Mężczyzna - kogut domowy!
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuUpierze, uprasuje, posprząta, ugotuje, zajmie się dziećmi, kiedy jego partnerka robi karierę i zarabia na dom. Taki model rodziny w Polsce wciąż nie jest zbyt popularny. Czasami odwrócenia tradycyjnego podziału ról wymusza życiowa sytuacja. Kiedy żona lepiej zarabia, mąż zostaje w domu i zajmuje się rodziną. Co nie zawsze przychodzi łatwo i bezkolizyjnie.
Najnowsze badanie przeprowadzone przez Work Life pokazują, że w Szwecji ponad 60 procent mężczyzn jest w stanie porzucić swoje marzenia o karierze zawodowej, aby pomóc swoim partnerkom w domu. Nie mają nic przeciwko byciu na utrzymaniu żon – podaje portal thelocal.se. Z upływem lat ten odsetek rośnie, bo w wieku przedemerytalnym wynosi 70 procent, a w przypadku kobiet spada do 10 procent – dodaje portal. Kraje Skandynawskie słyną ze swojego dość liberalnego podejścia do tradycji. W Polsce tak łatwo już nie jest. Tylko 4 proc. mężczyzn robi w domu pranie, 6 proc. sprząta, ponad 30 proc. przyznaje, że w dni powszednie nie robi w domu nic — wynika z danych Fundacji MaMa, która prowadzi kampanię na rzecz równego podziału obowiązków domowych. Jak się żyje w rodzinach, gdzie nastąpiła zamiana ról.
Monika (35 lat, ginekolog z Warszawy):
— Mój mąż jest polonistą. Marzył, żeby zostać krytykiem literackim. Pisał nawet do gazet i portali recenzje książek. Pieniądze były jednak z tego niewielkie. Przejęłam po ojcu gabinet ginekologiczny. Miałam dobry start, bo on miał już swoich stałych pacjentów. Zaufali mi. Wiadomo, że do dentysty i ginekologa chodzi się prywatnie. Mam tylu pacjentów, że czasami muszę ich zapisywać na dwa miesiące wstecz, jeśli nic złego się nie dzieje. Od początku więcej zarabiałam od mojego chłopaka. Ale nie to było najważniejsze. Bardzo się kochamy.
Pobraliśmy się, na świat przyszła najpierw Adelka (8 lat), potem Asia (6 lat) i Piotruś (3 latka). Planowaliśmy trójkę dzieci i mamy. Na początku pomagała nam moja mama. A mąż pracował w redakcji. Ale przeszkadzało nam, że ona za bardzo wchodzi w nasze życie. I ciągle mówiła, że mogłam lepiej wybrać niż takiego gryzipiórka jak Marek. Męczyła nas ta sytuacja. Dlatego postanowiliśmy, że Marek zajmie się domem, a ja będę zarabiała pieniądze. W sumie to finansowo nawet nam się poprawiło, bo mogę nieco dłużej przyjmować pacjentów.
Na początku było dość ciężko. Marek nie radził sobie ze wszystkim. Uznałam, że skoro on zajmuje się domem, to powinien uporać się ze sprzątaniem i gotowaniem. Przychodziłam do domu i zabierałam się za sprzątanie. Tak być nie mogło. Z czasem było coraz lepiej. Na szczęście on świetnie gotuje i lubi porządek. Ale czuł się niezrealizowany, kiedy przestał pisać. Znowu się kłóciliśmy. Ustaliliśmy, że jeden dzień w tygodniu wracam wcześniej z gabinetu, a on może wtedy popracować. Piotruś chodzi do przedszkola, więc też ma więcej czasu dla siebie w ciągu dnia.
Mój mąż nie ma kompleksów, że zajmuje się domem. Jeździ dobrym samochodem, mieszkamy w domu z ogrodem. Nie ma też skrupułów, żeby wydać kilkaset złotych na spodnie. A ja mu nigdy nie powiedziałam, że to ja zarabiam, bo oboje pracujemy na to, co mamy. Jako kobieta wiem, jak ciężką pracą jest zajmowanie się domem i dziećmi. A nie chcemy, żeby jakieś obce osoby plątały się po nim, więc nie mamy niani czy sprzątaczki. Czasami na weekend odwozimy dzieci do rodziców, żeby trochę czasu mieć tylko dla siebie.
Anna (31 lat, właścicielka zakładu fryzjerskiego w Białymstoku):
— Mój mąż jest ostatnim facetem, którego mogłabym podejrzewać, że umie posprzątać, ugotować i zająć się dziećmi. To raczej typ macho. Ale nie jest głupim karkiem, to pracowity i rozsądny facet. A przede wszystkim umie liczyć. Kiedy urodziła nam się dwójka dzieci, szybko policzyliśmy, że lepiej będzie, jak on zrezygnuje z pracy jako kierowca hurtowni, zajmie się dziećmi, a ja założę drugi zakład fryzjerski.
Najgorzej mu szło ze sprzątaniem, ale ustaliliśmy, że raz w tygodniu przyjdzie pani, która posprząta cały dom. On ma wstawić naczynia do zmywarki, nastawić i wyjąć. Zrobić zakupy, pranie i ogólnie ogarnąć po dzieciakach. Daje radę. Nawet zupę ugotuje i coś na drugie. Niedaleko mamy dobry bar mleczy, więc w razie czego może zawsze wyskoczyć i coś przynieść.
Ma rozum, dwie ręce, więc może posprzątać. Ale najtrudniej przyszło mu przyznać się przed kumplami, że jest „kurą domową”. Jakieś głupie żarty z tego były. Powiedziałam mu, żeby mówił, że prowadzi z żoną zakłady fryzjerskie. Od razu inaczej brzmi. Nie kłamie, bo gdybym musiała zająć się dwójką małych dzieci, to nie poradziłabym sobie z biznesem. Obie babcie mieszkają daleko.
Tomasz (29 lat, ojciec, który zajmuje się dwóją dzieci, z Warszawy):
— Nasze dzieciaki są fantastyczne. Bycie z nimi to najfajniejsze chwile w moim życiu. To ja widziałem, jak stawiają pierwsze kroczki, jak zaczynają mówić. Uwielbiam się z nimi bawić. Majka ma 4 latka, a Julka 3. One mają niesamowitą wyobraźnię. Razem wymyślamy bajki. Może uda nam się je wydać.
Nie lubię sprzątać, wolę gotować. Ale większość kobiet, też nie lubi prac domowych. Nauczyłem się robić je szybko i systematycznie. Tak, żeby nie zajmowały mi za dużo czasu. Praktyka czyni mistrza – jak mówi stare przysłowie. Maja chodzi do przedszkola. Zwożę ją i odbieram. Potem idę z dziewczynkami na spacer.
Zająłem się domem, bo moja żona lepiej zarabia. Jest nauczycielką angielskiego, uczy w szkole i ma prywatne lekcje. A ja pracowałem w banku, udzielałem kredytów. Swoją pracę wspominam traumatycznie. Ile można ludziom wciskać kredyty. Tym bardziej, że nie bardzo jest komu, bo kryteria przyznawania są coraz bardziej wyśrubowane. Jak nie było wyników, to nie zarabiałem, a szef brał mnie na dywanik. Jedna wielka frustracja. W końcu nie wytrzymałem i odszedłem. Miałem dwa miesiące odpocząć i szukać pracy. Okazało się jednak, że jak jestem w domu z dzieciakami, to nie musimy płacić niani, niewiele mniej, niż zarabiałem. A do tego, oboje wiedzieliśmy, że dzieci będą miały lepiej z ojcem, niż z obcą osobą.
Świat się zmienia, mieszkamy w dużym mieście. Nikogo już nie dziwi facet z dwójką dzieci w parku. Niektórzy koledzy nawet mi zazdroszczą, że nie muszę biec w tym wyścigu szczurów. Najbardziej brakuje mi kontaktu z dorosłymi ludźmi. Ale żona nie robi awantury, jak od czasu do czasu wyjdę spotkać się z kumplami. Częściej zapraszamy znajomych do nas. Nie tęsknię za zrywaniem się z rana, wbijaniem w garnitur i lękiem, że wyniki spadają. Zapomniałem już o tym. Jak dzieci podrosną, to pomyślę o własnym biznesie. Mam już nawet pomysł, ale nie chcę na razie zapeszać.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze