"Miłość na żądanie", reż. Yann Samuell
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuCo jeszcze oferuje Miłość na żądanie? W filmie jest sporo humoru i cierpkich obserwacji obyczajowych, sporo paradoksu, wykorzystania popkulturowych schematów i symboli. Sporo delirycznych monologów, w których Dalaj Lama sąsiaduje z atrybutami Pameli Anderson i sterydami Arnolda Schwarzeneggera. No i sporo jazdy na krawędzi, radości, jaką daje przekraczanie granic. Tytułowa miłość to dla bohaterów zabawa, kolejny narkotyk, służący delektowanu się smakiem ryzyka. A że smak ten nieuchronnie wietrzeje i domaga się nowych bodźców...
Jeszcze jedna odsłona odwiecznej historii o wielkiej miłości z przeszkodami à la Tristan i Izolda. Tym razem zasadniczą przeszkodą jest gra w żądania, którą podejmuje para rozkapryszonych dzieciaków. Zasady są proste — osoba trzymająca specjalny przedmiot, w tym wypadku stare pudełko, może domagać się drugiego gracza czegokolwiek, np. przeklinania na lekcji francuskiego, albo obsikania gabinetu dyrektora. Ale bohaterowie dorastają. Początkowo niewninna zabawa, w miarę uplywu lat, przybiera oblicze dosyć złowieszcze. Wykorzystanie, uwiedzenie, zerwanie zaręczyn – sympatyczna para nie cofnie sie przed niczym.
W upodobaniu do radosnego okrucieństwa Miłość na żądanie przypomina słynną Amelię. Tu również mamy kult dzięciecej wyobraźni, szalonych zabaw i niestandardowych zachowań. Wrabianie ludzi, głód cudowności i niezgodę na szarość codziennego życia. Tyle, że z większą domieszką drapieżności. Podobna jest też wybujałość wizji plastycznej; reżyser Yann Samuell był ongi rysownikiem komiksów i grafikiem, co widać.
Film ogląda się wybornie. Wbrew pozorom jest całkiem poważną i trafną opowieścią. Gra prowadzona przez Juliena i Sophie jest przecież rozwinięciem rytuałów, które przewijają się w każdym związku. Wzbudzanie zazdrości, utwierdzanie się w obopólnym przyciąganiu, piętrzenie przeszkód po to, żeby namiętnie się godzić… Perwersja przeciwko nudzie.
Co jeszcze oferuje Miłość na żądanie? W filmie jest sporo humoru i cierpkich obserwacji obyczajowych, sporo paradoksu, wykorzystania popkulturowych schematów i symboli. Sporo delirycznych monologów, w których Dalaj Lama sąsiaduje z atrybutami Pameli Anderson i sterydami Arnolda Schwarzeneggera. No i sporo jazdy na krawędzi, radości, jaką daje przekraczanie granic. Tytułowa miłość to dla bohaterów zabawa, kolejny narkotyk, służący delektowanu się smakiem ryzyka. A że smak ten nieuchronnie wietrzeje i domaga się nowych bodźców… To już zupełnie inna historia. Może na sequel?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze