Życie jest łatwe z zamkniętymi oczami...
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuWe wszystkich badaniach potwierdza się, że czynnikiem, który ma jednoznacznie pozytywny wpływ na długość naszego życia jest głodowa dieta. Organizm ludzki żywiony na pograniczu głodu funkcjonuje lepiej i dłużej niż organizm przekarmiony. To zabrzmi paradoksalnie, ale zdrowa dieta to dieta na pograniczu diety anorektycznej. Jest jednak problem: jak zachować granice między właściwym odżywianiem się, a jedzeniem prowadzącym do anoreksji?
W stacjach telewizyjnych adresowanych do kobiet jest coraz więcej programów poświęconych operacjom plastycznym. Jak ocenia Pan to zjawisko? Czy to dobry sposób, by zachęcić kobiety do dbania o swój wygląd? Jaki wpływ na naszą psychikę mają takie programy jak np. „Klinika urody”?
— Efekty tych procesów będziemy znali za 50–60 lat, bo dopiero wtedy będą widoczne. Ale już teraz warto przyglądać się losom pań, które poddają się chirurgii plastycznej w wieku dwudziestu pięciu, trzydziestu lat. Pewnie za 100–150 lat będziemy wiedzieli o skutkach instrumentalnego traktowania naszych ciał prawie wszystko — znali plusy i minusy. Zapewne plusem jest to, że uczymy się ufać ludziom, zawierzać specjalistom, bo przecież to im właśnie powierzamy trwałą zmianę wyglądu. Uczymy się korzystać z cudzej wiedzy i umiejętności, w pewnym sensie „korzystać” z własnych ciał. Wszak żyjemy w kulturze konsumpcji, kulturze korzystania, więc to dziś nie stanowi problemu. Chcę być piękna, muszę zatem kupić sobie bon na operację plastyczną. To jest wygodne i stosunkowo niedrogie. Jakie są tego mankamenty? Przede wszystkim to, że w rozwiązywaniu problemu komfortu psychicznego bardziej ufamy innym, bardziej ufamy skalpelowi chirurga niż własnej zdolności do uporania się psychicznego z problemem, niż własnym zdolnościom adaptacyjnym. Nie wybieramy autorefleksji, zastanowienia się nad sobą. Nie rozważamy: skąd „wziął się” niekontrolowany przyrost masy ciała, skąd moje trudności w dyscyplinie żywieniowej. Zamiast tego rozwiązujemy problem wyglądu instrumentalnie. Za dużo ciała? Trzeba odessać. Takie podejście może skutkować brakiem umiejętności zdobywania informacji o samym sobie, ciekawości siebie, niedostatkiem samowiedzy (wiedzy o sobie), bo przecież tyle wiemy o sobie, na ile się sprawdziliśmy. Instrumentalne, zadaniowe podejście do siebie jest też jakąś formą sprawdzenia siebie: czy jestem w stanie zatelefonować do chirurga plastycznego, zaufać mu i położyć się na stół, czy potrafię walczyć z kilkudniowym bólem. Nie jest to jednakże sposób rozwoju świadomości siebie, oswajania swoich słabości, radzenia sobie z trudnościami codziennego życia. Szukamy szybkich satysfakcji pochodzących z wiedzy innych ludzi, a nie dbamy o rozwój i siłę naszych charakterów. Kiedy o tym myślę, przypomina mi się piosenka „Strawberry Fields Forever”, gdzie John Lennon napisał: „Living is easy with eyes closed, misunderstanding all you see” („Łatwo jest żyć z zamkniętymi oczami, nie starając się niczego zrozumieć”). Ale przecież to pozór. Zamykamy więc oczy, udając, że rozumiemy. Nie zadajemy pytań: Być czy mieć? Mieć ładną figurę? Mieć wypreparowany kształt, czy być osobą zdolną do utrzymania się w kondycji fizycznej i mieć charakter? Czy naszym przeznaczeniem są silne charaktery, czy może totalne zaufanie do chirurgii plastycznej? Jak długo można udawać?
Zaskakujące są reklamy, w których po np. świątecznym obżarstwie proponowane jest połknięcie pigułki na niesprawność… i sprawa załatwiona. Polacy uwielbiają leczyć się samodzielnie, połykając setki pigułek. Czy telewizja i tego typu reklamy nie robią nam przysłowiowej "wody z mózgu"? Przecież jest coś takiego jak dieta i zdrowe odżywianie.
— Ta historia zawiera co najmniej dwa różne problemy, dwa pytania. Jedno dotyczy tego, czy reklamy powinny być etyczne? Czy można w reklamie pokazywać, a więc propagować sposoby życia, które są destruktywne, szkodliwe? I drugie pytanie: czy potrafimy oglądać reklamy, czy rozumiemy ich sens, ich znaczenie? Czy celem reklamy jest kształtowanie naszego poglądu na świat czy jest to (może) metafora, która ma nas zachęcić do kupienia określonego produktu? Można przecież rozumieć przekaz tej reklamy jako informację, że istnieją środki, które po przejedzeniu mają przynieść ulgę. Można też rozumieć tę reklamę jako promocję stylu życia, polegającego na przejadaniu się i wtedy trzeba takie reklamy potępiać. Być może zamiast pytać, co jest w reklamie złe, a co dobre, należy wprowadzić do programów nauczania taki przedmiot jak edukacja medialna i uczyć oglądania telewizji. Bo przecież reklamy to forma współczesnej baśni. Można i chyba najwygodniej jest je rozumieć jako krótkie baśnie, w których występują przedmioty. Rzeczywisty świat jest przecież zupełnie inny niż w filmiku reklamowym. Film reklamowy to swoista forma sztuki, której nie można przecież rozumieć dosłownie. Co nie znaczy, że reklama może czy powinna promować złe wzory dietetyczne czy naganne zachowania. Trzeba mieć jednak nadzieję, że w patrzeniu na reklamy zadziała zdrowy rozsądek odbiorcy. Choć z innego punktu widzenia patrząc: kultura europejska zawsze była kulturą obżarstwa, w przeciwieństwie do kultury Azji, więc?
Czy mężczyźni i kobiety są w identyczny sposób podatni na wpływ programów o zdrowiu? Dziś mamy przecież metroseksualnego mężczyznę, który dba o swój wygląd i kondycję… Czy są jakieś różnice w postrzeganiu tego, co widzimy na szklanym ekranie?
— To banał: mężczyźni i kobiety różnią się od siebie, a różnice te, dla mnie – psychologa, tkwią przede wszystkim między uszami, w budowie mózgu, sposobach przetwarzania informacji i funkcjonowania społecznego. Kobiety są bardziej wrażliwe i bardziej uspołecznione. Dawno zauważyły, że nam mężczyznom o wiele łatwiej jest patrzeć niż myśleć, że mężczyźni są o wiele bardziej wzrokowcami niż osobami przetwarzającymi informacje w kontekście relacji społecznych. Mężczyznom wiele zachowań nie przekłada się na relacje społeczne, a kobietom – tak – jak najbardziej! Kobietom łatwiej funkcjonować w grupie. Opowiadanie o chłopcach kończy się dobrze, gdy na końcu znajduje się zdanie: „No i pobiliśmy się”, tak jak w popularnych opowiadaniach o Mikołajku i jego kolegach. To jest „dobre” zakończenie każdej historii o relacjach między chłopcami. W przypadku dziewczynek jest to bardziej złożone. Opowiadania dla dziewczynek mogą kończyć się różnie, ale na koniec bohaterka nie może zostać sama. Musi np. pójść z przyjaciółką na spacer, trzepak, robić coś wspólnie. Dziewczyny chętniej wymieniają się informacjami na temat życia w grupie. Ich świat społeczny jest przez to bogatszy. Są świadome tego, że mężczyźni zwracają uwagę na wygląd kobiet. Dlatego o ten wygląd dbają. Nie można jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy kobiety dbają o swój wygląd dla siebie czy dla mężczyzn. Bo z jednej strony chcą się czuć atrakcyjnie, realizując przy tym wątek rywalizacji w grupie kobiet, a z drugiej – chcą skupić uwagę mężczyzn, żeby uchronić się od potencjalnej samotności.
A jeśli chodzi o kwestię mężczyzn metroseksualnych… to jest to, czego uczymy się od kobiet: dbałości o ciało, przywiązywania uwagi do tego, jak wyglądamy. Kiedyś funkcjonował obraz mężczyzny samotnika, kowboja, nie zastanawiającego się nad tym, co je, gdzie śpi i czy powinien odwiedzić lekarza. Skutki zdrowotne takiego wizerunku były dla męskiej części populacji katastrofalne. Cieszę się, że to się zmieniło. Mężczyźni muszą jednak uważać, by dbanie o siebie nie stało się celem samym w sobie – kolejnym sposobem rywalizacji między chłopcami. My mężczyźni potrafimy z wszystkiego zrobić dyscyplinę sportu; przedmiot rywalizacji. Jeśli dbałość o siebie, swoje ciało stanie się wyłącznie obiektem rywalizacji, zubożeje nasze odnoszenie się do naszych ciał i w pewnym sensie „wynaturzy”.
Czy w Pana pracy psychologa miał Pan kontakt z osobami chorymi na bulimię lub anoreksję?
— Przez wiele lat placówka, którą kieruję, była jednym z bardziej dostrzegalnych ośrodków leczenia zaburzeń odżywiania w regionie. Współdziałaliśmy w powstaniu ciekawego filmu na temat bulimii. Problem zaburzeń odżywiania istnieje nadal, chociaż ostatnio przychodzi do nas coraz więcej osób z zaburzeniami innego typu: kobiet uzależnionych emocjonalnie, mężczyzn nie radzących sobie z własną agresywnością, osób nie posiadających emocjonalnej samodzielności, niezależności. Jest to ostatnio najczęstszym problemem, podobnie jak problem autonomii w rodzinie. Co nie znaczy, że wśród moich pacjentek nie ma osób chorych na bulimię i anoreksję. Częściej przychodzą osoby z bulimią — anoreksja trafia się rzadziej. W przypadku tej ostatniej choroby w Polsce mamy lepiej rozbudowany serwis lecznictwa stacjonarnego.
We współczesnej kulturze mamy do czynienia z wyjątkowym paradoksem. Jest nacisk na dbanie o swój wygląd, a jednocześnie mamy do czynienia z tysiącem produktów spożywczych, które prowadzą do otyłości. Czy radzimy sobie z tym paradoksem? Czy skalpel jest jedynym rozwiązaniem?
— Mamy tradycje złego odżywiania się, mnóstwo przesądów, które nas wypaczają: „Nie zjesz śniadania, to zemdlejesz w ciągu dnia”, „Grzeczne dzieci zjadają wszystko z talerzyka” „Jeść należy trzy razy dziennie i do syta” itp. Jako społeczeństwo, jesteśmy bardzo przekarmieni – co staje się coraz bardziej oczywistą prawdą. To problem, zresztą, nie tylko kultury europejskiej. Podobne problemy mają np. mieszkańcy Ameryki Północnej – USA.
Jak wykorzystywać w praktyce osiągnięcia współczesnej dietetyki, jak kształtować naszą obyczajowość, nasze charaktery, abyśmy potrafili sprostać wymaganiom, które kreuje przed nami nauka. To chyba „dobre miejsce” na współpracę między badaczami, politykami i mediami. A jak widać na co dzień jest jeszcze dużo w tej kwestii do zrobienia.
Dziękuję za rozmowę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze