Chwila słabości
CEGŁA • dawno temuNa pewno wiesz, jak to bywa, gdy się spotyka para „byłych”. Padła niemoralna propozycja, taki pożegnalny numerek, poczułam starą miętę - normalka. Wino też mnie rozkrochmaliło. I stało się – zaczęliśmy się całować. Mój pech, że mieszkanie jest na parterze. Przyszedł Andrzej, zaszurał kolejną różą w szybę, okno było uchylone… Widziałam tylko jego twarz nad ramieniem Arka… Tych oczu nigdy nie zapomnę.
Kochana Cegło!
U mnie nieszczęścia gonią jedno drugie. Nie wiem, czemu akurat mi się tak w życiu układa, że niby faceci się mną interesują, coś się zaczyna dziać na poważnie, mam udany związek, a tu: trrrach! I po miłości. Mam dopiero 21 lat, a w to lato dostałam aż dwa razy po głowie, myślę sobie, że to za często, za dużo, jak na jedną osobę. W tej chwili nie wyobrażam sobie, żebym jeszcze zniosła kolejne niepowodzenie w uczuciach, jestem kompletnie rozwalona. Ale i przemyka mi przez myśl, że sama jestem sobie winna, bo mam za słabą wolę, albo jestem zbyt sentymentalna.
Miałam narzeczonego, no, prawie narzeczonego, to znaczy obiecaliśmy sobie coś tam w cztery oczy na sylwestra, były kwiaty i szampan, ale o tym wiedzieliśmy tylko my dwoje. Była to jednak w pełni odpowiedzialna decyzja i obietnica z obu stron (tak mi się wydawało), podjęta po półtora roku znajomości i pół roku wspólnego mieszkania.
W czerwcu mój Arek załapał się do bardzo fajnej pracy na cały sezon letni z przerwami: niby praca i pieniądze, a przy tym super wakacje – objazd całej Polski po znanych kurortach i reklamowanie piwa. Ludzie tam zwerbowani pracowali w 3-osobowych zespołach, Arek był przydzielony do takiej pary, dziewczyny i chłopaka, którzy chodzili ze sobą. Producent zapewniał transport, noclegi, jedzenie, wszystko. Trasa promocji biegła tak, że objeżdżało się Polskę wzdłuż i wszerz kilka razy, więc średnio co 2 tygodnie miał zajeżdżać na dzień-dwa do Warszawy. Ja niestety „kiblowałam” w mieście, bo znalazłam na lato mniej ciekawe zajęcie za biurkiem, tyle że zgodne z moim kierunkiem studiów.
Arek dzwonił do mnie na początku po kilka razy dziennie (duży limit na komórkę też dostał od firmy), opowiadał, gdzie był, gdzie będzie i że aż mu się w głowie kręci od tego przemieszczania się… No i faktycznie, zakręciło mu się w głowie dosyć szybko, ale nie z powodu podróży. Jego zespół zaczął szwankować, ponieważ tamta para się pokłóciła, a Arek, dusza człowiek, nie poczuł jakoś męskiej solidarności, tylko zaczął pocieszać tamtą pannę. Aż przesadził.
W lipcu, gdy pojawił się w Warszawie, od razu uderzył do mnie, że się niestety rozstajemy. Chyba trudno mu było wyjść z tego z twarzą, bo rozmawiał ze mną całe 10 minut, po czym zwiał. Kiedy wróciłam z pracy do domu, nie było już jego rzeczy, zawinął się szybciutko, musiał to mieć zaplanowane.
Przeżyłam to ostro, nie będę zanudzać szczegółami, na szczęście były obok fajne koleżanki, ze studiów i kilka nowych z pracy, one pomagały mi wziąć się w garść, wynajdywały rozrywki i tak dalej, byłam im bardzo wdzięczna, że nie jestem zostawiona sama sobie z tym ciosem. Będziesz teraz mogła powiedzieć – dobra, ale za to szybko się pocieszyłam… Prawda i nieprawda. Faktycznie, chodziłam z dziewczynami do fajnego klubu na bluesa i jednego dnia coś kliknęło między mną a pewnym chłopakiem. Opowiadał o festiwalu Ryśka Riedla, strasznie się emocjonował muzyką, a w ogóle to był przeciwieństwem Arka: żadne hop do przodu, nieśmiały, delikatny, dużo mówił o przyjaźni, a nie kwapił się zbytnio do innych rzeczy, chociaż ja – nie powiem, byłam z tego zadowolona, gdyż dla mnie byłoby jeszcze o wiele za wcześnie.
Ostatnie dwa tygodnie były genialne! Włóczęgi po mieście do późnej nocy, kluby, trochę wina, czasem u mnie w mieszkaniu, ze świecami, ale tylko i wyłącznie na nocne Polaków pogaduchy. Codziennie prawie dostawałam jedną półtorametrową różę, zaczęło się od białej, potem szły różowe, coraz bardziej różowe, aż w końcu pojawiła się ta chyba symboliczna, głęboko czerwona… nadal bez dotykania. Andrzej jest takim chłopakiem trochę nie na dzisiaj, trochę nie z tego świata – odlecianym w pozytywnym sensie tego słowa, poezja, staroświeckie gesty, szacunek. Czy jakaś kobieta by czegoś takiego nie doceniła?
Tak, ja! Wciągnęły mnie te zaloty w starym stylu, ale byłam za głupia, żeby postawić wszystko na jedną kartę i wybić sobie z głowy Arka raz na zawsze. A ten niestety pojawił się na horyzoncie, żeby mnie, jak to się mówi, dobić – zadzwonił, żebym mu oddała pierścionek, bo podobno „kobiety z klasą” tak robią po zerwaniu. Znalazł się facet z klasą, nie ma co. Oczywiście, nie zamierzałam się upierać przy pierścionku, który przecież tak do końca nie był zaręczynowy, tak jak nigdy nie było rozmowy o ślubie w najbliższym czasie.
W każdym razie, Arek zaprosił się do mnie po odbiór pierścionka. Przyniósł wino, zachowywał się niezręcznie i głupio, wymądrzał się, chociaż czułam, że chce się jakoś nieudolnie wytłumaczyć z tego, co mi zrobił, może się wybielić, zrehabilitować w moich oczach? Trudno powiedzieć, na pewno dążył do przeprosin, żeby mieć czyste sumienie. Po winie trochę się rozkleił, zaczął się wycofywać z tego zwrotu pierścionka, wspomniał coś o pretekście…
Cegło, na pewno wiesz, jak to bywa, gdy się spotyka para „byłych”. No niestety, od słowa do słowa padła „niemoralna propozycja”, którą nazwę pożegnalnym numerkiem. Nadal miałam żal do Arka, a zarazem poczułam starą miętę, normalka. Wino też mnie rozkrochmaliło, przyznaję. I stało się – zaczęliśmy się całować, podszarpywać na sobie ubrania… Dalej też już pewnie wiesz… Mój pech, że mieszkanie jest na parterze. Przyszedł Andrzej, zaszurał kolejną różą w szybę, okno było uchylone… Widziałam tylko jego twarz nad ramieniem Arka…Tych oczu nigdy nie zapomnę.
Poza głupotą nie mam usprawiedliwienia. Nawet takiego, że Andrzej nigdy nie próbował mnie dotykać ani zbliżyć się do mnie w tym sensie, po prostu był romantyczny i przyjacielski. O sprawie z Arkiem wiedział wszystko. Co dokładnie zobaczył tego dnia, co usłyszał, co pomyślał, jak długo stał za oknem – raczej się nigdy nie dowiem. Znikł, zapadł się pod ziemię. Nie odbiera komórki, „odbija” moje maile, przestał pojawiać się w klubie. Nie znam jego adresu, wiem tylko, że nie mieszka sam i dotarłam nawet do jednego bluesowego kumpla, ale on trzyma jego stronę i zasznurował usta. Nie mam ruchu!
Arek znikł (i dzięki Bogu!), Andrzej też znikł. Jestem sama, czuję żal większy nawet po tej krótkiej znajomości, niż po Arku, który mnie zdradził. A czy ja zdradziłam Andrzeja? Nie wiem, czuję się jak ostatnia szmata i chcę go odzyskać, ale nie wiem, jak.
Iwonia
***
Kochana Iwono!
Nic szczególnie pocieszającego nie przychodzi mi do głowy, niemniej, moim zdaniem nie powinnaś sama dodatkowo się pogrążać ani obrzucać niewybrednymi epitetami. Rozumiem, że stwierdzenie: „jesteśmy tylko ludźmi” nie będzie dla Ciebie w tym momencie zbyt krzepiące, postaraj się jednak o tym nie zapominać w chwilach najtrudniejszych.
Stało się. Sama wiesz, że spotkała Cię sytuacja dość banalna, z której, jak większości ludzi, nie udało Ci się „wywinąć”. Fakt, jest to kwestia braku silnej woli, ale też, a może przede wszystkim, braku dostatecznie silnego bodźca, który by Cię uchronił przed chwilą słabości. Bo niestety – z Arkiem łączyła Cię długa, ważna i zapewne dość namiętna znajomość, z Andrzejem zaś wchodziłaś dopiero w fazę pierwszego oczarowania. I to bardzo powoli, a tempo rozwoju tego uczucia narzucił on.
Poza tym, myślę, że te rzeczy nastąpiły zbyt szybko jedna po drugiej – nie z Twojej winy, ale zawsze. Rany potrzebują czasu, żeby się zagoić, u każdego z nas ten czas jest inny i wydaje mi się, że Ty potrzebowałaś go więcej. Jeszcze nie zakończyłaś definitywnie historii z Arkiem – może właśnie takiego zakończenia oboje potrzebowaliście (tyle że bez świadków), a może zostałaś cynicznie wykorzystana – to w tej chwili nie jest ważne. Arek odszedł już wcześniej, wspólnie spędzona noc – kochanie się czy płakanie i wyjaśnianie – miała być tak czy inaczej ostatecznym wyzwoleniem. Czasami takie momenty pomagają ludziom „dobrze” się rozstać i ułatwiają start do nowego życia. Tobie pozostał niesmak, bo sytuacja zazębiła się fatalnie z szansą – być może – na owo nowe życie. Jest to przykre i bolesne, ale nie masz wyjścia: musisz się z tym pogodzić.
Czas uporządkować chaos we własnych uczuciach. Moim zdaniem nie byłaś jeszcze tak do końca zakochana w Andrzeju. Testowaliście się. To normalne, że Twoje emocje rozkwitły, gdy go straciłaś – właściwie jeszcze nie będąc pewną, co tracisz i czy na pewno chciałaś to mieć… Bo jest też tak, że gdybyś była już po uszy zanurzona w nowym uczuciu, nie zdarzyłoby się to, co się zdarzyło z Arkiem.
To prawda, nie masz zbyt wielkiego pola manewru z Andrzejem. Wszystko zależy od Niego i Jego mniej lub bardziej dojrzałych przemyśleń na temat Waszej znajomości. Od Jego pryncypiów również. Jeśli ma jasno określone i twarde zasady – nie zmienisz faktu, że czuje się zdradzony. I nie ma sensu próbować tego zmieniać. Jeśli patrzy na życie nieco bardziej relatywistycznie (w co niestety wątpię) – rozważy wszystkie za i przeciw (musi mieć na to czas) i być może wróci. A wtedy Ty będziesz już wiedziała, czy z Twojej strony to naprawdę miłość.
Nie zadręczaj się. Pobądź przez chwilę sama ze sobą i otwórz się na to, co przyniesie przyszłość.
Powodzenia!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze