Czy Pani nie wie, co się na świecie dzieje?!
URSZULA • dawno temuNie zawsze wydajniej znaczy lepiej - zbyt sprawna organizacja pogrzebów powoduje, że czujemy się skrępowani, a wręcz zażenowani traktowaniem uczuć żałobników. Po mszy, z kaplic przycmentarnych wyruszyło jednocześnie kilka konduktów żałobnych, które starały się dotrzeć do celu nie wchodząc sobie w drogę.
Smutna wiadomość: umarła moja ukochana profesor, specjalistka od religii Wschodu, mądra i charyzmatyczna osoba. Informacja ta przygnębiła mnie, postanowiłam więc wrócić ze wsi, gdzie spędzam wakacje, by, jak to się mówi eufemistycznie, pożegnać ją na ostatniej drodze życia. Był to pierwszy pogrzeb, w jakim uczestniczyłam w moim życiu, ponieważ wszyscy moi bliscy mają się dobrze. I szczerze mówiąc — choć zabrzmi to idiotycznie, lecz zaraz wyjaśnię dlaczego — nie życzę największemu wrogowi uczestniczenia w ceremonii pogrzebowej podobnej do tej, którą odprawiono mojej pani profesor, w żadnej z ról.
Sam wybór obrządku katolickiego był pogwałceniem praw pani profesor, gdyż nie dość powiedzieć, że była ona ateistką, to wręcz zaciekłą przeciwniczką religii chrześcijańskiej — do tego stopnia, że nie obchodziła Świąt Bożego Narodzenia. Ale cóż, nie ona go przecież organizowała, a poza tym ciężko mi sobie wyobrazić w Polsce pogrzeb w obrządku, dajmy na to, buddyjskim. Zresztą jak w takiej chwili uszanować niezależność ateisty?
Po mszy, z kaplic przycmentarnych wyruszyło jednocześnie kilka konduktów żałobnych, które starały się dotrzeć do celu nie wchodząc sobie w drogę. Jako że cmentarz jest nowy i nie rosną tam żadne duże drzewa, wszystkie orszaki świetnie się wzajemnie widziały. Nie byłam odosobniona w uczuciu, że uczestniczę w czysto formalnym przedsięwzięciu, w rodzaju odprawy paszportowej. Nie zawsze wydajniej znaczy lepiej — zbyt sprawna organizacja pogrzebów powoduje, że czujemy się skrępowani, a wręcz zażenowani traktowaniem uczuć żałobników. Widok czterech pijanych grabarzy i przystrojonego czarną koronką Melexa, który wiózł trumnę, dopełniał wspólnego dla wszystkich uczestników konduktu poczucia absurdu.
Jednak najbardziej koszmarnym aspektem całego ceremoniału była sama msza. Rzadko bywam w kościele, a jeżeli już bywam, to aby podziwiać architekturę, a nie wysłuchiwać kazań, więc trudno mi osądzić, jakie wypowiedzi księdza mieszczą się w „normach krajowych”, a jakie już nie. W każdym razie, to co padło z ust księdza na mszy za duszę profesor nie mieści się w moich standardach dobrego smaku. Otóż na mszy żałobnej za duszę pani profesor, gdy nadszedł czas na konkretne modlitwy w konkretnej intencji, po których wierni wygłaszają formułę „Ciebie prosimy, wysłuchaj nas panie”, padły dwie supliki:
„Módlmy się za wszystkich ludzi gdzieś na świecie, którzy teraz umierają…”
oraz
„Módlmy się za naszą ojczyznę, aby Bóg uchronił ją przed czwartym rozbiorem.”
Wróciłam do domu udręczona i zażenowana tą bezduszną ceremonią, której byłam uczestniczką. Jedyną pociechę znalazłam wyobrażając sobie, jak dowcipnie świętej pamięci profesor podsumowałaby swój pogrzeb.
Jeszcze wczoraj nie życzyłabym nikomu takiego pogrzebu, jaki odprawiono mojej pani profesor, a już dziś życzę go mojemu sąsiadowi spod dziesiątki. Okoliczności zmusiły mnie do zadzwonienia do niego przez domofon, po czym wywiązał się między nami następujący dialog:
— Przepraszam pana, jestem pańską sąsiadką spod jedenastki. Zapomniałam kluczy, czy mógłby mi pan otworzyć drzwi na klatkę?
— No ja absolutnie nie wiem, co Pani sobie wyobraża! Czy Pani nie wie, co się na świecie dzieje?!? — I zdecydowanie odłożył słuchawkę.
Tak, zdecydowanie nie wiedziałam, że na świecie dzieje się aż tak źle, aż do momentu, jak porozmawiałam z moim sąsiadem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze