Druga szansa. Czy będzie mi dana?
CEGŁA • dawno temuPoznałam Marcina w szpitalu. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Niestety, zaraz po przejściu Rubikonu – bo czymś takim była dla mnie bliskość z mężczyzną po 8-letniej przerwie – zaczęły się schody, nadeszła chwila prawdy. Żonaty, dwoje dzieci. Podobno w separacji od 2 lat. Pieśń ograna do znudzenia, byłam zażenowana banałem, w jaki nieświadomie brnę. Pogoniłam Marcina z wielkim bólem, ponieważ mimo wszystko kocham go. Myślałam, że poczuję się lepiej i zapomnę. Ale tak wcale nie jest. Tęsknię za nim...
Droga Cegło!
Poznałam Marcina tej wiosny w szpitalu. Mieliśmy oboje operację na kręgosłup szyjny i musieliśmy bardzo seksownie wyglądać w tych kołnierzach, bo to była miłość od pierwszego wejrzenia:). Razem wymykaliśmy się do parku na papierosa, rozmawialiśmy o muzyce i książkach, nagle zachciało się powrócić do źródeł, niczym para licealistów. Bolało po operacji, czułam się jak młoda staruszka, bałam się wyników rehabilitacji, ale pomimo minusów słodki był to czas.
Mam rozległą rodzinę, czworo cudownego rodzeństwa. Ciągle ktoś mi siedział na głowie, a do Marcina nie przychodził nikt. Jeszcze wtedy nie pytałam, nie wypadało. Uznałam, że jeśli ma się nam ułożyć, to na wszystko przyjdzie czas. Ja też nie afiszowałam się ze szczegółami swojego życia. Mam adoptowaną córeczkę z problemami emocjonalnymi, sama jestem ostatnio dosyć chorowita, martwię się o przyszłość i niewiele czasu zostaje na życie osobiste. Szpital był zawieszeniem, zwolnieniem z codziennych obowiązków, którego potrzebowałam.
Po wyjściu na wolność udało mi się posterować czasem tak, by wygospodarować go trochę dla Marcina. Zależało mi naprawdę, myślę, że jemu również. Niestety, zaraz po przejściu Rubikonu – bo czymś takim była dla mnie bliskość z mężczyzną po 8-letniej przerwie – zaczęły się schody, nadeszła chwila gorzkiej prawdy. Żonaty, dwoje dzieci. Podobno w separacji od 2 lat. Pieśń ograna do znudzenia, byłam zażenowana banałem, w jaki nieświadomie brnę.
Mam koleżanki w takich związkach. Znajoma rekordzistka łudzi się już siódmy rok, a jej „partner” dosłownie co kilka miesięcy jest tuż-tuż przed rozwodem. Ale nie wszystkim to przeszkadza. Niektóre dziewczyny twierdzą, że tak im wygodnie, że nie chcą niczego więcej… Nie moja sprawa czy to szczere. Ja tak nie chcę, nie wyobrażam sobie.
Pogoniłam Marcina z wielkim bólem w sercu, ponieważ mimo wszystko kocham go. On w to nie wierzy, zraniłam go brakiem zaufania. Prosiłam, żeby najpierw uporządkował swoje sprawy, przyszedł do mnie z czystą kartą… Powiedział, że nie jesteśmy dziećmi i nasza karta już nigdy nie będzie czysta. A on nie wie, co będzie czuł za kilka miesięcy czy za rok. Jak się kogoś kocha, to nie trzeba tego udowadniać, a ja podobno tego właśnie żądam.
Nie chciałam żyć z człowiekiem, który pozostaje w formalnym związku z kimś innym. Dziwne, że dotąd nie znalazł motywacji do przerwania czegoś, co jest rzekomo takie nieudane. Nie chcę być temu współwinna. Marcin nie dzwoni do mnie i czuję, że może nigdy nie zadzwoni. A ja nigdy nie dowiem się, czy łączyło nas coś prawdziwego. Jeśli jednak miałby zostawić rodzinę, wolałabym raczej, żeby do niej wrócił, odbudował te ruiny.
Odpowiedzialność jest ważniejsza niż cokolwiek innego, taką zasadę wyznaję. Mimo że trudniejszą. Czy ja miałabym oddać swoje dziecko dlatego, że sprawia kłopoty wychowawcze i adopcja okazała się daleka od sielanki? Na pewno pomaga mi to, że małą kocham nad życie. Rodzina bez miłości nie może normalnie oddychać. Skąd mam wiedzieć, że żona Marcina nie kocha i kto tam kogo odpuścił?
Marcin opowiadał mi z goryczą, że żona była u niego w szpitalu tylko jeden raz, jeszcze przed operacją: zapytać się, czy na takim długim zwolnieniu będzie dostawał pensję. Miał do niej żal i taki miał być też obraz tego, co ich obecnie łączy. Ale przecież nie stajemy się tacy z dnia na dzień, a dzięki koleżankom mam w bród opowiastek o niedobrych żonach, słuchanie takich rzeczy nawet z ust ukochanego człowieka mnie zawstydza.
Myślałam, że kiedy odeślę Marcina do rodziny, poczuję się lepiej i szybko zapomnę. Ale tak wcale nie jest i to problem. Tęsknię za nim, zachowując jednocześnie własne zdanie. Postawiłam ostre warunki, a serce swoje — odmawia konsekwencji…
Twarda na miękko
***
Droga twardzielko!
Gdzieś tam przez moment byliście sobie równi i wszystko zależało od Was. Ty zadecydowałaś. Wasza chwila równości minęła. Przyszłość już nie zależy od Ciebie. Myślę, że powinnaś zrobić porządek w swoich uczuciach. Przygotować się na ewentualność, że Marcin uporządkuje swoje sprawy i wróci. Wie, że inaczej nie ma czego u Ciebie szukać. Trudno mi jednak wróżyć, czy dostaniesz tę kolejną szansę.
Z uczciwymi, szczerymi ludźmi jest właśnie taki kłopot, że bardzo ambicjonalnie i dotkliwie odbierają odrzucenie. Trudno im pojąć, jak można nie wierzyć, kiedy mówią prawdę. Nie obchodzi ich średnia statystyczna kłamliwych mężów, cierpienie zdradzanych kobiet i zaniedbywanych kochanek. Oni grają w innej klasie. Jeśli Marcin do takich ludzi należy, to miałaś szczęście, że go spotkałaś i jednocześnie pecha, że się na nim nie poznałaś. Ale nie można Cię za to obwiniać. Jak każdy, masz bagaż własnych wspomnień i przeżyć, na ich podstawie odbierasz rzeczywistość. Słynna kobieca intuicja czasami zawodzi i utrudnia nam drogę do szczęścia. Mamy takie samo prawo do posiadania zasad, jak i do popełniania błędów. Oczywiście, wszystko ma swoją cenę i konsekwencje.
Wiem, że mnóstwo kobiet męczy się w trójkątach. Czasami są z tym bardzo samotne, żyją iluzjami, dręczone dodatkowo przez sumienie. Druga strona nie ma odwagi się określić, pasożytuje na emocjach i słabościach partnerki. Ale powiedzmy sobie szczerze: ludzie się rozwodzą. Czasem kilkakrotnie. Szukają miłości aż do skutku. Nie potrafią i nie chcą żyć w kłamstwie. Zmierzam do tego, że nie każdy żonaty facet oszukuje i zasługuje na kosza. Nieudany związek przechodzi różne fazy. Jedną z nich jest mieszkanie osobno, rozkład pożycia. Do rozwodu nie dochodzi z różnych względów: braku czasu, zniechęcenia, resztek nadziei po jednej ze stron, wygodnictwa, kwestii formalnych. Tak naprawdę potrzebny jest mocny bodziec. Jednym z nich może być nowa, ożywcza znajomość. Kto wie, spotkanie z Tobą mogło być tym dla Marcina, ale pewnie nie dopuściłaś go do słowa:).
Kilkuletnia separacja to raczej twardy dowód na rozpad związku. Łącznikiem, także emocjonalnym, dla pary jest potomstwo i konieczność utrzymania rodziny na pewnym poziomie materialnym. Dodam tu na marginesie, że nie jestem szczególnie zbulwersowana wątkiem podjętym przez żonę w szpitalu. Jeśli Marcin jest tzw. jedynym żywicielem, to chyba matka dwójki dzieci ma prawo zaniepokoić się finansami w przypadku poważnej choroby ojca. Nie widzę tu rażącego przykładu wyrachowania czy materializmu, ale to moje zdanie. Dzieci nie znikną również po rozwodzie, zawsze będą w życiu Marcina obecne. Kobieta decydująca się na związek z nim raczej to powinna brać pod uwagę – czy umie się dzielić z przeszłością. Jak słusznie powiedział Marcin, na tym etapie nie ma mowy o czystej karcie.
Z tego, co napisałaś, wydaje się, że Marcin rozwiódłby się tak czy inaczej, sankcjonując istniejący stan rzeczy. Może podjął decyzję spotkawszy Ciebie? „Odsyłanie” go na łono rodziny w imię swoiście rozumianej odpowiedzialności jest więc bezcelowe. Dopuściłaś się uzurpacji, nauczając, co jest dobre a co złe. Mogło go to urazić. Cokolwiek teraz zrobi, zrobi na własny rachunek, ponieważ zerwałaś z nim nie dopuszczając go do głosu. Jeżeli ktoś deklaruje nam miłość, nie powinniśmy go zmuszać, żeby odszedł i udawał, że kocha kogoś innego. To lekki absurd, nie sądzisz?
Zawsze powraca do mnie ten motyw… Kazałam mu odejść, ale przykro mi, że nie dzwoni. Tu nawiązuję raz jeszcze do osobowości prawych i prawdomównych facetów. Oni rozumują prostolinijnie i logicznie – skoro każesz mi odejść, to znaczy, że mnie nie chcesz. Mężczyźni, którzy błagają na klęczkach i czuwają pod drzwiami, to psychotyczni bohaterowie thrillerów. „Normalny” mężczyzna odchodzi.
Nie zadałaś mi pytania, mimo wszystko jednak odpowiem:). Oboje potrzebujecie czasu, nie tylko na przemyślenia. Marcin bez rozwodu nie ma po co do Ciebie startować. Rozwód trochę trwa. Jeśli, powiedzmy, za pół roku nadal będziesz za nim tęsknić, możesz zawsze sama zadzwonić i wybadać jego stan ducha oraz stan cywilny. Ale nie obiecuj sobie zbyt wiele. Musisz zacisnąć zęby i wytrwać przy swoim.
Trzymam kciuki za drugą szansę.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze