Nieprzewidywalny jak Bieszczady
CEGŁA • dawno temuWszystkie komedie romantyczne wyśmiewają tekst „potrzebuję trochę przestrzeni”, pokazując, że to stuprocentowa zapowiedź zerwania. Na szczęście świat nie jest aż tak prosty. Twój facet strzelił gigantycznego focha. Proponuję, żebyś zrobiła dokładnie to samo co on: zamiast cierpieć, wykorzystała samotność jak coś pozytywnego i solidnie wszystko przemyślała.
Kochana Cegło!
Bardzo cierpię, jak pewnie wszyscy, którzy do Ciebie piszą, więc postaram się nie rozklejać tak całkiem, żeby nie zanudzić.
Sprawa jest taka. Jesteśmy ze swoim chłopakiem świeżo po studiach, razem od ponad 2 lat, mamy po 24 lata, wynajmujemy małe mieszkanie w „gorszej” części Krakowa, ale jesteśmy (byliśmy?!!!) bardzo w nim szczęśliwi i mamy ciekawsze pasje niż kupowanie mebli. Poznaliśmy się na trekkingu na Słowacji, no i tak się to zaczęło, po prostu oboje kochamy wędrować. Ale nie o tym chcę pisać.
Od zimy zaczęliśmy planować naszą wielką wyprawę w Bieszczady. Może się uśmiejesz, ale Bartek zna tam każdy kąt, a ja jakimś cudem nigdy tam nie byłam. No i oboje mamy wielkie problemy z wzięciem urlopu, a tu nagle udało się wydębić od szefów poza sezonem aż dwa tygodnie! Bartek pieczołowicie wszystko zaplanował, za zaoszczędzone pieniądze zgromadziliśmy wreszcie nasz pierwszy profesjonalny sprzęt – dobre buty, plecaki, śpiwory, namiot i tak dalej, bo podobno „Biesy” to góry kapryśne. Trasy opracował tak, żebyśmy jak najmniej zawijali do portu, ale było w naszych planach kilka schronisk oraz siedliska, które Bartek znał, bo należą do jego znajomych. On, jak się okazało przy tej okazji, zna sporo fajnych, nietypowych ludzi, którzy „wyemigrowali” z dużego miasta – nawet tak klimatycznego jak Kraków – i woleli zamieszkać bliżej natury. No, ale znów popadam w dygresje.
Na początku byliśmy oboje niesamowicie podnieceni tą wyprawą. Bartek aż do przesady. Robił różne tajemnicze miny, błądząc palcem po mapie, puszczał mi półuśmieszki. Intrygowało mnie to, zaczęłam nawet podpytywać, co knuje, ale nie odebrał tego żartobliwie, tylko się naburmuszył, że zamiast się cieszyć, wiercę mu dziurę w brzuchu. Nieoczekiwanie wprawiło mnie to w szczeniacko-romantyczny nastrój, zaczęłam się w duchu bawić w zgadywanki. Czy może tam ma się wydarzyć coś dla nas Ważnego? No, wiesz, nie mam na myśli seksu, bo to już się stało, ale coś dużo poważniejszego.
Jakby na potwierdzenie moich domysłów, z łazienki znikł na jeden dzień mój ulubiony pierścionek. O kurczę, pomyślałam, to się dzieje naprawdę! Bartek pewnie chciał mi kupić zaręczynowy, a przecież nie zna rozmiaru, więc „pożyczył” sobie tamten! Przez kilka dni unosiłam się w powietrzu jak na skrzydłach.
Atmosfera zaczęła się psuć na jakieś 2 tygodnie przed wyprawą. Podczas rozmowy o jakimś bardzo długim odcinku do przejścia w jeden dzień zapytałam, czy na pewno dam radę. Bartek zbagatelizował to, powiedział tylko: będziesz przecież pod MOJĄ opieką, prawda? Pytanie moje może i było głupie, bo już niby dotarliśmy się w różnych górach, ale…
Innym razem zagadnęłam o te siedliska, w których mieliśmy nocować u znajomych Bartka – co to za ludzie, bo nigdy dotąd o nich nie wspominał. Zaznaczam, że moje pytania były bardzo życzliwe, spokojne, wynikały z czystego zainteresowania drugą, bliską osobą, o której przecież ciągle dowiadujemy się różnych nowych rzeczy. Nie miałam absolutnie złych intencji.
Niestety, Bartek zareagował bardzo źle, w zasadzie to była awantura z jego strony. Wykrzyczał, jakobym nie miała do niego zaufania, przesłuchiwała go, zamiast z nim rozmawiać… i różne takie, aż przykro powtarzać. Było bez sensu. Nie zrozumiałam przyczyn tego wybuchu, a on nie wyjaśnił.
Reszty się pewnie domyślasz. Bartek pojechał w Bieszczady sam. Powiadomił mnie o swojej decyzji na 4 dni przed faktem. Powiedział, że chyba musimy przystopować – on w każdym razie potrzebuje wyciszenia, dystansu, chwili na przemyślenia. I żebym nie brała tego do siebie, tylko uwierzyła i zrozumiała, że faceci czasem tak mają.
Cóż ja? Oczywiście, nie postawiłam żadnego ultimatum. Dobrze, jedź, kochanie, skoro ci to potrzebne. Od 9 dni siedzę sama w Krakowie. Zero kontaktu. Czy komórki tracą zasięg w Bieszczadach? I o co szło z tym znikającym pierścionkiem? Pewnie mi się przyśniło, albo coś sobie ubzdurałam, wymarzyłam, a on po prostu wpadł za pralkę… Nie można zaplanować romantycznych zaręczyn w górach, a potem zrezygnować z powodu błahej w sumie sprzeczki!
Nie wiem, co myśleć. Z mojej strony nic się przecież nie stało. Bartek zostawił mnie na 2 tygodnie, nie licząc się z moimi planami, co tu mówić o moich uczuciach i jeszcze oczekuje ode mnie zrozumienia, akceptacji. A ja domyślam się najgorszego, tylko nie rozumiem: co i kiedy mogło się wydarzyć złego między nami, bo ja tego nie zauważyłam? I niestety, mam do niego straszny, nieopanowany żal. Zwłaszcza o to, że milczy.
A co Ty sądzisz?
Krakowianka jedna
***
Droga Krakowianko!
Kiedy jakieś zdanie w liście wpadnie mi w oko, muszę od niego zacząć, dziś więc zacznę od końca: najgorsze ze wszystkiego, co opisałaś, jest właśnie milczenie. I nawet może nie tyle z powodu niepokojącego stadium Waszych uczuć, ile z powodu dość dużej niefrasobliwości Bartka (piszę tak, chociaż wiem, że zjadłaś z Nim beczkę soli na górskich szlakach. Jak widać, jeszcze za mało). Zgadza się, Bieszczady to góry specyficzne. Użyłabym nawet mocniejszego słowa niż „kapryśne”. Dlatego lekceważenie ich jest równie głupie jak lekceważenie uczuć swojej dziewczyny. Bo nawet jeśli Bartek uznał, że rozstaliście się w pewnym konflikcie, nie zwalnia Go to w żadnych okolicznościach z obowiązku regularnego kontaktu z Tobą. Po to, żebyś była spokojna o losy Jego samotnej, jak sądzę wyprawy, i o Jego fizyczne bezpieczeństwo. Innymi słowy, jeśli stanowczo postanowił odizolować się i pomyśleć, „co dalej”, powinien był to zrobić jak człowiek odpowiedzialny – konsekwentnie nie wchodzić na tematy osobiste, ale codziennie dawać choćby lakoniczny znak życia. To może tyle w kwestiach porządkowych.
Teraz coś bardziej optymistycznego. Głuche milczenie z Jego strony może być jedynie manifestacją głębokiej urazy, którą musi przetrawić. A w przypadku głębokiej urazy człowiek traci rozsądek. Z tego, co napisałaś, wynika, że jesteście dobrą parą i wiele Was łączy. Tego się trzymajmy. Co zatem mogło się stać?
W Jego odczuciu raczej nic definitywnego czy rozstrzygającego – po prostu strzelił gigantycznego focha. W przeciwnym razie nie prosiłby Cię o zrozumienie. Inna sprawa, czy Ty wybaczysz mu taką woltę – oczywiście, najpierw musiałoby dojść do wyczerpującej rozmowy. Na jaki temat? Bartek natychmiast po powrocie powinien spokojnie i z własnej inicjatywy wyjaśnić Ci, co Go AŻ TAK zdenerwowało, że postanowił zrujnować Wasz wymarzony urlop i zamienić go w turnus wilka stepowego.
Dla mnie wygląda to tak, jakby rzeczywiście zaplanował dla Ciebie jakąś niespodziankę-gigant, pomysł z zaręczynami we wspaniałym, przyjaznym i urokliwym miejscu wcale mi nie brzmi niedorzecznie! Problem w tym, że od początku do końca chciał przeprowadzić to SAM. Pokazać Ci nieznane góry, nowe miejsca, odsłonić przed Tobą kolejną część swojego życia pod postacią nietuzinkowych przyjaciół. Jak Ty, ja również zgaduję… Chciał być Twoim przewodnikiem, szefem tej Wielkiej Wyprawy.
Twoje uwagi mogły nieco zaburzyć ten supermęski plan, wprowadzić niespodziewany element zagrożenia. Nie wierzysz w swoje siły? Aha, to znaczy, że on nie jest dla Ciebie wystarczającym oparciem. Dopytujesz się o szczegóły? Aha, jesteś zbyt praktyczna i zapobiegliwa, by w całości zdać się na Jego pomysły. Dziwisz się, że ma jeszcze jakichś znajomych, których Ty nie znasz? Aha, nie wierzysz mu, więc sondujesz i doszukujesz się w przeszłości podtekstów – a może pretekstów do zazdrości?
Nie chciałabym, żeby zabrzmiało to jako kolejny wywód o nieskomplikowanej i łatwej do rozszyfrowania naturze facetów. Wszystkie komedie romantyczne wyśmiewają tekst „potrzebuję trochę przestrzeni”, pokazując, że to stuprocentowa zapowiedź zerwania. Na szczęście świat nie jest aż tak prosty.
Co my tu mamy? Twój mężczyzna zachował się bardzo nieelegancko, nadszarpnął reguły prawdziwej bliskości. Ty być może nagle zaczęłaś zachowywać się i mówić inaczej niż dotychczas, wprawiając go w popłoch lub we wściekłość (lub jedno i drugie). W efekcie rozdzieliliście się w każdym sensie na 2 tygodnie.
Proponuję (mimo, że niewiele masz już czasu), żebyś zrobiła dokładnie to samo co on: zamiast cierpieć, wykorzystała samotność jak coś pozytywnego i solidnie przemyślała całe zdarzenie, ewentualnie — cały Wasz związek, ale z tym już nie przesadzaj…
Czekam na wieści po powrocie wilka z wyprawy…
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze