Zakochaj się w mojej rodzinie!
CEGŁA • dawno temuMam 30 lat, mieszkam z babcią i bratem, który jest chory na porażenie mózgowe, a także z trzema kotami i jednookim psem. Mój braciszek większość czasu jest na wózku. Marzę o normalnym życiu, w większej rodzinie – z mężem i własnymi dzieciakami. Ale lata lecą, a ja nie widzę kandydatów, którzy wezmą mnie razem z Julkiem jako posagiem. Są ciężkie, męczące chwile, czasem aż po łzy. Mój partner musiałby w tym wszystkim uczestniczyć.
Droga Cegło!
Na pewno widziałaś film Lepiej być nie może z Helen Hunt, cudowny, wspaniały, jedyny na świecie! Jest tam taka scena, że ona po randce zaprasza kolesia do siebie na seks, a tam w domu 7 nieszczęść: wścibska mamusia, chore dziecko, bałagan, ciasnota… Prawdziwe życie zwykłej, uczciwej kobiety, która nie odniosła sukcesu materialnego i tylko dlatego jest obywatelem klasy B. No i chłoptaś się płoszy, wiadomo, to nie jest scenariusz na sobotni wieczór zadufanego japiszona, co on zresztą mówi jej wprost.
Gdzie mi do boskiej Helen Hunt, która nawet z tacą kelnerską wygląda jak wielka dama serca i duszy, bije z niej blask mądrości, dobra, ciepła. To w końcu nie tylko postać, ale też prawdziwy człowiek, wybitna aktorka i godna pożądania kobieta… Nie porównuję się więc z nią, ale sytuację w życiu miałam podobną (czy kilka podobnych, szczerze mówiąc) i one doprowadziły do tego, że zastanawiałam się, czy nie wejść na ścieżkę bestialskiego mordu:).
Otóż, mam 30 lat, mieszkam z bardzo nowoczesną, wyrozumiałą, żwawą babcią i dużo młodszym bratem, który jest chory na porażenie mózgowe. Nie jest tak źle, bo każde ma swój pokój. Do tego są „terapeuci”: 3 koty i jednooki pies:). Mój braciszek bardzo kiepsko chodzi, większość czasu jest raczej na wózku. Jest słodkim nastolatkiem, ale w tej chorobie miewa się humorki, raz wesoły, raz upierdliwy, hałaśliwy, rozkapryszony jak niemowlak, trzeba go wtedy opanować. Do tego ma niekontrolowany wyciek śliny, co nie każdemu musi się podobać.
Szczerze powiem, marzę o normalnym życiu, nie takiej kaczki dziwaczki, w większej rodzinie – z mężem i własnymi dzieciakami. Ale lata lecą, a ja nie widzę kandydatów, którzy wezmą mnie razem z Julkiem jako posagiem (psem i kotami mogłabym się z babcią ostatecznie podzielić:)). Znajomi, przyjaciele nawykli do mojej sytuacji, często gęsto biesiadują u nas i świetnie łapią kontakt z Julkiem. Na przykład w większej grupie coś gotujemy i wygłupiamy się przy tym razem jak przedszkolaki. Niczego sobie nie wmawiam: jestem szczęśliwa, gdy mój brat jest wśród wesołych ludzi i sam się śmieje. O rozstaniu z nim nie ma mowy, jeśli idzie o mnie. Nie będę udawać, że to jakaś filmowa idylla, są ciężkie, męczące chwile, czasem aż po łzy. Mój partner musiałby w tym wszystkim uczestniczyć.
No i tu kicha, bo chłopaki do wzięcia są jakieś drętwe. Trochę się już zagubiłam w tych kalkulacjach i taktykach. Kiedyś to już na pierwszej randce wywalałam na stół, co i jak. Potem ukrywałam to, jak długo się da – aż mi się zdawało, że danemu kolesiowi bardzo na mnie zależy i wszystko już weźmie na klatę… Ale myliłam się. Wszyscy zmykają jak karaluchy po zapaleniu światła.
Rekordzistą był pewien pożal się Boże poeta ze Skierniewic, z którym poznawałam się przez Internet. Dostał posadę nauczyciela w szkole integracyjnej (!!!) w Warszawie i wtedy zaczęło się naprawdę, nie na niby. On już przed przyjazdem wiedział absolutnie wszystko o nas, widział nawet Julka na zdjęciach, a mnie opiewał w wierszach jako czystą, stuprocentową, mocną miłość. Z babcią flirtował przez telefon, a bez zwierząt to w ogóle nie wyobrażał sobie życia, w Skierniewicach miał króliki i gołębie… Jego zachwyt pękł jak bańka, gdy zawieźliśmy kiedyś Julka do restauracji, a tam brat się czymś zdenerwował czy przestraszył, rozlał wodę i pociągnął mojego „wielbiciela” za koszulę, urywając guzik – a w rzeczywistości to była chęć przytulenia się do kogoś ze wstydu i strachu, ja znam te gesty i odruchy na pamięć.
Więcej kolegi nie ujrzałam na oczy, nie tłumaczył niczego, a nawet moje maile „odbijały się” od jego skrzynki, musiał to specjalnie ustawić…
Nie wiem, jak niesamowitej miłości i poświęcenia wymaga związanie się z kobietą taką jak ja. Pewno większej niż moja do Julka, chociaż daleko mi do egzaltacji. Co jest z tymi facetami?! Czy to tchórzostwo, wygodnictwo, a może obrzydzenie? Naplułabym na nich wszystkich, z premedytacją:), bo mój Julek może tylko niechcący kogoś obślinić, gdy ten ktoś nie uważa.
Ninka
***
Droga Ninko!
Mogę sobie jedynie Ciebie wyobrazić w codziennej krzątaninie – praca, dom, wspólne posiłki z babcią i bratem, czasem z przyjaciółmi, karmienie zwierzaków, spacery z psem… Do tego zapewne jakaś rehabilitacja Julka, zabiegi, wizyty u lekarza. Dla Ciebie to już norma, po prostu Twoje życie, które w pełni afirmujesz, wskazuje na to choćby humor, z jakim je opisujesz. Ale — doba to doba. Myślę, że Twoja jest wypełniona co do minuty. Czy Ty przypadkiem nie chowasz się za tym wszystkim, nie uciekasz przed perspektywą własnego, w jakiejś mierze niezależnego życia?
Nie wiem, jak Cię postrzegali w tym wszystkim Twoi dotychczasowi „zalotnicy”, których tak krewko podsumowałaś… Czy w ogóle umieli Cię wyodrębnić, wyłuskać, wyabstrahować z tego całego obrazu. I czy Ty im to w jakikolwiek sposób ułatwiłaś. Sądzę, że nie. Może sama nie widzisz siebie jako osobnej istoty.
Bo widzisz… Jest tak, że każdą inność, odmienność czy po prostu nowość związaną z ukochanym człowiekiem można zaakceptować, po jakimś czasie nawet przyjąć za swoją. Musi to być jednak poprzedzone dwoma arcyważnymi etapami. 1. Etapem „sam na sam” dwojga zainteresowanych; 2. Etapem oswojenia z otoczeniem. I oba powinny trwać tyle czasu, ile potrzebuje ta strona, która jest „przybyszem” – rozumiesz, o czym mówię, prawda?
Mogę się tylko domyślać, że w swoich dotychczasowych działaniach na romantycznym polu postawiłaś sobie za główny cel znalezienie męża, który pokocha Twojego brata i zgodzi się z nim mieszkać, uczestniczyć w opiece etc. Mąż jako cel — całkiem życiowy, tylko nie jestem pewna, czy dobrze rozłożyłaś akcenty i dodatki, ani czy dobrą metodą doń dążyłaś.
Jak sama widzisz, zmiany taktyki na nic się przydały. Zbyt szybka otwartość owszem, ma prawo wystraszyć każdego, zwłaszcza, że pobrzmiewa jak ultimatum przy ubijaniu interesu, a nie jak pogawędka zapoznawcza na randce. Nieładnie jest kłamać, ale dozować napięcie warto. Potem szłaś w drugą krańcowość, unikając tematu w ogóle, a przecież do końca nie da się go unikać. Takie zachowanie sugeruje coś wręcz odwrotnego, niż reprezentujesz sobą, Ninko: że wstydzisz się swojej rodziny, brata, jego choroby, że Cię to żenuje i uważasz to za przeszkodę w ułożeniu sobie życia! Trudno, żeby ktoś się zachwycił takim podejściem. A poza tym – masz wiele racji, ludzie są leniwi i jeśli Ty sugerujesz, że coś jest ciężarem, oni też zaczynają tak to traktować – po co ładować się w kłopoty, na dodatek cudze.
I tu docieramy do sedna. Jeśli chcesz, by mężczyzna pokochał Cię dla Ciebie samej, musisz pobyć z nim sama. Niech wie o Tobie tyle, ile trzeba, niech ma czas przemyśleć, jakie obowiązki wzięłaś na siebie, a Ty z kolei daj mu odczuć, ile siebie jesteś uczciwie gotowa przeznaczyć na tę relację, jakie masz jeszcze „rezerwy” czasu i uczuć. Ale nie wciągaj go od razu w wir waszych radosnych biesiad w sprawdzonym gronie – może poczuć się tam intruzem, bo nie każdy lubi metodę totalnego zanurzenia.
To można rozegrać różnie – poprzez dłuższe randkowanie, wspólny wyjazd. Postaraj się to sobie jakoś zorganizować, przecież we własnej rodzinie przybędzie Ci obowiązków i będziesz i tak kiedyś musiała część uwagi przekierować z Julka na męża i dzieci… Naucz się więc znajdować ten „własny” czas już teraz, by móc inwestować w ewentualny związek, poznać dobrze drugą osobę i dać się jej poznać – bez udawania i niedomówień. W końcu, Ninko, nie tylko o „zgodę” na Twojego brata tu idzie! Przede wszystkim chyba o to, żeby pan X podobał się Tobie… Żebyś go kochała i lubiła z wzajemnością – za coś więcej niż to, że nie odsunie się ze wstrętem na widok Julka. Ustaw sobie wyżej poprzeczkę, dziewczyno, bo Twoje priorytety trochę mnie niepokoją.
Wydaje mi się, że „poeta ze Skierniewic” doznał szoku poznawczego. Chyba zapomniałaś mu szepnąć na jednej z romantycznych randek, że Twój brat lubi robić psikusy, a czasem w miejscach publicznych się denerwuje i bywa nieprzewidywalny… Takie dawkowanie informacji z wyczuciem na pewno zapobiegłoby niejednej katastrofie w Twojej miłosnej biografii. Działasz vabank, niech się dzieje, co chce, kochaj albo spadaj! Błąd.
Ale – nie ma tego złego. Idealnego kandydata chyba jeszcze nie spotkałaś. A czy zauważyłaś – tak na marginesie – ile czasu zajęło bohaterom Twojego ulubionego filmu przedarcie się przez wzajemne uprzedzenia i dziwactwa, nim zdołali spokojnie pójść obok siebie na nocny spacer, zmierzając nieuchronnie ku wspólnemu życiu ze wspólnymi kłopotami? Dziecko bohaterki granej przez Helen było w jej życiu oczywistością, ale nie kartą przetargową, przyznasz.Trzymam kciuki za to, byś znalazła trochę czasu dla siebie…
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze