„Odwróceni zakochani”, Juan Diego Solanas
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuTrailery obiecywały klasyczną love story osadzoną w ciekawie nakreślonych realiach science fiction. Duże rozczarowanie. Pomiędzy bohaterami nie ma chemii, ognia, przyciągania. Całość jest zbyt długa, absolutnie przewidywalna, pozbawiona wdzięku.
Duże rozczarowanie. Trailery obiecywały klasyczną love story osadzoną w ciekawie nakreślonych realiach science fiction. Otóż gdzieś w kosmosie znajdują się dwie bliźniacze planety. Mieszkańcy tzw. Dołu zamiast nieba, słońca, gwiazd widzą zabudowania Góry. Widzą je od dołu: w obu światach działa przeciwna grawitacja. Patrząc na to z boku odnosimy wrażenie, że w świecie Dołu upada się do góry i odwrotnie (zasada lustrzanego odbicia). Obie planety łączy gigantyczny, metalowo-szklany wieżowiec: siedziba rządzącej obydwoma światami korporacji. Tu pracownicy Dołu mają swoje biurka na podłodze, pracownicy góry na suficie. Chyba, że spojrzymy na to z góry: wtedy widok przedstawia się… odwrotnie.
Brzmi nieco zawile? O dziwo twórcom udaje się prezentacja wymyślonego świata. Jest tu powiew niepokoju a’la Philip K. Dick, jest coś nieuchwytnego, intrygującego. Niestety: na tym koniec niespodzianek. Dalej wszystko dzieje się wg znanego schematu. Bogaci mieszkańcy słonecznej Góry wyzyskują zamieszkujących apokaliptyczny Dół biedaków, przekraczanie granicy między światami jest surowo zabronione. Poza wieżowcem obie planety łączą szczyty niedostępnych gór. Tam Góra i Dół są dosłownie na wyciągnięcie ręki. I tam właśnie zaczyna się przyjaźń dwójki dzieciaków, która z czasem przeradza się w zakazaną miłość nastolatków. Próba kontaktu (chłopak rzuca dziewczynie linę) kończy się wtargnięciem policji. Dziesięć lat później Adam (Jim Sturgess) widzi ukochaną Eden (Kirsten Dunst) w telewizji. Zajmuje ona wysokie stanowisko w korporacji. Oczywiście na Górze.
Dawno już nie widziałem filmu, który w tak dużym stopniu zaprzepaszczałby własny potencjał. Wynika to w dużej mierze z niezdecydowania twórców. Solanas i jego ekipa miotają się pomiędzy pełnym metafizycznego niepokoju science fiction a bajkową opowieścią o miłości niemożliwej. Wydaje się, że oba wątki pasują do siebie wyśmienicie, ale niestety: na oba twórcom zabrakło pomysłów. Ciekawa ekspozycja sf szybko ginie tu pod naporem zbyt wielu nielogiczności. O dziwo nie broni jej wizja plastyczna Odwróconych. Owszem, pojedyncze ujęcia zachwycają, ale znacznie częściej irytuje kiczowata kolorystyka, tekturowość dekoracji i nazbyt czytelne zapożyczenia (od Incepcji po klasyczne ilustracje biblijne). Niepokój szybko zastępuje groteskowość. Podobnie jest z wątkiem miłosnym: w założeniu naiwnie, bajkowo piękny szybko grzęźnie w estetyce pamiętnych foto story z Bravo Girl. Solanasowi mieszają się tzw. targety. Świat kreśli na potrzeby widzów dorosłych, miłość bohaterów wzruszyć może tu jedynie (a i to niekoniecznie) gimnazjalistki. Nie radzą sobie też aktorzy. Broni się jeszcze jako tako pełen łobuzerskiego wdzięku Sturgess, ale już lodowata Dunst zupełnie nie czuje roli. Pomiędzy bohaterami nie ma chemii, ognia, przyciągania. A, jak wiadomo, za niewiarygodnych kochanków ciężko trzyma się kciuki.
W dodatku całość jest zbyt długa, absolutnie przewidywalna, pozbawiona wdzięku. Z trudem wyczekane zakończenie bezczelnie uchyla furtkę (czyli zapowiada powstanie sequela). Tylko po co komu „dwójka”, skoro „jedynka” okazała się zwyczajnie nudna? Odradzam.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze