Zakochani na sto dwa
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuSą pary kochające się do szaleństwa. Stanowią niecodzienne widowisko. Nieustannie tulą się do siebie i jedzą sobie z dziobków. Szepczą czułości, często wyrażone w prywatnym języku zmysłowym. Mało co tak złości, jak szczęście innych, nawet tych, do których odnosimy się z życzliwością.
Ludzie nie są dla siebie zbyt dobrzy, ani przesadnie ze sobą szczęśliwi.
Trudno się temu dziwić. Życie jest ciężkie jak trening Pudziana a i naszym bliźnim cokolwiek brakuje do aniołów. Trudno jest trwać w związku przez lata i nie mieć sekretów względem siebie, za to o przypadkowe okrucieństwo jest łatwiej niż o numerek na Love Parade. Wydaje się nawet, że trwanie razem ma w sobie coś z heroicznego poświęcenia i rację mają instytucje państwowe ślące medale dla małżeństw świętujących złote gody. Jestem smutnym cynikiem, nikim więcej i czasem myślę, że związek dwojga, dwóch, służy jedynie kanalizowaniu złych emocji do środka. Niech rozleją się w czterech ścianach, zamiast szaleć wszędzie.
W większości związków, znanych mi i nie tylko, pragmatyzm wyraźnie dominuje nad uczuciem i nie ma w tym nic złego. Uczucia to chwiejna i niekiedy przykra dla wszystkich sprawa. Za to we dwoje łatwiej jest iść przez życie, nawet jeśli jedna strona strzela oczyma na boki, a druga tylko kombinuje, jakby tu podwędzić kasiorkę. Ludzie mają wątpliwości względem siebie. Większość, ale nie wszyscy.
Otóż, są pary kochające się do szaleństwa. Gdyby ich miłość mogła przybrać jakąś fizyczną formę, byłby to cyklon, w którego oku znajduje się polanka, a na niej dwa, powiedzmy, osiołki trącające się noskami. Czy coś takiego. Na wzajemne czułości mają całą wieczność, ograniczoną jedynie przez ewentualny wzrost popytu na kabanosy. Cyklon wygląda niesłychanie groźnie, ale gdyby jakiś przechodzień odważył się doń zbliżyć, dostrzegłby, że składa się wyłącznie z lukru.
W życiu prawdziwym tacy dwoje stanowią niecodzienne widowisko. Nieustannie tulą się do siebie i jedzą sobie z dziobków – nie ma żadnej przenośni w tym sformułowaniu. Szepczą sobie czułości, często wyrażone w prywatnym języku zmysłowym. Usługują sobie wzajemnie, jedno drugiemu doniesie kanapunię, drugie odwdzięczy się soczusiem, ewentualnie posprzątaniem dywaniczka z gówieneczka po psiesiaczku pieszczoszku-kociaczku i tak dalej. Doprawdy, trudno wyobrazić sobie seks w wykonaniu takiej słodziarskiej pary. Przecież nim przejdą do rzeczy, zatulą się na śmierć.
Gwoli ścisłości, nie mam na myśli zakochanych, lecz prawdziwie kochających się i to od dawna. Zakochanie zwykło skłaniać ludzi do wylewnego okazywania uczuć. Następnie, w miarę trwania związku postępuje ochłodzenie. Chodzi mi właśnie o sytuację, gdy ono jakoś nie chce nastąpić i stan zakochania, motylków w brzuszku, trzepotu serca i tym podobnych niedorzeczności utrzymuje się przez lata.
Taka para najczęściej staje się dziwadłem i otoczenie nie ma pojęcia, w jaki sposób ją traktować. Większość, łącznie ze mną, oczekuje dnia, w którym sikoreczkom wreszcie się odmieni i będą taką samą smutną, nerwową, cieszącą się na pokaz parą jak wszyscy wokoło. Z czasem staje się jasne, że takie wydarzenie nie nastąpi i trzeba obmyślić nową strategię działania. Temu wysiłkowi umysłowemu towarzyszy złość, że ktoś kocha się bardziej, niż my jesteśmy kochani.
Istnieją dwie podstawowe reakcje: wyśmiewanie i negowanie. Niejednokrotnie występują jednocześnie, w różnych proporcjach. Śmiech jest reakcją przynajmniej pozornie uzasadnioną, gdyż kochający się do szaleństwa ludzie, widziani z zewnątrz, są bezbrzeżnie zabawni. Śmieszy ich słownik, zachowania, niemal teatralne okazywanie czułości. Rozweselony obserwator najczęściej zapomina, że człowiek wygląda najśmieszniej podczas uprawiania seksu, co z kolei prowadzi do pytania: ile razy ty byłeś śmieszny w zeszłym miesiącu?
Negacja każe z kolei podejrzewać istnienie jakiegoś grubego kłamstwa za tym całym, w domyśle fasadowym zakochaniem. W końcu najbliżsi najczęściej się okłamują. Uśmiechy, czułości i inne słodkości mają skrywać ponurą tajemnicę. Każdy, kto ma trupa w szafie, cieszy się, gdy szafy wszystkich wokoło wypełnia podobna zawartość. Należy tylko otworzyć drzwi. Niekiedy, rzeczywiście, miłosne gejzery skrywają niemiły sekret, co oczywiście świadczy na ich korzyść. Skoro ludzie się oszukują, niech przynajmniej będą dla siebie mili.
W innych przypadkach negacja prowadzi do ośmieszenia się negującego. Nie chodzi nawet o to, że nie odkryje żadnej tajemnicy. Zawsze coś się znajdzie, w tym przypadku drobiazg, który zostanie niezawodnie nadmuchany do rozmiarów Godzilli. On, zamiast trzech piw wypił osiem i udawał trzeźwego. Ona poszła na kawę z dawnym chłopakiem, pogadali sobie dwie godziny i każde poszło w swoją stronę. W oczach negatora te zachowania urastają, odpowiednio, do rozmiarów alkoholizmu i nimfomanii, zapowiadają też lawinę przyszłych nieszczęść, w myśl odwiecznej i nieprawdziwej przecież zasady – im komuś jest lepiej, tym prędzej mu się pogorszy.
Dzieje się tak dlatego, że gorąca, wrząca nawet miłość jest zjawiskiem rzadkim w naszym świecie. Przypomina cielę o dwóch głowach. Nie wiadomo co z takim cudakiem zrobić.
Reagujemy na nią właśnie jak na dziwadło, stwora, którego w jakiś sposób należy obłaskawić. Dwugłowy cielak poza dziwnym wyglądem nie ma żadnego uzasadnienia dla swojego trwania, więcej nawet, nigdy nie powinien się zdarzyć, gdyż cielęta, wiadomo, mają łeb jeden, koniec i kropka. Stąd próby znalezienia zastosowania dla zjawiska, które nie służy niczemu poza swoim własnym trwaniem, stąd złość i śmiech, kiedy nie znajdujemy.
Trzeba też dopowiedzieć, że mało co tak złości, jak szczęście innych, nawet tych, do których odnosimy się z życzliwością. Nieprzypadkowo w Talmudzie napisano, że najlepszą zemstą jest prowadzenie dobrego życia (pisałem i o tym, nawet szeroko). Ponieważ człowiek wie, że złoszczenie się na coś, na co w żadnym wypadku nie wypada się złościć, nie jest fajne, złości się jeszcze bardziej, na nich, na siebie, w końcu na wszystko wokoło.
Pozostaje tylko podjęcie pewnego zobowiązania. Odtąd będę patrzył na szaleńczo kochające się pary z całą życzliwością, na jaką mnie stać. Nie jest to wiele, ale zawsze coś.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze