Jezioro Inle
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuJest w Birmie jezioro zwane Inle. Wielkie, stanowi odrębny, samowystarczalny świat. Na przejrzystej wodzie pływają łodzie rybaków, którzy opanowali sztukę wiosłowania nogą. Dzięki temu mają wolne ręce i mogą obsługiwać wielkie kosze, do których zaganiają ryby.
Każdy turysta pragnie mieć zdjęcie takiego rybaka, ale oni nie pozują.Czasami podpływają do turystów, żeby sprzedać świeżo złowionąrybę.
Po jeziorze snują się też sprzedawcy pól. Pole to plątanina korzenitraw, na której osadzona jest gleba. Jak znajdzie się chętny na takądziałkę, sprzedawca odcina ile trzeba i przytwierdza pole do dna jezioraspecjalnymi żerdziami. A potem już można uprawiać na tym pomidory ikwiatki. Na jeziorze oprócz domów na palach, szkół i restauracji sąteż zbudowane świątynie oraz klasztor. W klasztorze mnisi iskaczące koty. Skaczą biedne cały dzień przez obręcze i wieczorem jużnie mogą patrzeć na żarcie, którym pasie je trenerka. Mam nadzieję,że zasłużą sobie na dobrą reinkarnację.
Po jeziorze można pływać dla samego pływania lub dać się zawozić doróżnych rodzinnych fabryczek. Wszystkie produkują różności bezpomocy maszyn. Na przykład proces wyrobu srebrnej biżuterii rozpoczynasię tu od wytopienia kruszcu w specjalnym piecu opalanym drewnem. Potembryłki rozbija się młoteczkami. Następnie robi się maleńkie elementyi łączy w łańcuszki, kolczyki czy bransoletki. Cygara też zwija sięręcznie i to jak sprytnie!
Najbardziej fascynujące jest jednak wyrabianieparasolek ze specjalnego papieru. Gapimy się jak zaczarowani na zręcznedziewczyny, które ugniatają roślinną masę, rozbijają ją, płuczą,łączą z kwiatami, suszą, tną a potem sprzedają gotowe parasolki zaniewielkie pieniądze. Oj zapłacimy za nadbagaż!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze