Wydaje się, że jesteśmy w stanie panować nad swoim życiem: przewidzieć, jaki będziemy mieli dom, pracę, w kim się zakochamy, czy będziemy mieli dzieci. Nic bardziej złudnego. Wystarczy jedno spotkanie z obcym człowiekiem, pochopna decyzja albo błąd w trakcie jazdy samochodem i wszystkie nasze plany rozsypują się jak domek z kart. Taki los przypadł w udziale bohaterce Zapachu malin – najnowszej powieści Mariki Krajniewskiej. Irena była idealnym pracownikiem dużej korporacji. Ambitna, zawzięta, doskonale radziła sobie w kontaktach z klientami. Niestety pech zniweczył wszystkie jej plany. Na skutek wypadku samochodowego Irena, sparaliżowana, ląduje w szpitalu. To ciężki orzech do zgryzienia dla kogoś, kto był w stanie zaprogramować wszystko w swoim życiu. Teraz, zamiast nadzorować ludzi, bohaterka musi zdać się na pomoc innych.
Zapach malin Mariki Krajniewskiej to książka przemyślana od pierwszej do ostatniej strony. Autorce udało się stworzyć przede wszystkim wielogłosową opowieść, dziejącą się w różnych przestrzeniach czasowych. Wspomnienia prababki, opisujące okrutną wojenną rzeczywistość, tworzą kontrast dla refleksji Ireny, dla której najważniejszym celem była kariera i pieniądze, nawet za cenę małżeństwa. Podobnie dzieje się z opowieścią Zuzanny (prowadzoną w pierwszej osobie). Kobiecie tej również nie jest łatwo w życiu, a mimo wszystko odnajduje w sobie zadziwiające pokłady energii i wrażliwości. Także historia pielęgniarza, opiekującego się Ireną, pokazuje, że możliwe jest życie bez egoizmu, bo oparte na potrzebie bezinteresownego kontaktu z drugim człowiekiem.
Krajniewska w umiejętny sposób pokazała stopniową, powolną transformację głównej bohaterki. I na tym właśnie polega wiarygodność tej książki: tu nic nie dzieje się zbyt szybko, nic nie jest na wyrost. Można by powiedzieć, że w książce tej nie ma akcji jako takiej, bo wydarzenia snują się powoli, stanowiąc raczej tło, a nie podstawowy element fabuły. Nad tym wszystkim natomiast unosi się magiczny zapach malin, łączący w sobie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość (świetny pomysł nawiązujący do Proustowskiej magdalenki): Wciąż go czułam. Aromat malin. Nie wiadomo skąd się tu wziął. Maliny, maliny, a potem nagle bach i koniec. I nie było malin, nie było babki i nawet matki nie było. I nie było też Władka… Okrągły brzuch matki. Serdeczny śmiech matki. Uścisk mocny, matczyny, pełen ciepła. Potrzebny, aby żyć. Utracony wraz z nim. Wraz z nią.
Zapach malin Mariki Krajniewskiej to powieść warta wnikliwej lektury, bowiem książka ta pozwala nam zatrzymać się w pędzie życia, zwolnić na moment, zastanowić się nad naszym losem i poszukać lepszych rozwiązań. Najlepsze pomysły podsuwa nam życie, ale i literatura ma tu coś do powiedzenia.
www.papierowymotyl.pl