Koszmarne imprezy integracyjne
CEGŁA • dawno temuLedwo przyszłam do nowej pracy, spodobało mi się, znalazłam sobie swoją małą norkę, okopałam się tak, jak lubię, a tu bach! Na początku grudnia impreza integracyjna! Sam zestaw tych dwóch słów wywołuje u mnie drgawki. Jeśli każą mi wspinać się po górach albo jeździć na nartach, to chyba zwariuję. Czy jestem wariatką, czy tylko osobnikiem aspołecznym?
Kochana Cegło!
Nie mam się kogo poradzić w sprawie, która nie daje mi spać po nocach, jestem jak sparaliżowana! Ledwo przyszłam do nowej pracy we wrześniu, spodobało mi się, znalazłam sobie swoją małą norkę, okopałam się tak, jak lubię, a tu bach! Na początku grudnia impreza integracyjna! Sam zestaw tych dwóch słów wywołuje u mnie drgawki, ale… chyba jednak jest to coś więcej, myślę, że może nie jestem do końca normalna?
Wiem, że nie powinnam potępiać wszystkiego, cokolwiek mi się nie podoba, załóżmy jakiejś mody, którą osobiście uważam za głupią. Innym to akurat może pasować. Najkrócej powiem, że pierwsza i dotąd jedyna impreza integracyjna (brr!!!), w jakiej brałam udział z własnej głupoty, mogłaby się nazywać w moim pamiętniku „Koszmar minionego lata”. Nie przesadzam, uwierz! A o swojej głupocie piszę, bo jednak na początku zawsze jest wybór, nie mogę powiedzieć, że ktoś mnie do czegoś zmuszał. Każdy mógł zgłosić, czy jedzie na imprezę, czy woli pracować, czy mieć 2 dni wolne. To jest po prostu presja otoczenia plus jakiś strach przed odstawaniem od grupy, a tak się składa, że ja jestem mało grupowa. Nawet wykształcenie i rodzaj pracy dobrałam sobie tak, żeby mieć samodzielność w działaniu, ciszę, spokój i podlegać tylko jednemu szefowi. I mój charakter nie działa na szkodę pracy, naprawdę – właśnie potrzebna jest samotność i możliwość skupienia. Jestem jakby jednoosobowym działem i mogę być na uboczu zespołu. No, chyba że pojadę na wyjazd firmowy!
W poprzedniej pracy, półtora roku temu, była u nas zupełnie zwariowana dziewczyna od załatwiania tych rzeczy. Bardzo zresztą spoufaliła się z firmą organizującą nam wyjazd, a konkretnie z jednym człowiekiem stamtąd. Działali jak zgrana para terminatorów, prześladujących ludzi do krwi ostatniej – teraz trochę sobie żartuję. Impreza była na szczęście w ośrodku blisko Warszawy, ja wróciłam w połowie pobytu, istna ucieczka zza drutów. Najpierw może były i fajne pomysły, np. zamienianie się na pracę – każdy mógł spróbować tego, co na co dzień robi inny kolega, to było w porządku. Dobrze mi poszło naliczanie pensji (mam skończony kurs kadry i płace), aż się nasza pani księgowa zdumiała – normalnie zajmuję się prenumeratą i wysyłką. Ale już gdy na przykład miałam zrobić prezentację, takie lipne wyświetlanie z laptopa różnych danych na ekranie dla klientów zewnętrznych, to wsypałam się kompletnie, tylko dlatego, że miałam publiczność. W salce siedziało raptem 6 osób, nic od tego nie zależało, a ja zdrętwiałam od szyi w dół, tak samo jak w szkole, kiedy trzeba było powiedzieć wiersz przed całą klasą. Zawsze z tym miałam problemy i nawet wyższą szkołę wybrałam pod kątem tego, żeby nie mieć ustnych egzaminów.
Dalej już były naprawdę horrory, nazwane przez organizatorów „zajęciami w terenie”. Mnie to przypominało ten idiotyczny program Nieustraszeni, chociaż robaków nikt nie kazał zjadać. Właśnie między innymi dlatego sądzę, że jestem lekko psychiczna, bo większości to się podobało, albo dobrze udawali. Skręcali się ze śmiechu i bawili w najlepsze. Był jeden taki sądny dzień w lesie, gdzie musieliśmy przeprawiać się przez strumień po wąskim pniu, wciągać się na jakichś linkach, szukać czegoś po ciemku na czas (było kilka drużyn). Wszystkich tych rzeczy śmiertelnie się bałam. Pomimo zachęty i życzliwości ludzi, nic mi nie wychodziło – wpadałam do wody jak ostatnia ofiara, opóźniałam swoją drużynę. Powiedziałam sobie: nigdy więcej! Zapytałam potem w biurze koleżankę, czy to nie było zbyt szalone dla przeciętnych ludzi. Ona na to – no cóż, mamy średnią wieku w firmie poniżej 30 lat, więc według tego ułożyli nam program.
Ja nawet pływać nie umiem! Zapisałam się kiedyś na naukę pływania dla dorosłych. Pomyślałam, że jak zobaczę ludzi w moim wieku i starszych, poczuję się raźniej. Gdzie tam! Na basen przyszły prawie same szesnastolatki – nie wiem po co, chyba żeby sobie popływać lub się popisywać, bo żadna nauka na pewno nie była im potrzebna, skakały ze słupków do wody jak foki w cyrku! Ja jedna jedyna byłam tam „niedojdą”, więc zrezygnowałam.
A teraz z tym wyjazdem w grudniu. Boję się, ponieważ to jest daleko, w górach, jedziemy firmowym autokarem i niełatwo będzie stamtąd uciec. I znów ta sama historia – mogłam nie jechać! Miesiąc temu szef kompletował listę chętnych, żeby załatwić odpowiednią liczbę pokoi. Niestety, każdy mówił, że jedzie, a jedna koleżanka powiedziała mi nawet ze śmiechem, że to jest prezent świąteczny od firmy i wymiganie się byłoby „bardzo nie pi-arowskie”. I znów okazałam się tchórzem, zgodziłam się, chociaż jeszcze bardziej boję się wyjazdu.
Ostatnio próbowałam podpytać naszą panią od PR o szczegóły imprezy – oczywiście co usłyszałam? „Niespodzianka!” i chytry uśmieszek! Aż mnie zemdliło! Bo jak każą mi wspinać się po górach albo jeździć na nartach, to chyba zwariuję. No powiedz Cegło, proszę, czy ja jestem wariatką, czy tylko osobnikiem aspołecznym? Jak mam się teraz zachować, skoro już powiedziałam „a”?
B. jak Beksa
***
Kochana B.!
Bardzo trudno zawyrokować, czy w ogóle istnieją ludzie stuprocentowo normalni – to zależy od wielu kryteriów. Ale chciałabym Cię od razu uspokoić: przy założeniu, że jest jakaś umowna norma, Ty od niej nie odbiegasz:). Jeśli jednak będziesz nadal tak konsekwentnie karczować swoją indywidualność, pomniejszać swoje osobiste potrzeby, upodobania czy niechęci – jest ryzyko, że w końcu zwariujesz. Z tego powodu. Nie dlatego, że boisz się wody i głupich pomysłów innych ludzi, tylko dlatego, że boisz się być sobą. To po pierwsze.
Po drugie, Twoje dygresje (nawet jeśli odrobinę tu i ówdzie przesadzasz) układają się w pewien obraz – patrz wyżej – i chyba warto, żebyś poświęciła nieco uwagi swoim zahamowaniom, niezależnie od nadchodzącej imprezy. Jesteś dziewczyną znającą swoją wartość, przynajmniej na gruncie zawodowym. Umiesz i lubisz pracować samodzielnie, co na określonych stanowiskach jest wielkim atutem. Nie każdy musi być graczem zespołowym, naprawdę! Potrafisz również trafnie wychwytywać absurdy rzeczywistości. Są to Twoje niewątpliwe plusy, które, zamiast pomniejszać, powinnaś wykorzystać do walki ze słabościami. Nie namawiam Cię bynajmniej do wewnętrznej przemiany w kierunku zostania mistrzynią sportów wyczynowych – raczej do regularnego ćwiczenia asertywności, samodzielnie lub (niestety:)) w grupie osób z podobnym problemem.
Warto nauczyć się cenić własne zdanie i wyrażać je – także w formie odmowy. Wymaga to jedynie podleczenia tremy, na którą, jak sądzę, cierpisz od dzieciństwa. Trema pomniejsza nasze osiągnięcia życiowe, skoro dzisiaj równie trudno jest nam przeciwstawić się presji otoczenia, jak kiedyś powiedzieć publicznie wierszyk… Dlatego też, jeżeli swój strach przed wystąpieniami publicznymi czy przebywaniem w dużej grupie ludzi oceniasz jako paniczny, porozmawiaj z lekarzem. Silne wegetatywne objawy – drżenie czy drętwienie kończyn, kłopoty z oddychaniem – mogą wskazywać na jedną z wielu odmian nerwicy — wówczas warto pomyśleć o odpowiednich lekach.
A tak na marginesie – asertywność to również zwrócenie się do ratownika na basenie z uwagą: — Przepraszam, ale chyba trafiłam do niewłaściwej grupy. Zapłaciłam za kurs pływania dla dorosłych. Czy będzie mnie pan uczył indywidualnie, czy wskaże mi pan inne rozwiązanie?. To na wypadek, gdybyś kiedyś chciała spróbować jeszcze raz…
Po trzecie wreszcie, zdefiniujmy krótko dobrego specjalistę PR i udaną imprezę integracyjną. Specjalista taki ma nie tylko charyzmę i zdolności organizacyjne. Jego narzędziem pracy jest rzetelna, wielokierunkowa znajomość psychologii, która umożliwia mu w kontaktach interpersonalnych szybką, trafną ocenę grupy, poszczególnych jej członków i panujących w niej stosunków. Jeśli takiej – czyli kompetentnej — osobie powierza się przygotowanie ww. imprezy, wiadomo, czego można oczekiwać. Przede wszystkim, program powinien być „odtajniony” z wyprzedzeniem, by umożliwić pracownikom podjęcie decyzji. I z pewnością jedynymi „niespodziankami” na takim zlocie powinny być szeroko rozumiane nagrody: luksusowe zakwaterowanie, wystawna kolacja, ogłoszenie premii i awansów. Wyłącznie doping pozytywny. Współzawodnictwem zajmujemy się 5 razy w tygodniu w pracy, wystarczy. Jeśli natomiast w wyniku „niespodzianki” część ludzi czuje się zestresowana, przyparta do muru, umęczona i ma ochotę dać nogę, to impreza jest niewypałem, a jej organizator – amatorem. (Lub – rzeczywistym celem imprezy nie była integracja, lecz… manipulacja. Niestety, bywa tak w niektórych firmach i wówczas jedynym ratunkiem jest ucieczka… z firmy).
Naturalnie, nawet profesjonaliście, jak to się mówi, trudno zadowolić wszystkich. Zawsze jednak pamiętajmy, że „załoga” to nie kierdel zalęknionych owiec, potulnie zmierzających w kierunku, narzuconym przez dwa wyszczekane owczarki. I jeśli ludzie w sytuacji przymusowej tak się właśnie zachowują, to wcale nie znaczy, jak sama zauważyłaś, że naprawdę im się to podoba. Dlatego można na przykład umieścić w programie imprezy zabawy z gatunku ekstremalnych (bez referendum :)), ale zawsze powinny być to rozrywki OPCJONALNE – tak, by nikt nie czuł się zobligowany do walki ze swoimi lękami na forum kolegów z pracy, a potem, co gorsza ośmieszony, tylko mógł w tym czasie pójść do muzeum czy na piwo.
Na koniec wracam do Twojego aktualnego dylematu. Piszesz, że nieźle czujesz się w nowej firmie, a że dysponujesz niezłym instynktem – podejdź do sprawy optymistycznie. Daj szansę „pani od PR”, może tym razem nie jest to ktoś o mentalności surowego pana od wuefu… A skoro podlegasz bezpośrednio szefowi firmy – spróbuj jego poprosić o uchylenie rąbka tajemnicy. Użyj drobnego wybiegu – na przykład, że brałaś ostatnio silny antybiotyk i wolałabyś się w najbliższym czasie nie forsować. Odpowiedzialny przełożony potraktuje Twoje wątpliwości ze zrozumieniem. I na pocieszenie – owszem, zostało mało czasu, ale ZAWSZE masz prawo zrezygnować w ostatniej chwili z powodów osobistych. Tylko nie wolno Ci zamartwiać się potem wyimaginowanymi konsekwencjami! Pracujesz w firmie od niedawna i jeszcze zdążysz się zintegrować, na miarę Twoich służbowych obowiązków i osobistych sympatii.Trzymam mocno kciuki!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze