„Oczy ciemności”, Dean Koontz
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuNaiwność Koontza ma w sobie coś urokliwego – jego bohaterowie są prości i szlachetni, wrogowie wszechmocni, ale czy warto po raz trzydziesty czytać to samo. Mamy więc romans jak z harlequina, pościgi i strzelaniny wzorem z książek sensacyjnych, thriller i przyjemny paranormalny akcent. Całość, wymieszana może wywołać dobre wrażenie, ale wystarczy dowolną powieść rozebrać na wątki by odkryć, że Koontz pozbierał mdłe, banalne motywy, złączył ładnymi zdaniami, nadając pozór życia.
Jak dobrze być Deanem Koontzem. Odkąd umarła Barbara Cartland, amerykański autor bestsellerów jest bodaj jedynym pisarzem, który nie musi wymyślać swoich książek, ma bowiem jedną, którą nieustannie przepisuje na nowo. Ostatnio zdradził niechęć nawet do tej prostej czynności. Oczy ciemności pierwotnie ukazały się w latach osiemdziesiątych, kiedy to Koontz próbował utrzymać się na powierzchni, pisując pod pseudonimem. Powieść odkurzono, ponoć poprawiono (strach myśleć, jak wyglądała wcześniej) i wrzucono do księgarń.
Christina jest byłą tancerką, obecnie zatrudnioną przy choreografii – tworzenie kolejnych roztańczonych arcydzieł ma jej pomóc w uporaniu się z niedawnym nieszczęściem. Jej jedyny syn, Danny zginął wraz z kolegami w wypadku autobusu. Albo i nie zginął: przynajmniej na to wskazują napisy, pozostawione widmową dłonią w domu Christiny. Przedmioty fruwają, temperatura spada bez żadnego powodu, drukarka wypuszcza całe strony zapełnione widmowym przekazem i nawet szafa grająca w knajpie zacina się na słowach NIE JEST MARTWY. Pamparampampam.
Tak mógłby się zaczynać horror Grahama Mastertona. Mamy jednak do czynienia z Koontzem. Tina zyskuje sojusznika w postaci przystojnego Elliota. Razem podejmują próbę ekshumacji zwłok chłopca, co natychmiast uruchamia ludzi ze złowrogiej agencji rządowej, przeprowadzającej niemniej złowrogie eksperymenty. Tina, jako bezbronna tancerka wydaje się łatwym celem, na szczęście Elliot służył w wojsku, więc bez kłopotu wodzi za nos całą drużynę morderczych fachowców. Na nic miliardy dolarów, na nic tajne bazy gdzieś w górach, wystarczy odrobina sprytu i umiłowanie prawdy – tajemnica Danny’ego zostanie wyjaśniona, zły facet ukarany, nastaną czasy miłości i rodzinnego szczęścia.
Naiwność Koontza ma w sobie coś urokliwego – jego bohaterowie są prości i szlachetni, wrogowie wszechmocni, lecz powstaje pytanie, czy warto po raz trzydziesty czytać to samo. Gwoli sprawiedliwości – Koontz, choć powtarza ten sam schemat znalazł dla siebie oryginalną formułę literacką i w jej ramach czasem napisze coś przyzwoitego. W tym sensie Oczy ciemności można uznać za wprawkę do rzeczy bardziej udanych: Opiekunów lub Złego miejsca. Mamy więc romans jak z harlequina (ona piękna, uczciwa, samotna, on cudny jak z reklamy dżinsów i szlachetniejszy od Obamy), pościgi i strzelaniny wzorem z książek sensacyjnych, thriller (wszechwładna agencja rządowa) i przyjemny paranormalny akcent (tu chłopiec o zadziwiających możliwościach psychicznych). Całość, wymieszana może wywołać dobre wrażenie, ale wystarczy dowolną powieść rozebrać na wątki by odkryć, że Koontz pozbierał mdłe, banalne motywy, złączył ładnymi zdaniami, nadając pozór życia.
Lektura Dobrego zabójcy, poprzedniej książki Koontza wydanej u nas, pozostawiała czytelnika w przekonaniu, że równie niechlujnego, bzdurnego zakończenia nie da się wyczarować. W tym sensie Oczy ciemności naprawdę zaskakują. Koontz naprawdę stara się unaocznić trudną sytuację bohaterów, praktyczną niemożliwość zadania, które przed nimi postawiono, skrupulatnie prezentuje morderców z agencji tak, by wywołali w każdym niekłamane przerażenie. A wszystko to po to, by Elliot z Tiną dotarli tam, gdzie mają dotrzeć, pogadali z kim mieli pogadać, dowiedzieli się prawdy i odjechali w stronę słońca: losy łajdaków dopełniają się na jednej stronie. Naprawdę. Przez moment zastanawiałem się, czy z mojego egzemplarza książki nie wyrwano kilkudziesięciu ostatnich kartek.
Jeśli ktoś nie czytał Koontza, powinien sięgnąć po Złe miejsce lub Odwiecznego wroga, jedną z nielicznych powieści w których pisarz odszedł od schematu. Dla wielbicieli, jeśli tacy istnieją, Oczy ciemności okażą się niczym więcej, jak próbą wyciągnięcia pieniędzy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze