„David chce odlecieć”, David Sieveking
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuSensacja zeszłorocznego MFF w Berlinie, nagrodzona także na warszawskim Planete Doc Review. Bezlitosna, wnikliwa, rzeczowa dekonstrukcji mitu Maharishiego. Pojawia się refleksja nad kondycją duchową współczesnego człowieka. Nad obsesyjną chęcią odsunięcia od siebie odpowiedzialności, złożenia własnego losu w cudze ręce. Wciągające kino na najwyższym poziomie.
Sensacja zeszłorocznego MFF w Berlinie, nagrodzona także m.in. na warszawskim Planete Doc Review. Młody niemiecki filmowiec David Sieveking jest zafascynowany Davidem Lynchem. Postanawia poznać swojego mistrza. W tym celu udaje się na prowadzony przez autora Blue Velvet wykład o medytacji transcendentalnej (w skrócie TM). Lynch jest zagorzałym propagatorem tej doktryny, bezkrytycznie wierzy, że to jedyna droga do wewnętrznego spełnienia, a także niezawodne źródło inspiracji artystycznej. Zachęcony przez swojego mentora Sieveking postanawia wniknąć w głąb zjawiska. Niezrażony wysoką ceną uiszcza dwa tysiące euro wpisowego i w ten sposób rozpoczyna własną przygodę z ruchem medytacji transcendentalnej. Szybko przekonuje się, że cała struktura przypomina nie tyle skromną i uduchowioną komunę wiernych, co prężnie działającą firmę bezwzględnie nastawioną na wygenerowanie jak największych zysków.
Ciężko było mi uwierzyć w początkowe, idealistyczne nastawienie Sievekinga. Sprawia ono wrażenie mającego przekonać nas o bezstronności autora wstępu do treści właściwej. Czyli bezlitosnej, wnikliwej (i bardzo rzeczowej) dekonstrukcji mitu Maharishiego. A mit jest potężny: Maharishi to guru wspierany przez miliony wyznawców, w tym sławy takie jak Clint Eastwood, Mick Jagger, Mia Farrow czy nawet Beatlesi. Sieveking wnika coraz głębiej w struktury organizacji, a jego podróż znaczą kolejne przysłowiowe trupy w szafie. Zobaczymy skrzywdzonych i odrzuconych wyznawców (m.in. Erala Calana, który ofiarował Maharishiemu, bagatela, 150 milionów dolarów), odstawione na boczny tor kochanki słynnego ascety, kulisy akcji pozyskiwania gigantycznych funduszy na uniwersytety, które nie tylko nie powstały, ale nawet nigdy nie miały powstać. Poznamy opętanego faszystowską retoryką przywódcę niemieckiego oddziału organizacji. Jednocześnie zaobserwujemy codzienność szkoleń TM. A będzie to jeden wielki pokaz manipulacji i socjotechniki. Zmuszeni do cokolwiek upokarzających praktyk wyznawcy, którzy głęboko wierzą, że lada dzień nie tylko przenikną istotę bytu, ale też zaczną lewitować, przechodzić przez ściany… Na tym etapie film Sievekinga zyskuje drugie dno. Bo na pierwszym planie mamy (wciągające niczym rasowy thriller) śledztwo dziennikarskie. Ale gdzieś w tle coraz mocniej (chociaż dyskretnie i nienachlanie) pojawia się refleksja nad kondycją duchową współczesnego człowieka. Nad obsesyjną chęcią odsunięcia od siebie odpowiedzialności, złożenia własnego losu w cudze ręce. Najlepiej widać to na przykładzie samego Lyncha. Niegdyś gigant, który dyktował warunki całemu filmowemu światu, dziś autor bełkotliwych impresji (Inland Empire) trwoniący energię na promowanie fałszywych guru.
A jednak, ten kapitalny film trudno uznać za pełen sukces. Zabrakło tu tego, co prawnicy nazywają twardym materiałem dowodowym. Przywódcy organizacji co i rusz wymykają się Sievekingowi. Następcy Maharishiego podjęli wiele prób, by nie dopuścić do dystrybucji David chce odlecieć. Lynch osobiście interweniował u dyrekcji berlińskiego festiwalu żądając odwołania pokazu. Na szczęście bezskutecznie. Kontrą TM ma być Change Begins Within – ukazujący (rzekomo) prawdziwe oblicze organizacji dokument autorstwa samego Lyncha. Czy będzie to nudna agitka eksponująca boskie oblicze Maharishiego, czy przeciwnie: rzeczowa polemika z obrazem Sievekinga, o tym przekonamy się już niebawem. Póki co Sievekingowi należą się wielkie brawa: zerwał zasłonę milczenia, zamieszał kijem w mrowisku, przybliżył nas do poznania prawdy. I jeszcze sklecił z tego naprawdę wciągające kino na najwyższym poziomie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze