"Zakochani widzą słonie", reż. Dagur Kari
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuZakochani... przekonali mnie bardziej niż poprzedni film Kari, obficie nagradzany Noi Albinoi. Jest tu więcej zderzeń, interakcji i puent. Film jest zabawny, ma dopracowane postaci i naturalne dialogi, szeroką perspektywę i przestrzeń. Pozornie chaotyczne losy bohaterów układają się symetrycznie, niczym przyciągane magnesem opiłki.
Bezpretensjonalna opowieść o dojrzewaniu outsidera, podszyta romantyczną komedią i całkiem poważnym, egzystencjalnym dramatem. Wyluzowany do szpiku kości Daniel żyje na obrzeżach społeczeństwa. W ciągu czterech lat zarobił czterdzieści koron. Snuje się po sytej, liberalnej Danii, z zasady nie sieje i nie orze, ale bogate społeczeństwo i tak go wyżywi.
Daniel jest również artystą, a konkretnie graficiarzem, wpadnie mu więc czasem trochę grosza. Jednakże sielanka stanie pod znakiem zapytania, gdy na drodze abnegata pojawi się ponętna niewiasta imieniem Franc. Słodka, roztrzepana i nieprzytomna, słowem idealna życiowa partnerka dla takiego typa jak Daniel. Wybranka niby to niczego nie oczekuje, ale sytuacja zaczyna zalatywać. Odpowiedzialnością, zafajdanymi pieluszkami i regularną pracą… Nie darmo utopijny socjalista Robert Owen mawiał, że obok religii i własności prywatnej to właśnie małżeństwo stoi za całym złem tego świata.
Film Dagura Kari to komedia charakterów, ba, nawet komedia postaw moralnych. Reżyser podejmuje ulubiony temat wielu artystów — skądinąd ograny wątek ludzi nieprzystosowanych i wiecznie niedorosłych. Trzeba przyznać, że prowadzi swoja wersję Piotrusia Pana w swoisty, interesujący sposób. Obok niefrasobliwego głównego bohatera mamy jeszcze jego druha, opasłego moralistę Dziadka. Dziadek jest osobnikiem chronicznie poważnym, konsekwentnie dążącym do celu i zapatrzonym w przyszłość, co widziane z perspektywy reżysera okazuje się równie komicznie i groteskowe jak postawa Daniela, skrajnego pasikonika.
Niebagatelna i nietuzinkowa jest postać Sędziego, potencjalnego odmieńca, zakamuflowanego na szczytach społecznej drabinki. Wątek egzystencjalnych niepokojów i przebudzenia Sędziego jest trochę bergmanowski, trochę trącający Tarkowskim. I, co najważniejsze, konsekwentnie pozostaje niedopowiedziany. Nawet gdybym zechciał, nie zepsułbym czytelnikom przyjemności śledzenia akcji.
Zakochani… przekonali mnie bardziej niż poprzedni film Kari, obficie nagradzany Noi Albinoi. Jest tu więcej zderzeń, interakcji i puent. Film jest zabawny, ma dopracowane postaci i naturalne dialogi, szeroką perspektywę i przestrzeń. Pozornie chaotyczne losy bohaterów układają się symetrycznie, niczym przyciągane magnesem opiłki.
Do tego film jest czarno biały i ma leniwe tempo. Wydarzenia sączą się w nim sennie, niczym znarkotyzowany koala. Jak twierdzą twórcy, wysmakowane czarno białe zdjęcia pozwoliły im zrobić film nowoczesny, ale też odnaleźć we współczesności odrobinę nostalgii. Już dla samej pracy operatora Manuela Alberto Claro (Rekonstrukcja) i rzadkiej sposobności obejrzenia w kinie czegoś, co nie miga i nie wybucha, warto obejrzeć ten film.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze