Ośli upór
CEGŁA • dawno temuDzień, w którym pożegnałam się z rodzicami, mogę nazwać pamiętnym. To było cztery lata temu. Wrócili wtedy z sanatorium trzy dni przed terminem, bo zabrakło im kasy. Urocze, prawda? Tyle zdążyli krzyknąć z przedpokoju, potem znaleźli mnie w łazience. Leżałam z moim chłopakiem na waleta w wannie i paliłam skręta. Mieliśmy po 19 lat.
Kochana Cegło!
Dzień, w którym pożegnałam się z rodzicami, zamiast ładnie się przywitać, mogę nazwać pamiętnym. To było cztery lata temu. Są ludźmi generalnie dość rozimprezowanymi, w związku z tym wrócili wtedy z sanatorium trzy dni przed terminem, bo zabrakło im kasy. Urocze, prawda? Tyle zdążyli krzyknąć z przedpokoju, potem znaleźli mnie w łazience. Leżałam z moim chłopakiem na waleta w wannie i paliłam skręta. Dodam, że mieliśmy po 19 lat, chociaż mój osobisty Wysoki Sąd chyba to przeoczył.
Dostałam od tatusia po buzi, mój Kajtek chciał niby do niego skoczyć, ale jakoś głupio mu było wychodzić nago z wody, żeby nie pogarszać sytuacji. W sumie panowie całkiem się do tego dnia lubili, ojciec uczył Kajtka jeździć samochodem i takie tam bzdety. Wreszcie rodzice wyszli z łazienki (po wyrażeniu swoich opinii na kilka spraw), mama poszła płakać do kuchni, tato zamknął się w sypialni. Ja się spakowałam i tak się zaczął pierwszy dzień reszty mojego życia.
Rok mieszkałam u moich dziadków ze strony ojca, którzy zostali za to surowo „ukarani”, to znaczy rodzice też przestali się do nich odzywać. Nie chciałam mieszać im w życiu, więc Kajtek zabrał mnie do swojej rodziny, która może nie jest zbyt rozrywkowa, za to normalna i miła, żadnej dulszczyzny czy wyższości moralnej.
Dziś jesteśmy po licencjacie. Wynajęliśmy mieszkanie, Kajtek rozkręcił firmę z kolegami. Żyjemy w normie krajowej, on pracuje 10–12 godzin na dobę, za rok — dwa chcemy zabrać się oboje za magisterkę. Na razie jestem w piątym miesiącu ciąży, ślub na Gwiazdkę. Cóż więcej mogę dodać? Kontaktu z rodzicami nie miałam absolutnie żadnego przez te lata. Wysłaliśmy zaproszenia na ślub – zostały w innej kopercie odesłane do dziadków, zaadresowane pismem taty, oczywiście… Wiem, że niby należało zawieźć, ale… jestem w ciąży i bałam się zdenerwować, a Kajtek mnie poparł. Jego rodzicom jest trochę przykro, że to będzie taka jednostronna uroczystość, myślę, że nie do końca rozumieją tę sytuację, ale akceptują mnie. Może dla nich to łatwiejsze, bo nie jestem ich dzieckiem?
Jest mi przykro, ale w taki dziwny, abstrakcyjny sposób. Rodzice to dla mnie mglista przeszłość, tyle się przez te lata zdarzyło w moim życiu bez nich. Za tamtą sytuację w najmniejszym stopniu nie czuję się winna i nie jestem gotowa do żadnej „skruchy”. Byłam dorosła, wychodzę za chłopaka, który był moim pierwszym i jedynym. Za co ci ludzie mnie nienawidzą? Nie wiem, codziennie i bez skutku staram się im wybaczyć. Oni, jak widać, nie starają się o nic. No cóż, wymarzony ślub będzie miał mały defekt…
Ewa
***
Kochana Ewo!
Nie da się ukryć – to bardzo niewesoła sytuacja i zapewne daje Ci w kość bardziej, niż sobie uświadamiasz. Istnieje wprawdzie teoria na temat rodziców, którzy w najwyższym stadium zawziętości rozklejają się na wieść o wnuku, osobiście jednak znam przypadki, gdy nawet to „nie działa”. A Twoi rodzice to straszni twardziele – zwłaszcza tata, który jest najwyraźniej motorem tej rodzinnej afery.
Skoro interesują Cię, mimo upływu lat, ich motywacje, mogę to i owo podpowiedzieć na wyczucie. Jesteś jedynaczką. Rodzice mają do Ciebie stosunek „zadaniowy”, co, uwierz mi, nie oznacza wcale braku miłości – po prostu, jest dla dziecka dużo trudniejsze. Miałaś być ideałem, cokolwiek to dla nich znaczy. Córką niezawodną we wszystkim. Pamiętaj, że zamiłowanie do imprez wcale nie musi oznaczać luzu, liberalnych poglądów czy tolerancji w stosunku do własnego dziecka – rodzicielstwo to „przypadek szczególny”, gdzie czasami zmieniają się ludziom wszystkie kryteria.
Zresztą, jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że ani troszkę się tego nie domyślałaś. Ostatecznie, zapraszałaś chłopaka na randki pod ich nieobecność – to chyba jakoś świadczy o wcześniejszych relacjach i zasadach panujących w Twoim domu, prawda? Nie miałaś raczej zielonego światła na uprawianie seksu pod tym dachem i wiek nie ma tu wiele do rzeczy, bo to tabu nadal bardzo silne w naszym społeczeństwie. Złamałaś je niechcący. To nie była przecież manifestacja dorosłości. Rodzice mieli wrócić za trzy dni, a Ty respektowałaś ich poglądy i pewne rzeczy przed nimi ukrywałaś. Nie ma sensu udawać, że było inaczej. Ich reakcja była drastyczna, ale moim zdaniem przewidywalna. Jeśli nad tym pomyślisz, przyznasz mi rację.
Reszta to już pasmo błędów po obu stronach konfliktu. Do rodziców nie można wezwać pogotowia mediacyjnego, wiadomo. Utworzyli wspólny front – mamie widocznie „wygodniej” było się nie buntować – którego niestety nikt nie próbował przełamać. Skoncentrowałaś się na głębokiej urazie z powodu policzka i od razu podjęłaś decyzję o wymarszu. Napisałaś, że rodzice rozeszli się do osobnych pomieszczeń… Nie napisałaś jednak, czy zostałaś wyrzucona z domu. Wydaje mi się, że nie. To był prawdopodobnie ten pierwszy i najważniejszy zmarnowany moment: kiedy nie zapukaliście z Kajtkiem do żadnych drzwi, by podjąć negocjacje. Za bardzo gotowaliście się w środku i ja to rozumiem. Opuściłaś ich z genem zawziętości w bagażu i… dalej było już tylko gorzej. Obie strony zatrzasnęły się w sobie, pielęgnowały pretensję o brak kontaktu, ale nikt nie chciał pierwszy wyciągnąć ręki.
Rodzice nie czują do Ciebie nienawiści, Ewo. Ale są nadal ugodzeni do żywego, jakby Twój „akt dojrzałości” rozegrał się przed nimi wczoraj. Jeszcze się z tego nie otrząsnęli, tymczasem — dostali pocztą zaproszenie na ślub. Ja wiem, brzmi to absurdalnie, pewnie jednak traktują to jak… kolejną obrazę. ZNÓW zrobiłaś coś bez ich wiedzy i zgody, okazałaś lekceważenie i brak szacunku, chciałaś ich na pewno zranić, dobić… Taki mechanizm miłości-nienawiści można przyrównać do relacji między dawnymi kochankami: jedno zdradza, odchodzi, a po kilku latach przysyła jeszcze mściwie zaproszenie na ślub, by pokazać, że postawiło na swoim… Nie podejrzewam, że przyświecała Ci intencja (choć na pewno nie była szczególnie ciepła, przyznasz), tak jednak została odebrana.
Rodzice byli od Ciebie bardzo uzależnieni i nadal są. Nie potrafią pogodzić się z faktem, że im się wymknęłaś, że kolejne etapy Twojego życia nie następowały wedle ich planu i pod ich kontrolą. Wasza więź została przerwana zbyt gwałtownie. Ale to nie znaczy, że równie gwałtownie można ją odtworzyć.
Ślub, dziecko (czy wiedzą o nim?) to dla nich ciąg dalszy terapii szokowej.
Nie tędy droga, Ewo. Musisz na razie odpuścić. Wiem, że to boli, ale ostatecznie radziłaś sobie bez nich przez cztery lata… Trudno, będzie ślub bez rodziców. Oni też to mocno przeżyją. I może za kilka miesięcy ktoś otrzeźwieje, porzuci ośli upór i zrobi mały kroczek do zgody. A gdyby tak uruchomić dziadków jako emisariuszy? W końcu są starsi, zatem doroślejsi od Was wszystkich.
Życzę Ci wiele radości w tak ważnym dniu. Niech to będzie kolejny pierwszy dzień reszty Twojego życia… podczas której uda się naprawić to, co się zepsuło.Mocno trzymam kciuki za całą Twoją rodzinę!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze