy się rodziną. Jednością. Długo po dwumiesięcznym książkowym połogu nie mogłam dojść do siebie. Wciąż mnie bolało i było tak ciasno, że nie mogliśmy współżyć. Poszłam do ginekologa. Sprawdził, szyjka była w porządku, rana po nacięciu krocza zagojona, bez zgrubień. Polecił żel intymny. Ale nawilżanie nie pomagało. Dopiero po roku było lepiej. W tym czasie zmuszałam się do zbliżeń, by zaspokoić męża. Bałam się, że rok oczekiwania na moją gotowość to za długo.
Wraz z narodzinami dziecka przyszły nieprzespane noce i zmęczenie tak duże, że nie miałam siły na seks. Odczuwałam ochotę w ciągu dnia, a gdy przychodził wieczór i dopełniłam już wszystkich obowiązków domowych, padałam na łóżko i zasypiałam. On nie był zadowolony, ale widział moje zmęczenie i milczał.
Na naszą bliskość źle działało także maleńkie mieszkanie – kawalerka, dziecko w tym samym pokoju. W nocy trzeba było zachowywać się cicho, wolałam nie hałasować niż ponownie usypiać rozwrzeszczanego niemowlaka. Seks pokątny w łazience, kuchni czy przedpokoju wpływał na mnie deprecjonująco. To było obdarte z uczuć, mechaniczne, z nasłuchiwaniem czy nasz Tomasz się obudził. Wolałam więc się nie kochać niż kochać się w taki sposób.
Był moment, że nie akceptowałam swojej figury i myślałam, że to dlatego seks nie sprawia mi przyjemności, ale od czasu porodu znacznie schudłam i wyglądam naprawdę satysfakcjonującą, mimo to nadal unikam zbliżeń.
Mój mąż przyzwyczaił się chyba do braku seksu, bo już o niego nie żebrze. Pewnie niektórzy pomyślą, że ma kogoś na boku, nierealne — bo jest bardzo prawym człowiekiem z kręgosłupem moralnym, o jakim ja mogłabym tylko pomarzyć. Nie wraca późno do domu, nie szwenda się, nie wyjeżdża. Jest przy mnie.
Gdy czasem spojrzy na inną kobietę łapczywym wzrokiem, mam do siebie żal, że igram z losem, że ryzykuję, że kogoś sobie znajdzie. Wtedy zmuszam się do szybkiego bzykanka oparta o umywalkę w ciasnej łazience, on jest wniebowzięty, ja umieram z bólu i ze szczęścia, że mam spokój na jakiś czas.
Dziś minęły trzy miesiące. Niedługo przeprowadzamy się do dużego, wygodnego domu, koniec udręki ciasnego mieszkania, koniec wspólnego z dzieckiem pokoju. Myśląc o tej zmianie czuję strach, że brak ochoty na seks nie minie, że to nie kwestia miejsca, że to coś we mnie, a może w nas.
Zazwyczaj chętnie opowiadamy o swoich miłosnych podbojach, o tym jak mnie dotykał, całował, ile to trwało, jakie miał ciało. Żadna z nas nie chce przyznać się do seksualnej porażki. Do braku orgazmu, niedopasowanych kochanków, wcześniejszego wytrysku, do łóżkowej prozy życia. Łatwiej napisać i zmierzyć się z gromem komentarzy.
Opracowała: Katarzyna Kosik
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze