Kijek w szprychach
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuZatracanie się w pracy to zazwyczaj ucieczka od problemów. Prawdopodobnie miałeś tam tyle zajęć, że nie miałeś czasu myśleć o swoich kłopotach – czy o to chodziło? Mogłeś się też sprawdzić, ciekawe zadania pozwalały Ci samemu sobie udowodnić własną wartość.
Droga Margolu,
Trafiłem przypadkiem na Twoje porady. Zrobiły na mnie duże, dobre wrażenie.
Nie radzę sobie. Szukam pomocy. Jestem singlem po trzydziestce. W moim życiu był trudny okres, straciłem pracę, byłem leczony operacyjnie, dopadła mnie depresja. Teraz jest trochę lepiej, ale daleko jeszcze do tego, co było kiedyś. To chyba punkt krytyczny. Nie wiem, co zrobić ze swoim życiem, w którą stronę ruszyć. Myślę, że jestem w nieodpowiednim miejscu, że idę złą drogą. W moim życiu jest wiele problemów, część jest ważniejsza: na teraźniejszość rzutuje z pewnością to, że mój ojciec nadużywał alkoholu, co ostatecznie doprowadziło do rozwodu rodziców. Kluczowe wydają mi się sprawy przedłużającej się depresji i mojej ścieżki zawodowej.
Mimo że zawsze interesowałem się sztuką i znajdowało to odbicie w wynikach i ocenach z przedmiotów takich jak plastyka i zajęcia praktyczno-techniczne, ostatecznie wybrałem zawód bliski innej mojej pasji – biologii. Skończyłem szkołę medyczną, a w końcu zostałem technologiem żywności. Po skończeniu studiów kilka razy zmieniałem pracę, zwykle pracowałem krótko (6, 8 miesięcy). Spełnienie znalazłem w handlu — pracowałem jako zastępca kierownika działu spożywczego w hipermarkecie. Bardzo lubiłem tę pracę. Miałem wrażenie, że mam wszystko: dobrą pensję, ustawową ilość wolnego, szefów „na poziomie”. Praca była interesująca, wielozadaniowa, twórcza, miałem uczucie, że się rozwijam i mam perspektywy. Moją radość potęgował fakt, że mieszkałem w dużym, pięknym mieście i miałem fajne lokum.
Angażowałem się w pracę prawdopodobnie zbytnio, to budziło niesmak wśród współpracowników, a z czasem także zazdrość i zawiść bezpośredniej przełożonej. Moje wyniki zaczęły spadać, gdy zachorowałem po zlekceważeniu kontuzji i po tym gdy ominął mnie awans. To w połączeniu ze złą współpracą z nową kierowniczką spowodowało zerwanie stosunku pracy (po 11 miesiącach) na zasadzie porozumienia stron. Wtedy dopiero odczułem, ile straciłem. Myślę, że w moim stosunku do tej pracy już dawno było coś chorego, jakieś zaślepienie, mania. Czułem się tak, jakbym tam przyrósł, jakbym miał z nimi wspólny krwiobieg. Później nie wierzyłem w to, co się dzieje. Kolejna praca – w dziale sprzedaży – tylko pogorszyła mój stan. Nienawidziłem jej — całymi dniami prawie nic nie robiłem, poza wykonaniem kilku telefonów. Miałem wrażenie, że nie używam tam mózgu.
Później było to, co najgorsze: zabiegi operacyjne, długa rehabilitacja, walka z depresją i dwa krótkie okresy (trzymiesięczne) zatrudnienia w dwóch liczących się firmach handlu detalicznego na stanowiskach kierowniczych. Pracując tam, nie mogłem się odnaleźć. Cały czas wracałem myślami do tamtego miejsca, tamtego miasta. Często dochodziłem do wniosku, że nie potrafię żyć gdzie indziej. W moim życiu jest bałagan. Taka ścieżka zawodowa nie dodaje mi chwały, a moi „fani” (personalna) z ulubionego miejsca pracy dbają o to, aby zepsuć mi opinię przy byle okazjach. Zmieniłem się, wiem o sobie więcej, jednak cała ta historia ciągnie się za mną, kładzie się cieniem.
Wkrótce miną dwa lata, odkąd ustało moje oficjalne zatrudnienie. Przedłużające się bezrobocie pogarsza moją sytuację (nie bardzo wiem, jak tłumaczyć to na rozmowach kwalifikacyjnych). W tym czasie utrzymywałem się z prac dorywczych, często ciężkich. Mój dyplom nie bardzo się przydaje. Zaliczyłem okres upadku wartości i niewiele mnie interesuje. Większość jest nudna, nie dość dobra. Chcę czegoś więcej. Nie potrafię wybrać nowej drogi. Nawet jeśli to ulubione miejsce było dość fajne, myślę, że powinienem robić coś innego. Myślę o zmianie zawodu na związany z moimi talentami (rysunek, malarstwo, fotografia, grafika, moda, psychologia, architektura). Część moich kłopotów wynika z przedłużającej się depresji — m.in. problemy z podejmowaniem decyzji, ograniczanie kontaktów z ludźmi, pesymistyczne myślenie, wiele objawów somatycznych. Myślę też o wyjeździe za granicę. Ale boję się (to nietypowe) nieznanego, niewygody, znoju, brudu i tego, że będę pionkiem, mięsem armatnim itp. Boję się, że przegram swoje życie, że przepadnę.
Dodam, że próbowałem psychoterapii, ale nie znalazłem właściwego terapeuty. Teraz jestem chyba w fazie zwanej dystymią. Praca zespołowa zwykle mnie nuży (tempo, niesnaski, gierki i powolne wymyślanie rozwiązań) i wielokrotnie słyszałem, że jestem indywidualistą (co być może utrudnia mi funkcjonowanie w grupie). Moi szefowie zwykle potrzebowali kogoś „głupszego” ode mnie. Jestem inteligentny, mam szerokie horyzonty, otwarty umysł, a jednak nie znajduję rozwiązań i to martwi mnie najbardziej. Proszę o pomoc.
Pozdrawiam,
GR
***
Drogi GR,
Ustalmy jedno: jeśli w szprychy wsadzić listewkę, to jakkolwiek by człowiek szybko pedałował, daleko nie ujedzie. Kluczowe dla rozwiązania Twojego problemu wydaje się porządne wyleczenie depresji. Psychoterapia – tak, ale też terapia farmakologiczna. Musisz posprzątać w sobie ten chaos, z którego najprawdopodobniej nie wyrwiesz się samodzielnie. To, że nie znalazłeś odpowiedniego terapeuty, jest tylko wymówką. Prawdopodobnie po pierwsze – nie umiesz się zmusić do leczenia (może na razie w jakiś perwersyjny sposób jest Ci z tym dobrze?), a po drugie – jeżeli zacząłeś terapię, masz całkiem naturalny odruch obronny polegający na zanegowaniu kogoś, kto pytaniami wprowadza Cię w dyskomfort. Niestety, tak będzie z terapeutami, bo taka ich rola.
Alkoholizm ojca – to na pewno jest trudne i bolesne, wciąż tkwi zadrą w sercu – ale niewątpliwie ta zadra spowodowała parę kolejnych. Dlaczego jesteś sam? Czy to Twój wybór? Wiesz, dlaczego go dokonałeś? Co Tobą powodowało, jakie przewidziałeś konsekwencje, czy potrafisz się z nimi pogodzić? Samotność bywa stanem dobrym, ale najczęściej powoduje pogłębienie problemów. Bywa, że człowiek „dziczeje”, w ogóle traci chęć i umiejętność nawiązywania kontaktów międzyludzkich… A czy ten stan samotności nie wynika z irracjonalnej obawy, że kogoś skrzywdzisz albo ktoś skrzywdzi Ciebie? Naprawdę, potrzebujesz terapii i kogoś, kto żelazną ręką dopilnuje wizyt i tego, żebyś sprawy poruszone w trakcie rozmów z psychologiem przemyślał. Jeśli jesteś samotny, sam powinieneś mieć dla siebie żelazną rękę w tej sprawie… Potrafisz?
Uwierz mi jako staremu praktykowi – w każdej pracy można się odnaleźć i postawić sobie takie zadania, które mogą przynieść satysfakcję. Przynajmniej do czasu wypalenia zawodowego… To jednak nie następuje po trzech, ośmiu miesiącach ani nawet po dwóch latach. Wyjątkiem są zajęcia poniżej czyichś kwalifikacji, wtedy to naprawdę trudna sprawa. Skoro jednak masz, jak piszesz, dość szeroką alternatywę w Twoich uzdolnieniach artystycznych, próbuj rzeczywiście zmienić zawód albo znajdź taki, który pozwoli połączyć te dwie pasje… Jeśli nie potrafisz dogadać się z szefem, spróbuj może działać na własną rękę. Usiądź z kartką i czymś do pisania, zanotuj – co umiesz robić, co chciałbyś, co sprawiałoby Ci satysfakcję. Przygotuj biznesplan, rozejrzyj się za dotacjami dla bezrobotnych otwierających własną działalność albo za dofinansowaniami dla małych przedsiębiorstw. Poszukaj inkubatora przedsiębiorczości, znajdź wszelkie formy pomocy – są przecież agencje wspierające i merytorycznie, i rzeczowo – a to lokalem, a to infrastrukturą… Zacznij pracę w systemie „sam sobie sterem i okrętem”. Jedno mogę Ci obiecać. NIGDY nie będziesz miał czasu nudzić się w pracy.
Mogę Ci obiecać jeszcze jedno (co mi szkodzi, wszak jestem kobietą…): to zapewne nie jest ostatni kryzys w Twoim życiu. Niewątpliwie wiele zależy od tego, czy (i jak) uporasz się ze swoimi rozterkami na tym etapie. Depresję trzeba wyleczyć, inaczej będzie nawracała i psuła wszystko, co wielkim wysiłkiem uda Ci się zbudować. Przy okazji leczenia depresji uporządkuj też swoje wnętrze. Łatwiej będzie Ci wchodzić w kolejny, podobno najtrudniejszy zakręt w życiu mężczyzny, z dużą czterdziestką na znaku. To już za dziesięć lat… Nie masz zbyt wiele czasu na złożenie w satysfakcjonującą całość swoich klocków. A wierz mi, wejście w ten zakręt bez przygotowania, zamocowania wszystkich luźnych części, aktualnego przeglądu technicznego i tym podobnych może się źle skończyć.
Zastanawiasz się, jak wyjaśniać pracodawcom swoje perypetie zawodowe – krótkie okresy zatrudnienia, przedłużające się bezrobocie. Tłumaczyłabym to trudną sytuacją osobistą, z której wyszło się mocniejszym, bogatszym o parę doświadczeń i głębszą wiedzę o sobie. Jeśli zaznaczysz, że to było osobiste, nie będą raczej dopytywać. Dodawszy do tego niedawną sytuację na rynku pracy, powinieneś uwiarygodnić się w ich oczach. A pozostawienie tego bez wyjaśnienia (nawet kosztem przyznania się do okresowej słabości) będzie rodziło wątpliwości…
Z tym, co się w Tobie kłębi, nie jedź za granicę. Posprzątaj najpierw swoje wnętrze, wylecz się – wtedy możesz zacząć myśleć o wyjeździe. Osłabiony obecnymi dolegliwościami duszy, na pewno miałbyś trudności z adaptacją w nowych warunkach. Poza lepszą sytuacją finansową pobyt na obczyźnie niesie sporo niemiłych objawów towarzyszących…
Wygląda na to, GR, że bez wzięcia się w garść z pomocą terapeuty i leków nie ruszysz z miejsca. Rusz zatem z miejsca do lekarza. Raz, raz! I napisz, jak Ci idzie.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze