Polskie wakacje
ZUZA • dawno temuNajpierw był tygodniowy przystanek w Belgii u przyjaciółki, a dopiero potem Polska. Choć jestem już tutaj od ponad 2 tygodni, to dopiero teraz mam chwilę, by zadzwonić do moich starych znajomych i przyjaciół, żeby się spotkać, wyjść i zabawić. Nareszcie - po dwóch tygodniach - mam czas, żeby pogadać i nadrobić zaległości. Prawie 4-letnie zaległości!
Gdy tylko przyjechałam z Brukseli, natychmiast zostałam wcielona do zespołu mojej mamy, która już od ponad miesiąca bawiła w Polsce. Okazało się bowiem, że przy okazji odwiedzin starej ojczyzny i spędzania czasu z rodziną (notabene mama nie była w Polsce od ponad 7 lat!) moja rodzicielka odbędzie „gościnne występy”. Mamę zaproszono, żeby zaprezentowała swój program edukacyjny CMC - Children Massaging Children (Dzieci Masują Dzieci), czyli to, czym zajmuje się w Nowej Zelandii: uświadamianiem nauczycielom, jakie znaczenie ma dotyk w życiu dzieci oraz jak go zastosować w procesie nauczania i wychowania. Więcej na ten temat znajdziecie w moim wcześniejszym artykule. Mnie powierzono organizację nagrania polskiej wersji piosenek – przystępnej instrukcji masażu. Te łatwe do zapamiętania teksty pomogą dzieciom, których rodzice wyrazili zgodę na udział w prezentacji, samodzielnie wykonywać polecenia.
Dwa weekendowe warsztaty odbyły się w warszawskich przedszkolach, a uczestnikami były nieprzypadkowe osoby: prawdziwi eksperci, którzy na co dzień pracują z dziećmi (od poziomu przedszkola po uczelnie). Wszystko, łącznie z komputerową prezentacją graficzną oraz pięknie wypisanymi dyplomami dla dzieci, zostało dopięte na ostatni guzik, a jednak mama się denerwowała. Nie bez powodu, bo miała być to jej pierwsza prezentacja programu CMC (Dzieci Masują Dzieci) – jej oczka w głowie — w języku polskim i dla Polaków. Co prawda podobno świat ostatnio stał się globalną wioską, ale mama doskonale zdawała sobie sprawę, że społeczeństwo polskie bardzo różni od nowozelandzkiego, a w związku z tym i odbiór jej programu może być inny: CMC, który w NZ okazał się strzałem w dziesiątkę, w naszej nadwiślańskiej krainie może okazać się strzałem — ale kulą w płot.Na szczęście obawy mamy wkrótce się rozproszyły, bowiem wszystko, czego uczy, wychodzi poza ograniczenia różnic kulturowych. Nie bez powodu motto organizacji brzmi: „touch is a universal language” – dotyk to język uniwersalny. Nikogo nie trzeba przekonywać, że prośby oraz tłumaczenia w rodzaju: „Jasiu, nie bij Ani po głowie, bo to ją boli!” są nieskuteczne. Dlatego wszystkie uczestniczki warsztatów (a zwłaszcza nauczycielki wychowania przedszkolnego oraz dyrektorki) cieszyły się, że program CMC (Dzieci Masują Dzieci) wyposażył je w tanie, a co najważniejsze, skuteczne narzędzie. Nauczył zapobiegać takim zjawiskom, jak agresja, nadaktywność i jej skutki uboczne: wandalizm, prześladowanie uczniów przez innych uczniów. Po wprowadzeniu programu dzieci stają się zdrowsze, lepiej się uczą i nie sprawiają większych kłopotów w domu i w szkole. Zainteresowanym podaję adres strony internetowej organizacji mamy: www.tlh.org.nz
Mamę zaproszono również do udziału w nocnej audycji w radiu publicznym. Temat dotyku poruszył czułą strunę! Żywo zareagowała pani z ośrodka dla dzieci z zaburzeniami w rozwoju emocjonalnym. Pewien słuchacz zaś opowiedział, jak brak dotyku w dzieciństwie wywarł wielki wpływ na jego późniejsze życie. Mama wróciła z radia o 4 rano, a już za kilka godzin miała odbyć się konferencja prasowa. I z tym sobie poradziła, bo informacje ukazały się chyba w całej prasie.
Kilka dni temu wraz z tatą odwiozłam mamę na lotnisko. Zależało jej, żeby czym prędzej wrócić do domu, bo lada moment będzie uczestniczyć w międzynarodowej konferencji dla nauczycieli w Brisbane. Krótko potem będzie prezentować CMC na dorocznym zjeździe w Touch Research Institute w USA. Później też nie odpocznie, gdyż od przyszłego roku program CMC będzie objęty badaniami naukowymi, do których mama ma przygotować część materiałów.
Przed samym wyjazdem poproszono mamę o krótką prezentację programu CMC — Dzieci Masują Dzieci w ośrodku dla dzieci nadpobudliwych ruchowo. Także w tym szczególnym przypadku program się sprawdził! Szefowa ośrodka od razu chciała wprowadzić CMC jako element terapii. Problem w tym, że z powodu wyjazdu mama nie miała czasu na prowadzenie dodatkowego szkolenia dla nauczycieli tej placówki. Dopiero za rok mogłaby poprowadzić kolejne warsztaty. Dlaczego nie wcześniej? Cóż, bilet z drugiej półkuli trochę kosztuje! Nawiasem mówiąc, słuchacze warsztatów nic nie płacili za uczestnictwo.
Jakie są jednak dalsze, realne losy CMC w Polsce? Grupa entuzjastów pracuje nad założeniem stowarzyszenia, przydałby się sponsor kremów do techniki masażu dłoni, a na pewno życzliwe spojrzenie ministerstwa edukacji na CMC — patronat nad edukacyjnym programem o walorach prewencyjnych. Metody CMC są tanie i skuteczne, więc bez przeszkód mogłyby trafić do szkół.
Już zaczęły napływać do mnie e-maile od mamy z Nowej Zelandii: “…nie mogłaś choć trochę posprzątać swojego pokoju przed wyjazdem?… chyba zostawiłam bransoletkę u Asi, powinna leżeć na… poszłam dziś na plażę, ależ tu jest piękna, świeża wiosna i… jak wrócisz do Nowej Zelandii, to może pojedziemy sobie do…”. Ja? Już mam wracać? Nie zgadzam się! Przecież ja dopiero teraz zaczęłam na dobre buszować na starych śmieciach.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze