„Bzyk. Pasjonujące zespolenie nauki i seksu”, Mary Roach
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuKsiążka o badaniach na temat seksu, wyjaśnia w prosty sposób to, co nie udało się wielu naukowcom. To zabawna i jednocześnie kształcąca opowieść o orgazmie, ejakulacji, podnieceniu, łechtaczce i masturbacji. Znajdziemy tu ciekawe informacje, zarówno dla kobiet jak i mężczyzn. Jak zbadać reakcje pochwy, nie zawstydzając pacjentkę obecnością lekarzy? Gdzie znajduje się słynny punkt G? Wciągająca lektura, która nikomu nie odbierze ochoty na seks. Nie jest to jednak propozycja dla wstydliwych czytelników.
O seksie lubimy rozmawiać, seks lubimy oglądać (nie bądźmy pruderyjni!), ale o seksie rzadko czytamy (no, chyba że w kolorowych pismach). Prace naukowe przez przeciętnego czytelnika są raczej omijane – przede wszystkim ze względu na skomplikowane słownictwo, używane do mówienia o czymś, co w zasadzie skomplikowane nie jest. Aby zmienić stan rzeczy Mary Roach, amerykańska pisarka i dziennikarka popularnonaukowa, napisała popularnonaukową książkę o badaniach na temat seksu, wyjaśniając w prosty sposób to, co nie udało się wielu naukowcom.
Bzyk. Pasjonujące zespolenie nauki i seksu to zabawna i jednocześnie kształcąca opowieść o orgazmie, ejakulacji, podnieceniu, łechtaczce i masturbacji. Jeśli nie zarumieniliście się, czytając tych kilka fachowych określeń, książka Mary Roach na pewno przypadnie wam do gustu. Bo z całą pewnością nie jest to propozycja dla wstydliwych czytelników.
Jak wiemy, nauka o ludzkiej seksualności nie ma zbyt długiej historii, więc jej pierwsze poczynania, przypadające na lata 60. ubiegłego stulecia, wyglądają dość zabawnie – jeśli spojrzymy na nie z punktu widzenia tego, co medycynie w ogóle udało się osiągnąć od czasów Hipokratesa. Paradoks polega na tym, że nauka o ludzkiej seksualności stała się obiektem profesjonalnych, medycznych badań stosunkowo niedawno, właśnie z powodu pruderii i niezdrowych emocji, którymi nie potrafili oprzeć się naukowcy. Książka Mary Roach precyzyjnie opisuje to zjawisko. Autorka z przekorą cytuje fragmenty prac naukowych, których autorzy za wszelką cenę starali się nie powiedzieć czegoś, co było tak oczywiste: Obserwowana para to jednostka reaktywna. Orgazm rzadko kiedy bywa po prostu orgazmem: jest orgazmiczną fazę ekspresji lub też orgazmicznym uwolnieniem seksualnego napięcia. Kobieta, która go doświadczyła w połowie swoich seksualnych sesji, doświadczyła w istocie pięćdziesięciu procent orgazmicznego nawrotu. Porno to literatura stymulująca, a fakt, że komuś "nie stawał", określano jako niepowodzenia działania erekcyjnego.
Wszystko zaczęło się od księżnej Marie Bonaparte, która miała problemy z osiąganiem satysfakcji seksualnej. Zastanawiając się nad fizjologią swojego organizmu, przeprowadziła (jako totalna amatorka, wykazująca zainteresowania medyczne) kilka badań. Otóż pracując z zaprzyjaźnionymi lekarzami przyłożyła linijkę do 243 kobiet, z którymi przeprowadziła również wywiady na temat ich życia seksualnego. Badane trafiły do jednej z trzech kategorii, opartych na różnicach w odległości między pochwą a łechtaczką. W 1924 roku Bonaparte (pod pseudonimem A. E. Narjani) opublikowała wyniki swoich badań w czasopiśmie chirurgów Bruxelles – Médical. Później pojawił się lekarz Robert Latou Dickinson, William Masters i Virginia Johnson – specjaliści, którzy, jak pisze Roach, zamoczyli stopę w kipiących odmętach badań nad reakcjami seksualnymi człowieka.
Niestety pierwsze kroki nie były łatwe, bo zanim człowiek znalazł się w punkcie ich zainteresowań, wcześniej „na warsztat” zostały wzięte zwierzęta. Roach wspomina o badaniach Alberta R. Shadle’ego, który zajmował się kopulacją skunksów i świstaków oraz ich postkoitalnymi reakcjami behawioralnymi. To właśnie Shadle– pisze Roach – obalił mit, jakoby jeżozwierze kopulowały zwrócone do siebie twarzami – w rzeczywistości samica chroni samca przed własnymi kolcami poprzez pocieranie ogona i przykrywanie nim pleców jak tarczą. Na szczęście naukowcy doszli do wniosku, że seksualność zwierząt nijak ma się do zachowań ludzkiego organizmu.
A wszystko to za sprawą seksuologów i chirurgów, którzy odłożyli wstyd na bok i poważnie zajęli się ludzkim zdrowiem. Na kartach Bzyka pojawia się m.in. postać Geng-Longa Hsu – wybitnego specjalisty od męskich problemów. Ten tajwański chirurg miał w swoim życiu przeróżnych pacjentów z przeróżnymi dolegliwościami. O wyjątkowości niektórych operacji niech świadczy chociażby fakt, że w 2000 roku Wielki Mistrz Tu Jin-Sheng wraz ze swoimi uczniami przeciągnął przyczepę ciężarówki przez parking, ciągnąc ją na linie przytwierdzonej do penisa (technika ta ma nawet swoją nazwę; to yin diao gung – genialne kung-fu).
W książce znajdziemy mnóstwo ciekawych informacji, zarówno dla kobiet jak i mężczyzn. Jak zbadać reakcje pochwy, nie zawstydzając pacjentkę obecnością lekarzy? Proste rozwiązanie: zastosować dildo z wbudowaną kamerą. Skąd wziąć obiekty naukowych badań na temat seksualności? Wynająć „profesjonalistki”, którym trzeba będzie zapłaci za udział w badaniach. A może chcemy naprawdę wiedzieć, gdzie znajduje się słynny punkt G?
Tytuły niektórych rozdziałów same mówią za siebie: Księżniczka i jej ziarnko grochu, Kroniki zassania, Tajwańska technika i kolczatka na penisa lub Damski wzwód i Wibrator na receptę. Błyskotliwe podejście do tematu oraz niewątpliwa erudycja autorki czyni z Bzyka wciągającą lekturę, która nikomu nie odbierze ochoty na seks.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze